Biegli orzekną, czy kręgarz odpowiada za paraliż łodzianina

Policja przesłuchała 61-letniego Jana Pijewskiego, który po wizycie u łódzkiego kręgarza przestał chodzić. Zrobiła to na polecenie poleskiej prokuratury, która prowadzi w tej sprawie śledztwo.

O sprawie Jana Pijewskiego pisaliśmy 10 grudnia. Mężczyzna skorzystał z zabiegu w gabinecie leczenia schorzeń kręgosłupa przy ul. Gdańskiej, bo bolał go kręgosłup na odcinku lędźwiowym. Na wizytę, za którą zapłacił 120 zł, wybrał się z pełną dokumentacją medyczną. Wynikało z niej, że ma nowotwór prostaty oraz guzy nowotworowe przy kręgosłupie. Nie wiedział, że w takich przypadkach nie wolno robić żadnych masaży ani nastawień.

- Tymczasem on położył mnie na leżance na brzuchu i ucisnął z wielką siłą - mówi pan Jan. - Potem kazał mi wstać, ale nie mogłem. W końcu usiadłem z wielkim trudem. Spytał mnie: "Wie pan, dlaczego mam gabinet na drugim piętrze? Bo każdy, kto do mnie przychodzi, ledwo wchodzi, a biegiem schodzi".

Nie wiem, jak doczłapałem się do auta i dotarłem do domu. Potem upadłem i więcej już na własnych nogach nie stanąłem. Trafiłem do szpitala, gdzie lekarz uznał, że "niedowład kończyn wystąpił po zabiegu manipulacji na kręgosłupie".

- W śledztwie podstawowe znaczenie będą miały opinie biegłych, którzy po zapoznaniu się z dokumentacją choroby ustalą, czy i jaki wpływ mógł mieć wykonany zabieg na wystąpienie niedowładu kończyn - mówi prokurator Małgorzata Szcześniak-Bauer, szefowa Prokuratury Rejonowej Łódź-Polesie. - Sprawdzimy również, czy osoba przedstawiająca się jako kręgarz ma uprawnienia do wykonywania tego typu zabiegów. Każdy pacjent, który uważa, że zabieg został wykonany niewłaściwie lub doszło do uszkodzenia ciała, ma prawo zawiadomić o tym prokuraturę. Po przesłuchaniu i zapoznaniu się z dokumentacją podejmiemy decyzję o ewentualnym wszczęściu śledztwa.