Zastraszanie, wykorzystywanie, wymuszanie pieniędzy, wyrzucanie mieszkańców pod byle pretekstem, nadużywanie kierowniczego stanowiska, manipulowanie ludźmi - to zarzuty, jakie wczoraj postawili bezdomni wyrzuceni z hostelu Stowarzyszenia Ludzi Bezdomnych przy ul. Wólczańskiej 27 jego prezesowi Mirosławowi Stęplewskiemu. Potwierdzają je byli pracownicy Stowarzyszenia, których prezes się pozbył.
- Gdy przed trzema laty powstało stowarzyszenie i hostel, sami wszystko organizowaliśmy- wspomina Stanisław Ferensztajn, były mieszkaniec domu przy Wólczańskiej.
- Ludzie przywozili meble, koce, dywany, lodówki, telewizory, żeby wyposażyć lokal, przekazany przez miasto na hostel. Dary były segregowane, a co lepsze wywożono. Dokąd? - nie wiem.
- Zmarnowałem miesiąc życia - mówi Sławomir Jakiel. - Dopóki byłem potrzebny, bo tworzyłem stronę internetową Stowarzyszenia, prezes mnie wręcz faworyzował, ale potem zaczęły się nieuzasadnione pretensje i wyzwiska. W końcu doszło do absurdalnej awantury o kradzież mydła. I odszedłem. Widziałem, co się działo - w hostelu był głód, tylko ryż i mąka, a przecież dary od sponsorów wpływały.
Byli członkowie Stowarzyszenia podejrzewają, że na pieniądzach bezdomnych bogacił się prezes.
- Pieniądze od panów były pobierane obowiązkowo, np. po 100 zł miesięcznie bez żadnego pokwitowania - mówi Ewa Górczyk, która jako wolontariuszka prowadziła sekretariat Stowarzyszenia.
- Przyjmowani byli bezdomni z dochodem, kto go nie miał - raczej był bez szans. Gdy zaczęłam krytykować takie postępowanie prezesa - zakazał mi wstępu na teren.
Mirosław Stęplewski odrzuca wszelkie oskarżenia.
- To, co zdobyłem, to dzięki swojej pracy - mówi. - Mam pensję - 680 zł w spółdzielni "Przedsięwzięcie", gdzie jestem zatrudniony od trzech miesięcy, 300-400 zł dorabiam, kładąc gips czy glazurę. A ludzie przychodzą i mają tylko roszczenia. Są niewdzięczni, nie chcą pracować. Ci, co się buntują, chcą przejąć ośrodek. Nie wszyscy u nas płacą - są bezdomni, którzy nie mają z czego i też ich przyjmujemy. Ale przecież z czegoś musimy płacić rachunki, robić zakupy.
Po stronie byłych pensjonariuszy stoi prof. Zdzisława Janowska, prezes Międzynarodowej Fundacji Kobiet.
- Mam do tych panów absolutne zaufanie - mówi. - Poznałam ich i cieszę się, że odważyli się mówić otwarcie o tym, co dzieje się za drzwiami Stowarzyszenia.
Poszkodowani będą dążyć do odwołania prezesa.
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?