MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Bestialstwo czworga młodych ludzi zszokowało wszystkich - Jak rodziło się zło

Robert Kozubal, Marek Juśkiewicz
W szkołach na łódzkiej Retkini wybuchła histeria. Ludzie pytają - czy w szkole mojego syna uczył się zabójca? Dyrektorzy wpadają w popłoch na myśl, że w gazecie może się pojawić numer ich szkoły.

W szkołach na łódzkiej Retkini wybuchła histeria. Ludzie pytają - czy w szkole mojego syna uczył się zabójca? Dyrektorzy wpadają w popłoch na myśl, że w gazecie może się pojawić numer ich szkoły. Policjanci są wstrząśnięci. Takiego bestialstwa jeszcze nie widzieli. Sto sześćdziesiąt jeden ciosów nożem. Rany cięte i kłute, poderżnięte gardło, zmiażdżone szczęka i wątroba...

- To nie ludzie zrobili, tylko bestie - ocenia jeden z prowadzących dochodzenie policjantów.

Mają od 14 do 16 lat. Uczą się w łódzkich gimnazjach. Trzech chłopaków i dziewczyna są podejrzewani o brutalny mord na 21-letnim miszkańcu Widzewa. Powód? Niezapłacone półtorej działki marihuany albo zemsta za podrywanie 14-latki.

"Schizola" każdy zna

Policjanci mówią, że "Schizol" był nieobliczalny. Przed rokiem napadł na złomiarza. Uzbrojony w kij bejsbolowy bił bez opamiętania. Jego niekontrolowane zachowania znają nauczyciele ze Szkoły Podstawowej nr 15, do której chodził i mieszkańcy bloków przy ul. Olimpijskiej.
- Biegał kiedyś po osiedlu z toporkiem - mówi jeden z nauczycieli.
Podobno czuł się zagrożony i dlatego nosił siekierę. Nie wiadomo jak "Schizol" skończył podstawówkę i wylądował w gimnazjum nr 20. Długo w nim nie zabawił. Wylądował w gimnazjum dla dzieci niewydolnych wychowawczo przy ul. Drewnowskiej. Nauczyciele z tego gimnazjum są zaskoczeni. - On nie byłby w stanie zaplanować takiej okropności - mówi z przekonaniem pedagog. - Chłopak miał rodzinę zastępczą. Miał się uczyć, zerwać ze złym towarzystwem.

A złe towarzystwo to koledzy i rodzice. - Patologia - kwituje policjant z komisariatu na Retkini.
Nauczyciele: - Dla matki był dobry. Kupował jej wódkę.
Nauczyciele wiedzieli, że chłopak ma kłopoty w domu, spotykali się z opiekunem, radzili jak sprawić, by przyjmował dobre wzorce. Kiedy coś mu nie wyszło, gdy dostawał jedynkę, natychmiast wracał do matki alkoholiczki. Opiekun przywoził go do szkoły, ale sytuacja się powtarzała.
Na koniec pierwszej klasy "Schizol" miał średnią ocen 2,44 i 142 godziny wagarów. Na Drewnowskiej pamiętają go jako złotą rączkę. Pomagał w pracach porządkowych. Na spartakiadzie dla niepełnosprawnych zachwycił nauczycieli ciepłem, z jakim opiekował się zawodnikami. - Był taki opiekuńczy w stosunku do dzieci - słyszymy od pedagoga.

Babcia darowała

"Sonika" policjanci mieli 24 lutego wieczorem, kilka dni po zbrodni. Nie wiedzieli, że chłopak może być podejrzany o morderstwo na Retkini. Odwieźli go do ośrodka szkolno-wychowawczego przy ul. Praussa. Następnego ranka uciekł. W ośrodku umieścił go sąd, kiedy złapano go na kradzieży części samochodowych. Często uciekał. - Na pół roku spędził u nas może miesiąc - mówi Roman Sychowski, opiekun i szef internatu w ośrodku. - Nie był agresywny, raczej zamknięty w sobie. Nawet nie zdążył się z nikim zaprzyjaźnić.
Ośrodek przy ul. Praussa nie jest placówką zamkniętą. Co robił "Sonik", kiedy nie było go w ośrodku? Może spał na klatkach schodowych? Może mieszkał u babci? Ukradł jej kiedyś biżuterię. Zgłosiła to policji, ale później wycofała oskarżenie. To przecież jeszcze dziecko - tłumaczyła.

Buntownik bez powodu

Matka "Rudego" była wielokrotnie wzywana do podstawówki nr 137. Był zbuntowany. Powtarzał szóstą klasę. Nie zdał przez naganne zachowanie (kradzież koledze zegarka, ponad 250 godzin nieusprawiedliwionych na 500 możliwych). Postawiono mu cztery jedynki. Bali się go nawet nauczyciele.
Magdalena Jarzębowska uczyła go polskiego. - Kiedy zaczęłam od niego wymagać, zaczęły się dziwne telefony - opowiada. - Straszono mnie, że mój mąż dowie się, że go zdradzam. A ja nie jestem nawet mężatką.
Matka "Rudego" była bezradna. Każda wizyta w szkole kończyła się wybuchem płaczu. A "Rudy" wdawał się w bójki. Kradł. Z każdym rokiem wagarował coraz więcej. W ostatnim roku podciągnął się za namową i z pomocą nauczycieli. Trafił do gimnazjum nr 20 przy ul. Olimpijskiej.
W tej szkole nikt nie chciał jednak z nami rozmawiać na jego temat. - Czy zrobiliśmy wszystko, żeby "Rudy" wyszedł na ludzi? - zastanawia się dyrektorka podstawówki nr 137. - Wiele rozmów kończyło się postanowieniem poprawy z jego strony. W ostatniej klasie po spotkaniu z matką chłopak przez ferie przepisał wszystkie zeszyty i zaliczył rok. Mógł iść do gimnazjum.
W gimnazjum po sąsiedzku nikt nie chciał mówić ani o "Rudym", ani o "Schizolu". Z okien widać miejsce, gdzie spotykali się. O "Rudym", "Schizolu" i kilku innych wiedziała cała okolica. Czy o tych spotkaniach wiedziano w gimnazjum?

Na razie tego się nie dowiemy. Dziwnym zbiegiem okoliczności dyrektora gimnazjum nie było, pedagog nagle musiał wyjść w teren, a wychowawca oświadczył przez sekretarkę, że nie jest upoważniony do rozmowy o tym, co dzieje się w szkole.

Policjanci uważają, że zrobili wszystko, co do nich należało. Trójka podejrzanych o zabójstwo była wcześniej zatrzymana na kradzieżach. Sąd orzekał kary wychowawcze.
- Od czasu, kiedy ich złapaliśmy i postawiliśmy przed sądem, nie rzucali się w oczy - mówi jeden z policjantów.
- Wiedzieli, że na Retkini nie są już anonimowi, dlatego powędrowali do centrum Łodzi - opowiada. - Słyszeliśmy, że działają w okolicy kina Silver Screen i Galerii Łódzkiej, a to już nie nasz teren - zaznacza.

Nikt nie mógł przewidzieć?

Grupa wyrostków od dawna przesiadywała na starej kanapie w rejonie pływalni przy ul. Florecistów. Dyrektorka szkoły mówi, że wiedziała o tym i interweniowała na policji. Ostatnio portierzy codziennie sprzątali cały bałagan. - Ile my wersalek i kanap wynieśliśmy - mówią portierzy.
Dyrektorka SP 137 wysłała pismo do retkińskiego komisariatu: "Z informacji jakie posiadamy, na terenie boisk gromadzi się młodzież pijąca bardzo często napoje alkoholowe. W godzinach wieczornych grupki młodzieży również spożywają alkohol, dochodzi do bójek, a także używane są narkotyki. Mając na uwadze bezpieczeństwo uczniów zwracam się o roztoczenie większej opieki nad terenem naszego boiska".
Pismo wysłano 21 lutego. Dwa dni wcześniej policja znalazła ofiarę nastolatków. Nikt jeszcze nie wiedział, że na tyłach szkoły przy Florecistów, na tzw. chlorze (wylot ciepłego powietrza z basenu) spotkali się podejrzani o zabójstwo.
Dyrektorka przyznaje, że to było pierwsze pismo do komendanta, ale wcześniej kilkakrotnie interweniowała w podobnych przypadkach telefonicznie, zawsze - jak podkreśla - z dobrym skutkiem. Dobrą współpracę ze szkołami podkreśla też komendant komisariatu na Retkini.

Spokojne sumienia?

O zbieraniu się grupy przed szkołą na tzw. chlorze wiedzieli wszyscy. Ktoś zadzwonił na policję, ktoś szepnął słówko dzielnicowemu. To uspokajało sumienie. Pedagodzy i nauczyciele zrobili wszystko, co do nich należało z punktu widzenia edukacji. A wychowawczo? Co zrobiły rodziny chłopaków? W jednym przypadku matka interesowała się dzieckiem, ale kryła przed ojcem wybryki syna. Broniła go. Prawdopodobnie przed jego twardą ręką. Chłopak rósł w przeświadczeniu, że wszystko mu wolno. Drugi z podejrzanych ma matkę, z którą jest związany emocjonalnie i wymagającego opiekuna. Jednak czegoś w opiekuńczym układzie zabrakło, skoro chłopak wolał uciekać do domu.
Trzeci z podejrzanych ma babcię, u której przebywał i miejsce w ośrodku wychowawczym. Podobno "Sonik" zapowiadał się dobrze. W ośrodku przyznają, że nie mieli na niego wielkiego wpływu. Zanim pedagog zdołał się nim zająć, chłopak uciekł.
Kierownik internatu przyznaje, że chłopcy tacy jak "Sonik", "Rudy" czy "Schizol" znacznie wcześniej powinni trafiać do ośrodków wychowawczych. - Kuleje profilaktyka i to nie tylko w gimnazjach czy podstawówkach - mówi. - Dzieci zagrożone wykolejeniem trzeba wyłapywać ze środowisk patologicznych już na etapie przedszkolnym. Im wcześniej, tym lepiej.

Zuza? To szok!

Najmłodsza w grupie była Zuza. Jedyna spośród zatrzymanych, która ma normalny dom, rodziców, rodzeństwo. Prokurator nie chce rozmawiać na jej temat. Jak twierdzi, w przypadku 14-latki ocena wymaga czasu. Zatrzymanie, pierwszy w życiu pobyt w Izbie Dziecka, wielogodzinne przesłuchania. Po rozmowach z psychologiem będzie można ocenić jaka jest naprawdę.
- Niska, niepozorna. Chodzi do drugiej klasy gimnazjum - opisuje jeden z policjantów.
Na rękach miała ślady, jakby nacięcia. Próba samobójcza? Samookaleczenie? Subkulturowe pokazanie przynależności do zespołu? Tłumaczyła, że swędziała ją ręka. Nie miała paznokci i drapała się nożem. O Zuźce nikt nie chce mówić. Według jednych miała być prowodyrką w grupie. Według innych rozważano czy nie powinna być w tej sprawie jedynie świadkiem. Jednak podczas przesłuchania zachowywała się agresywnie, arogancko.
- Nienotowana, bez konfliktów z prawem - mówi funkcjonariusz.
- Dla nas jakby nie istniała. Jej rodzice musieli chyba przeżyć szok.
Policjanci nie chcą oceniać systemu kształcenia, sądownictwa dla nieletnich. Oni mają schwytać nieletnich przestępców. Mają zapobiec ich przestępczemu rozwojowi. Czy to się udaje? Na twarzach policjantów widać kwaśne miny. Mówią, że mogą próbować nieletnich zawstydzić albo postraszyć, ale coraz częściej nieletni nie boją się ani policji, ani wyroków. - Młodzież ma gry, w których leje się krew - mówi jeden z policjantów. - Im jej więcej, tym gra fajniejsza. Dla nich życie to taka gra.

* * *

Po pierwszym szoku zwykle pojawia się uczucie ulgi: - To nie moje dziecko, to nie nasz uczeń, to u kolegi z innego rejonu. Do następnego razu...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

POLITYCY jako dzieci

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto