MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Piotrkowska nie zmieni się bez pieniędzy

Monika Pawlak
archiwum
Odrapane i pomazane elewacje zabytkowych kamienic, plastikowe budy z hot-dogami, woniejące moczem podwórka. I rozsypująca się ze starości kostka, która powoduje, że byle spacer może się zakończyć skręceniem nogi.

Chyba tylko siłą woli, przyzwyczajenia albo desperackiej nadziei, że kiedyś będzie lepiej, trzymają się tam fajne restauracje i stylowe puby. Bo sklepów, tych ekskluzywnych, jak na lekarstwo. Zresztą ich najemcy i branże zmieniają się tak szybko, że trudno za tymi rotacjami nadążyć. Tak pisaliśmy o Piotrkowskiej w roku 2008 kiedy prezydent Jerzy Kropiwnicki powołał Sztab Piotrkowska. W podobnym tonie - choć wzbogaconym nutką nadziei - opisywaliśmy deptak w roku 2009 kiedy Rada Miejska uchwaliła strategię rozwoju Piotrkowskiej. O tym, że uchwalenie strategii okazało się sztuką dla sztuki świadczy dobitnie marzec roku 2011. Na Piotrkowskiej nic się nie zmieniło, spokojnie można wyciągnąć z redakcyjnego archiwum tekst sprzed dwóch lat - będzie aktualny.

Ulica Piotrkowska ma pecha albo jest idealnym przykładem urzędniczych uników, niezdecydowania, opieszałości, a także niechęci do działania. Dlaczego? Ano dlatego - co przypomnę z mocą - że od czasów prezydenta Grzegorza Palki nikt ulicą się nie zajmował. Mijały lata, prezydenci się zmieniali, zmieniali się radni, a pozostawiona odłogiem "wizytówka Łodzi" dopasowywała się do zmieniających się trendów gospodarczych, czyli powoli popadała w coraz większą ruinę.

Wreszcie w 2008 roku Jerzy Kropiwnicki zlecił swoim urzędnikom analizę stanu Piotrkowskiej, która potwierdziła to, co było widać gołym okiem: jest brudno, pusto, śmierdząco, niebezpiecznie - jednym słowem z wizytówki zrobiła się antywizytówka miasta. Konsekwencją tych analiz było powołanie Sztabu Piotrkowska, który miał wypracować takie zmiany w lokalnym prawie i na samej ulicy, które wydobędą ją z marazmu. Do pracy Sztabu miałam i mam nadal zastrzeżenia. Dlaczego? Dlatego, że zasiadali w nim głównie magistraccy urzędnicy. Nie przekonuje mnie argument Marka Michalika, który twierdził, że Sztab pomoże Piotrkowskiej, bo nigdy wcześniej nie zajmowało się ulicą tylu ludzi mających realną władzą. Niby racja, tylko że Piotrkowska to nie budynki. To przede wszystkim ludzie, którzy tam mieszkają, pracują, mają mniejsze i większe firmy. Nie zostali zaproszeni do udziału w obradach Sztabu, pojawiali się na nich tylko ci, którzy dowiedzieli się, że takowe gremium istnieje. Nie twierdzę, że to ludzie związani z Piotrkowską powinni decydować jak ma funkcjonować i wyglądać, ale należało z nimi rozmawiać i przekonywać do zmian. Wtedy nie byłoby protestów, że wjeżdżać nie wolno, ogródki nie takie, a menedżer ulicy do niczego się nie nadaje.

Ale skład Sztabu to nie jedyne zastrzeżenie jakie mam do niego. Kolejne - równie ważne - to pośpiech w jakim obradował. Niby te narady trwały kilka miesięcy, ale decyzje zapadały bez analizy możliwości ich realizacji. Przykład? Reklamy na elewacjach kamienic - feerię kolorów i wzorów miały zastąpić jednolite wzory. A zamiast koziołków, przymocowanych często łańcuchami, miały być stylowe słupy ogłoszeniowe. I co? Z odgórnie wprowadzonego nakazu władze Łodzi szybko się wycofały. Pod naporem protestów właścicieli firm, którym nie uśmiechało się płacić ekstra za nowe reklamy, a częściowo dlatego, że owe słupy ogłoszeniowe miało postawić miasto. Tylko jakby zapomniano uzgodnić to z plastykiem miasta, skarbnikiem i pewnie samym prezydentem.

To tylko niektóre z niedoróbek Sztabu, który zakończył swoją działalność w błysku fleszy i telewizyjnych kamer podpisaniem Kontraktu dla Piotrkowskiej. Ów Kontrakt miał być modyfikowany tak, aż zmieni się w strategię. Ale Marek Michalik popadł w konflikt z Jerzym Kropiwnickim, w efekcie złożył dymisję, a jego następca zamiast zlecić przygotowanie strategii - zaczął prace Sztabu od początku.

Nie chciał strategii nowy szef Sztabu, ale chcieli radni, którzy z Michalikiem angażowali się w jego pracę. Poprosili o pomoc naukowców z Uniwersytetu Łódzkiego, a ci na podstawie Kontraktu dla Piotrkowskiej opracowali profesjonalną strategię. Za darmo, co jest bardzo istotne, a później podarowali miastu. Rada Miejska przeforsowała przyjęcie strategii, choć Jerzy Kropiwnicki robił co mógł, by rada jej nie uchwaliła. Powód? Chyba nikt poza byłym prezydentem go nie zna, bo na sesji kiedy była uchwalana strategia Jerzy Kropiwnicki mówił, że dokument jest niezgodny z prawem, nie ma w nim najważniejszego zapisu o zakazie wynajmu lokali użytkowych bankom, instytucjom finansowym i salonom telefonii komórkowej. Zdaniem byłego prezydenta te instytucje zdecydowały o tym, że ulica jest martwa. Radni jednak zrobili swoje, dokument przegłosowali, a prezydentowi pozostał obowiązek jego realizowania. Ale nie robił tego, chcąc w ten sposób zrobić radnym na złość czy pokazać, że jednak "moje na wierzchu" - nieważne. Ważne, że poza drobiazgami w postaci wycieczek po Piotrkowskiej z przewodnikiem (okazały się hitem) czy letnich imprez w pasażach (które były parodiami imprez) nic na Piotrkowskiej się nie zmieniło. Choć nie - dostawiono kilka koszy na śmieci, ale im dalej od magistratu, tym tych koszy dłużej trzeba szukać.

Rozstrzygnięto konkurs na modernizację (a raczej rewitalizację) placu Wolności i co? Także nic, mimo szumnych zapewnień prezydenta Kropiwnickiego, że w ten sposób rozrusza się przylegający do niego odcinek Piotrkowskiej, a plac zmieni się w miejsce imprez i spotkań towarzyskich mieszkańców, wreszcie połączy Piotrkowską z Manufakturą. Projekt konkursowy trafił do szuflady i tam utknął. Choć plac Wolności był od początku do końca pomysłem Jerzego Kropiwnickiego, zatem nie wiem skąd ta niechęć do zrealizowania pomysłu.

Po referendum Piotrkowska także została odłożona na bok, choć Tomasz Sadzyński, pełniący funkcję prezydenta, chwalił się, że ulicę ukwiecił. Powtórzę to, co już pisałam - te kwiaty były pudrowaniem trupa. A menedżer ulicy-- nie mając wsparcia ze strony władz - nic nie zdziałał. Bo nie mógł, skoro z jednej strony musiał toczyć boje z przedsiębiorcami z ulicy, a z drugiej - z urzędnikami. Dlatego i jego pomysły - rewolucyjne czasami - jak tramwaj na deptaku, pozostały pomysłami.

Hanna Zdanowska - póki co - o Piotrkowskiej mówiła niewiele. Na początku urzędowania twierdziła, że musi sprawę przemyśleć. Ale pozwoliła by Włodzimierz Adamiak, menedżer Piotrkowskiej, odszedł, a konkurs na nowego menedżera nie został ogłoszony. Do mediów trafił także pomysł - ponoć samej pani prezydent - by zostawić plastikowe budy. Po ich liftingu można by tam sprzedawać pamiątki z Łodzi. Ale prawdziwą burzę wywołała informacja, że prezydent Zdanowska zastanawia się nad przywróceniem ruchu samochodowego na Piotrkowskiej. Radni zdecydowanie powiedzieli "nie", ale te sygnały świadczą o jednym - obecna prezydent chyba nie zamierza realizować strategii. Fakt, nic takiego nie powiedziała, a nawet wystawiła na sprzedaż kamienicę na Piotrkowskiej, ale dlaczego prezydent Łodzi odgrzewa stare dania jakim jest ruch samochodowy, albo plastikowe budy, które miały raz na zawsze zniknąć? Nie wiem. Być może usiłuje w ten sposób znaleźć złoty środek i modyfikować strategię tak, by była przyjęta przez ludzi związanych z Piotrkowską. Ale jasno trzeba powiedzieć, że samochody na deptaku to fatalny pomysł. Nie ożywią ulicy, bo nie w tym tkwi problem. Do restauracji przyjeżdża się taksówką. Duże zakupy łodzianie robią w centrach handlowych. Piotrkowska ma być miejscem miłym i przyjemnym, gdzie chodzi się w celach towarzysko-rozrywkowych. Ale ulica nie może śmierdzieć, lepić się z brudu i straszyć odpadającymi fragmentami elewacji czy pasażami w stylu China Town. Co zrobić aby tak nie było?

Zapisać w budżecie - na ten rok i kilka kolejnych - pieniądze! Tylko na ratowanie Piotrkowskiej, czyli remonty kamienic i rewitalizację podwórek. Meble miejskie, czyli ławki, gazony itp. Na remont nawierzchni ulicy. Riksze - aby były estetyczne i jednolite, bo to symbol Piotrkowskiej. Bez pieniędzy Piotrkowska pozostanie martwa.

Wiem, że w budżecie są dziury, ale jeśli na Piotrkowską znów brakuje, to trzeba jasno powiedzieć: w tym roku nie ma, ale za rok będą. I aby nie czekać bezczynnie rok bez funduszy trzeba wykorzystać na załatwienie papierologii związanej z projektami choćby rewitalizacji budynków. I stworzenie planu zagospodarowania przestrzennego dla Piotrkowskiej. Tak szczegółowego, by stanowił jasno, że szmateksom i budom na Piotrkowskiej już dziękujemy.

od 7 lat
Wideo

Odszedł Janusz Rewiński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto