Kasa musi popłynąć szerokim strumieniem, bo Kenig poinformował, że potrzeba dwóch milionów złotych.
I tu rodzi się problem dla Jana Kowalskiego, który - i słusznie - zapyta, dlaczego ma wpłacać pieniądze na konto, które zasilać będzie prywatną spółkę. Owszem, kibic kocha ŁKS i jego losy nie są mu obojętne, ale zdecydowanie wolałby, aby w życie wszedł inny sposób ratowania finansów jego drużyny.
Wszak piłkarski ŁKS jest spółką akcyjną. Można zatem postarać się o kolejnych udziałowców (przecież ostatnio pojawiło się dwóch, a byli nimi Tomasz Wieszczycki i Tomasz Kłos). Motywacja Kowalskiego do pomocy i to znacznymi kwotami byłaby zdecydowanie większa, zważywszy na to, iż mógłby zostać współwłaścicielem i mieć później wpływ na zarządzanie piłkarskim interesem w drużynie przy al. Unii.
A tak Kowalski pomyśli sobie, że nawet jeśli wpłaci pieniądze, to nie zmieni stosunków własnościowych w spółce, a będzie jedynie wspierał dotychczasowych udziałowców, którzy udowodnili, że nie bardzo wiedzą, jak wyprowadzić na prostą futbol w klubie przy al. Unii.
W przypadku niepowodzenia pieniężnej zbiórki Kowalski znów będzie musiał słuchać lamentów obecnych właścicieli, że budżet wali się przez to, że... trzech piłkarzy nie zgodziło się na dobrowolne pozbawienie się pieniędzy, jakie mają zagwarantowane w kontraktach.
Lub też z innej beczki, że winne obecnej sytuacji w spółce są poprzednie władze Łodzi, które nie wywiązały się z danych obietnic. A w tym przypadku Kowalski zapyta, po co Kenig i spółka wchodzili w układy z politykami bez należytego zabezpieczenia się odpowiednimi dokumentami. Będzie miał rację, uznając, że nie chce ponosić kosztów ich beztroskich spotkań w magistracie.
I ostatni problem, który nurtuje Kowalskiego. Obecni właściciele ogłaszając zbiórkę kasy deklarują, że sprawdzają w ten sposób przywiązanie kibiców do ŁKS. A on chciałby wiedzieć, czy obecni sternicy spółki tak samo kochają klub i są gotowi, nie patrząc na koszty, ratować go. Skoro tak, to nie powinni ogłaszać upadłości i wycofywać drużyny z ekstraklasy, a oddać spółkę za złotówkę temu, kto zagwarantuje dalsze utrzymanie klubu.
Już teraz wiadomo, że nie da się ŁKS sprzedać. Jedynym ratunkiem może być bezgotówkowa zmiana właściciela. Może trzeba zadzwonić do USA do Antoniego Ptaka i poinformować go, że takie rozwiązanie jest poważnie brane pod uwagę i spytać go, co on o tym sądzi.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?