Ile kosztowały Łódź wybory do rad osiedli

Najwięcej, bo ponad 209 tys. wydała na ten cel delegatura Górna. Dla porównania na terenie największej w Łodzi delegatury - Bałuty - przeprowadzenie wyborów kosztowało 170,9 tys.

- Nie rozumiem tych różnic. Na co poszło aż tyle pieniędzy na Górnej? - pytał w piątek radny Mateusz Walasek podczas obrad komisji ds. jednostek pomocniczych.

Okazało się, że dużo kosztowały... drewniane urny, które kupiła delegatura Górna. Jak przyznał pracownik delegatur, papierowe byłyby tańsze, ale drewniane będą trwalsze.

W dwóch delegaturach koszty wyborów przekroczyły 120 tys. (Polesie i Widzew), a w Śródmieściu wydano 103,6 tys. Kampania informacyjna pochłonęła 85,4 tys. zł, a planowano wydać 100 tys. Oszczędności wynikały z tańszych spotów w lokalnej telewizji i mniejszych kosztów druku ulotek wyborczych.

W wyborach wystartowało 1.071 kandydatów, zarejestrowano 134 listy wyborcze, a do obsadzenia było 636 mandatów. Średnio o jeden mandat ubiegało się 1,7 kandydata. Frekwencja nie była zbyt duża. Wyniosła 13,1 procent, w 10 radach głosowania nie było, bo liczba kandydujących była identyczna z liczbą mandatów. Najwięcej głosów zdobyła w wyborach Agnieszka Śliwkiewicz - 765.

- Skąd wzięło się 12 nieważnych kart do głosowania na osiedlu Bałuty Centrum? - pytała Karolina Kępka, radna PO.

- Do urny trafiły karty do głosowania w wyborach samorządowych, wyborcy się mylili - wyjaśniła Paulina Kozoris z delegatury Bałuty. - Pomyłka wynikała z tego, że w jednym budynku były dwie komisje, do rad osiedli i samorządowa.

Zdaniem Mateusza Walaska, połączenie wyborów do rad osiedli z samorządowymi było słuszne, bo frekwencja wzrosła z 6 do 13 procent.

- Ale trzeba wyeliminować błędy, choćby takie, że wyborcom myliły się komisje wyborcze i lokale - dodał Walasek.