Operację zamknięcia sklepu przeprowadzono na tyle dyskretnie, by wieść o tym nie spłoszyła potencjalnych klientów. Ich zeznania mogą bowiem być materiałem dowodowym. By "poznać" klientów zaopatrujących się w dopalacze policjanci posłużyli się prostym wybiegiem. W drzwiach sklepu wywiesili tabliczkę "Otwarte", a obok niej kartkę z odręcznym napisem: "Wejście od tyłu".
Czytaj również: W centrum Łodzi znów sprzedają dopalacze!
Zainteresowani kupnem dopalaczy wchodzili więc do bramy i próbowali dostać się do sklepu "od tyłu". Przed tylnym wejściem czekało na klientów dwóch mężczyzn i kobieta. Jeśli na ich pytanie: – W czym można pomóc? - ktoś mówił, że potrzebuje "neo light", "wąsoklej" lub "blue fire" (nazwy dopalaczy), słyszał: Policja!, po czym zabierany był na komendę i przesłuchiwany w charakterze świadka.
Od czasu, gdy w 2010 roku, w ramach rządowej batalii przeciw dopalaczom, zamknięto sklepy z takimi specyfikami (w samej tylko Łodzi było ich ponad 50), handel dopalaczami odbywał się tylko pokątnie lub przez internet.
Jak informuje dr Jacek Rzepecki z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, na oddział toksykologii przy ul. św. Teresy trafia miesięcznie od kilku do kilkunastu osób po dopalaczach. Jak same przyznają, kupują je w sieci.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?