Uciekli z tonącego okrętu
Na trybunach w Bełchatowie próżno było wypatrywać doradcy zarządu ŁKS ds. sportowych Tomasza Wieszczyckiego i dyrektora sportowego klubu Tomasza Kłosa. Obaj dzień przed spotkaniem z GKS Bełchatów złożyli rezygnację z pracy w klubie z al. Unii. Jak tłumaczyli, powodem ich decyzji jest coraz gorsza sytuacja finansowa ŁKS.
Można zrozumieć ich zniechęcenie pracą za darmo, ciągłymi pytaniami piłkarzy o uregulowanie zaległości czy telefonami od wierzycieli, którym ŁKS jest winny pieniądze, ale chyba od osób związanych z klubem nie tylko umowami, lecz sercem trzeba wymagać więcej niż od zwykłego pracownika. Kibicom trudno będzie wybaczyć ikonom ŁKS ucieczkę z tonącego okrętu. Swoimi decyzjami ogłoszonymi dzień przed meczem i cztery kolejki przed zakończeniem tegorocznych zmagań w ekstraklasie dali też najgorszy sygnał ściąganym przez siebie do Łodzi piłkarzom i nie ułatwili pracy trenerowi Ryszardowi Tarasiewiczowi, którego jeszcze dwa tygodnie temu Wieszczycki namówił do pracy przy al. Unii. Widocznie obaj nie chcieli być tymi, którzy w zasłużonym klubie zgaszą światło. Jesteśmy w stanie to zrozumieć, lecz szkoda, że nie starczyło im cierpliwości, by dla dobra drużyny i przyszłości ŁKS pożegnać się po ostatnim meczu w tym roku.
Odejście dwóch symboli ŁKS to także fatalny znak dla potencjalnych kupców lub udziałowców klubu. Obecny w Bełchatowie przewodniczący rady nadzorczej ŁKS Jarosław Turek nie ukrywał, że spółka jest w bardzo złej kondycji i jeśli szybko nie znajdzie się chętny do odkupienia akcji, grozi jej nawet upadłość. Podobno ofertą zainteresowane są cztery firmy (m.in. Andrzej Grajewski) i wszystko musi wyjaśnić się najbliższych tygodniach.
Z Jagiellonią bez Mladena
Aż pięciu piłkarzy ŁKS było zagrożonych absencją w kolejnym meczu. Bez żółtej kartki meczu w Bełchatowie nie udało się skończyć tylko Mladenowi Kascelanowi. Czarnogórzec nie będzie więc mógł wystąpić w spotkaniu z Jagiellonią (sobota, godz. 13.30). Żałuje tego nie tylko szkoleniowiec ŁKS, ale także sam pomocnik, który jest wypożyczony z białostockiego klubu i na pewno chciał udowodnić tenerowi Czesławowi Michniewiczowi, że zbyt lekką ręką oddał go do drużyny z Łodzi.
Jest jak jest
Ryszard Tarasiewicz (trener ŁKS): - Na pewno będzie się odbierać ten mecz przez pryzmat wyniku. Jako formacje błędów nie popełniliśmy, ale były błędy indywidualne, głównie przy pierwszej i drugiej bramce. Nie kryliśmy i nie atakowaliśmy przeciwnika, byliśmy spóźnieni. Ten moment zawahania, brak decyzji ataku powoduje stratę bramek. Mieliśmy na początku meczu swoje sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy.
Jeszcze raz powtórzę, że nie deprymuje mnie sytuacja wokół ŁKS. Wiedziałem, co mnie tu może czekać i nie uciekam od odpowiedzialności. Dopóki klub będzie zainteresowany moimi usługami, to będę tu pracował. Nie wyczułem po chłopakach, żeby któryś z nich był zniechęcony, nieobecny i nie dawał z siebie wszystkiego. Jest jak jest. Pozasportowe zawirowania na pewno mają jakiś delikatny wpływ na ich psychikę, ale nie one były główną przyczyną porażki. Trzeba wyrzucić pozaboiskowe problemy z głowy i grać jak najlepiej. Ci, którzy będą chcieli odejść zimą, powinni teraz zrobić wszystko, by zrobić to z podniesioną głową.
Kamil Kiereś (trener GKS): - Wygraliśmy bardzo ważne spotkanie z ŁKS, który jest naszym sąsiadem w tabeli. W pierwszej połowie byliśmy zmuszeni do gry atakiem pozycyjnym i mieliśmy z tym problemy. O tym, że do przerwy prowadziliśmy 1:0 zdecydował szczegół, jedna dobrze wyprowadzona kontra. W drugiej połowie prezentowaliśmy się dobrze jako zespół.
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?