Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z Dariuszem Chętkowskim, nauczycielem XXI LO oraz I LO w Łodzi. "Jesteśmy w zawieszeniu z maturzystami. Część z nich jest przybita"

Redakcja
Dariusz Chętkowski
Dariusz Chętkowski archiwum
Z Dariuszem Chętkowskim, łódzkim nauczycielem języka polskiego i etyki w XXI Liceum Ogólnokształcącym oraz etyki w I LO, pisarzem i autorem popularnego „Belferbloga”, rozmawia Maciej Kałach.

Maciej Kałach: Zgodnie z kalendarzem roku szkolnego, przed maturzystami ostatni tydzień nauki. W jakiej są oni kondycji?

Dariusz Chętkowski: Klasa maturalna, w której uczę, liczy prawie 30 osób. Już przed epidemią dostali nieźle w kość, bo to wymagające XXI LO: ktoś zmienił szkołę, ktoś zmienił oddział. Byli też przerażeni, ile trzeba się napracować w klasie maturalnej. Ale takiej końcówki się nie spodziewaliśmy. Można powiedzieć, że zamknięta szkoła dla niektórych to „gwóźdź do trumny” – są teraz przybici.

Jak maturzyści – i pan – odebraliście decyzję o przesunięciu egzaminu dojrzałości? Jego dokładna data nie jest znana, ale rząd zobowiązał się do jej podania co najmniej na trzy tygodnie przed początkiem matury.

Maturzyści przyjęli ten plan z radością, że będzie więcej czasu na naukę. Mnie wydaje się on zbyt ogólny. Wolałbym precyzyjny scenariusz: np. z trzema dokładnymi terminami początku egzaminu. To, który z nich wejdzie w życie, zależałoby od rozwoju sytuacji epidemiologicznej w kraju. Z tak określonymi wariantami szkoły mogłyby się lepiej przygotować do matury. A teraz jesteśmy w zawieszeniu.

Czy to dobrze, że rząd nie zamierza rezygnować z przeprowadzenia matury 2020?

Nie znam konsekwencji ewentualnego braku tego egzaminu. Czy uczniowie otrzymaliby świadectwo matury na podstawie ocen i legitymowaliby się nią – tylko zdobytą w innym trybie? Czy może byliby wyjątkowym, przez to napiętnowanym, rocznikiem bez tego świadectwa? Co wtedy z naborem na studia? W odpowiedzi na pana pytanie uczniowie zasługują na propozycje od rządzących, które mogliby skomentować specjaliści, by ewentualnie wybrać najlepszą.

Skoro matura, według zapowiedzi rządu, jednak będzie, czy nie warto w tym roku zrezygnować z jej części ustnej? I tak nie jest uwzględniana w rekrutacji przez uczelnie.

Obawiałbym się precedensu. Jeśli w jednym roku nie będzie matury ustnej, czy w następnym zostanie przywrócona? Brakuje zaufania do rządzących, aby pozwolić na taki precedens. Po nim zaraz zaczęłyby się wyliczenia, ile zaoszczędził budżet Ministerstwa Edukacji Narodowej i budżety samorządów, którym podlegają szkoły.
Bez części ustnej matura stanie się parodią – i tak już teraz uczniowie zdają dość mało egzaminów w porównaniu do młodzieży z Europy Zachodniej. Umiejętność formułowania myśli i ocen w języku ojczystym oraz obcym jest bardzo cenna, uważam zatem, że uczelnie powinny uwzględniać wyniki matury ustnej przy naborze np. na studia dziennikarskie, prawnicze, kierunki menedżerskie czy różne filologie. Przy czym zmianę podejścia ze strony uczelni należałoby związać z przemyśleniem formuły egzaminów ustnych.

Trwające zdalne nauczania rząd przedstawia jako sukces. A z pana perspektywy?

Od kilku lat na konferencjach nauczycielskich pojawiał się temat zdalnego nauczania, jednak przede wszystkim w kontekście uczniów chorych, w tym przewlekle. Taki uczeń mógłby np. wchodzić w kontakt, nie tylko z nauczycielem, ale i całą klasą, bo wirtualnie dołączałby do jej zajęć w szkole. Drugi aspekt ma związek z bezpieczeństwem i porządkiem w klasie – pojawiały się pomysły wprowadzenia do sali kamery, aby rodzic ucznia mógł monitorować lekcje, co miałoby pozytywnie wpływać na zachowanie dziecka.

Jednak w polskim kontekście dyskusje o wykorzystaniu zdalnego nauczania dotyczyły raczej uczniów chorych. I nikt nie przewidywał, że nagle szkoły zostaną zamknięte, zatem trudno było przekonywać ich kadry, aby się w pełni angażowały w wirtualne narzędzia. Zwracano uwagę na problemy z wizerunkami uczestników zdalnych lekcji, które np. ktoś mógłby próbować przejąć. E-nauczanie w Polsce często traktowano dotąd jako „modę”.

Jednak akurat, gdy zapadła decyzja o zamknięciu szkół, w XXI LO byliśmy w połowie kursu zdalnego nauczania, a konkretnie z wykorzystywania aplikacji Teams. Chociaż część kadry przekonała się bardziej do innych platform. W efekcie uczeń staje przed koniecznością „przeskakiwania” między różnymi aplikacjami. Zresztą to nie tylko przypadek XXI LO, „przeskakuje” młodzież ze zdecydowanej większości szkół. Jedna placówka powinna korzystać z jednego kanału.

Inny problem jest taki, że uczniowie często nie chcą teraz ujawniać swojego wizerunku. Są w takim wieku, że np. pod wpływem stresu – a dodatkowego w związku z epidemią nie brakuje – wyskakują im pryszcze, bardzo odzywają się ich uczulenia, w dodatku rzadko wychodzą na słońce. Sumując – wstydzą się pokazać twarz podczas zdalnych zajęć. Gdy taki uczeń łączy się w aplikacji, ale bez uruchomienia kamery, część nauczycieli nabiera wątpliwości, czy nastolatek faktycznie słucha oraz czy – jeśli nawet ktoś siedzi po drugiej stronie – jest to właściwa osoba. W końcu dotąd byliśmy raczej wzrokowcami. Kiedyś nie było prądu w szkole. Przeprowadziłem lekcję, ale zastanawiając się, czy młodzież na pewno nie wyszła z sali...

A pan się nie boi niecnego wykorzystanie swojego wizerunku w przypadku popełnienia gafy, niczym te nauczycielki prowadzące lekcje w mediach narodowych?

Na szczęście, ja w tym roku strasznie popędziłem z materiałem i teraz moja praca zdalna polega głównie na zadawaniu i ocenianiu prac pisemnych, a do tego akurat okazywanie mojego wizerunku nie jest potrzebne. Nawet nie wiem, skąd wyniknął ten pęd, może to był ukryty we mnie strach, że znowu zaczną wypadać lekcje, jak podczas ubiegłorocznego strajku.
Zdalne nauczanie nie jest złe i na pewno warto w przyszłości wykorzystywać jego elementy, jednak teraz pracujemy po amatorsku, wychodzą problemy, na które nie byliśmy przygotowani, jak te z wizerunkami albo wyborem jednej platformy. Wychodzą też inne problemy techniczne, bo nie zostaliśmy przecież w pełni przeszkoleni. Kto ma smykałkę do ich samodzielnego pokonywania, ten więcej pracuje z materiałem i z uczniami, a inni tracą czas, bo trener nie pokazał im dużej części rozwiązań w aplikacji i jeśli nawet sami je znajdą, to stracą wcześniej długie godziny.

Niestety, postawa władz – i mam tu na myśli kuratorium oraz wydział edukacji łódzkiego magistratu – wskazuje, iż oni podejrzewają nauczycieli o straszne nieróbstwo w czasie epidemii. Zresztą oni zawsze myślą, że my w ogóle nie pracujemy. Moja dyrekcja została zobligowana do wyciągnięcia od nauczycieli szczegółowych raportów, co robimy podczas zdalnych lekcji, których sporządzenie zajmuje nam w tygodniu około dziesięciu godzin. Od wywiązania się ze sprawozdań za marzec miało nawet zależeć wypłacanie kadrze pensji przez magistrat. Ja nie wiem, czy to był tylko straszak, ale wiem, że jak szef o coś prosi, to jemu kazano i mam to traktować jako polecenie służbowe.

Czyli nauczanie zdalne, jednak biurokracja zostaje tradycyjna?

W dodatku sprowadza się do drukowania papierów, które będą zalegać w szkole przez lata. Zastanawiam się – skoro nauczyciele pracują zdalnie – dlaczego urzędnicy kuratorium nie mogą kontrolować nas, zaglądając w dzienniki elektroniczne, do których mają przecież dostęp i w których widać, jak pracujemy z uczniami?

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto