Pan Karol z Łodzi (dane do wiadomości redakcji) od kilku tygodni próbuje się zapisać do kardiologa. Bezskutecznie. Wszędzie słyszy, że na ten rok limity są wyczerpane.
- Od kilku miesięcy odczuwam bóle w mostku. Najpierw myślałem, że to stres i przemęczenie. Leczyłem się w swojej przychodni, ale bez rezultatu. Bóle w mostku są coraz mocniejsze i częstsze. Lekarz zasugerował mi konsultację kardiologiczną. Ale nigdzie nie ma już miejsc. Teraz zamiast kupić prezenty, będę musiał zapłacić za prywatną wizytę - mówi pan Karol, mieszkaniec łódzkiego Widzewa.
Żeby dostać się do kardiologa w szpitalu im. WAM w Łodzi, trzeba czekać co najmniej do maja. Ortopeda przyjmie chorego w czerwcu, a specjalista od chirurgii ręki dopiero w lipcu.
W szpitalu im. Kopernika do kardiologa można załapać się dużo szybciej. Najbliższy termin jest za półtora miesiąca. Ale dla pacjentów to wciąż zbyt długo.
- Nie będę bezczynnie czekał aż nabawię się zawału. Z tego powodu zmarł mój ojciec, dlatego nie chcę narażać swojego zdrowia. Prędzej umarłbym w kolejce niż doczekał na swoją kolej - żali się pan Karol.
Na zbyt długie kolejki natrafiają wszyscy chorzy w woj. łódzkim. Żeby zbadać wzrok w szpitalu im. Kopernika, trzeba czekać do kwietnia. Alergolog i reumatolog mogą nas przyjąć w marcu. W ciągu tygodnia można się dostać tylko do hematologa. - Pacjenci nie mogą czekać na konsultację onkologiczną, bo tu często liczy się każdy dzień. Niestety, u innych specjalistów limity wyczerpują się bardzo szybko, a kontrakty z NFZ wciąż są niewystarczające - tłumaczy Adrianna Sikora, rzeczniczka szpitala im. Kopernika. Jednocześnie zapewnia, że w nagłych przypadkach lekarze nie odmówią nikomu pomocy.
- Jeśli chory przyjdzie z obrzękniętym pęcherzykiem żółciowym, to lekarze zbadają go mimo skończonych limitów, ale jeśli ktoś ma wypadający dysk, ale może z nim jeszcze poczekać, to będzie musiał stanąć w kolejce jak każdy. Dla nas to też jest przykre - mówi Sikora.
Lekarze bezradnie rozkładają ręce, a pacjenci odchodzą z kwitkiem.
- Szpitale i przychodnie podpisują z Funduszem kontrakty na cały rok, ale przecież nie możemy przewidzieć, ilu chorych będzie potrzebowało rehabilitacji, albo ilu zachoruje na serce. Leczymy pacjentów przez cały rok, ale limity są zbyt małe i zawsze kończą się przed czasem - tłumaczy dr Robert Starzec, dyrektor szpitala MSWiA w Łodzi.
Limit na zabiegi rehabilitacyjne wyczerpał się tam już 2 listopada. Od tego czasu poradnia świeci pustkami.
- Zwróciliśmy się do NFZ o zwiększenie kontraktu, ale dwa razy dostaliśmy odmowę. A za nadwykonania dostajemy kary. Ponad limit możemy robić tylko procedury ratujące życie, a porady specjalistów do nich nie należą - wzdycha Starzec.
Lekarze są bezsilni, a pacjenci rozżaleni.
- Czy to znaczy, że wolno mi zachorować tylko na początku roku, a pod koniec roku mam obowiązek być zdrowa? To niedorzeczne - denerwuje się pani Beata, której właśnie udało się zapisać do endokrynologa w łódzkim "Koperniku". Dostała termin na luty.
NFZ do winy się jednak nie poczuwa.
- Podpisując kontrakt z NFZ szpitale i przychodnie są zobowiązane udzielać świadczeń opieki zdrowotnej przez cały rok. Dyrektorzy powinni podzielić tak środki finansowe, żeby pacjenci mieli dostęp do lekarza w ciągu całego roku - tłumaczy Beata Aszkielaniec.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?