Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Łodzi urzędnicy będą zabierać towar pudlarzom - handlarze się śmieją

Agnieszka Jasińska
Ul. Dąbrowskiego - królestwo tanich ciuchów
Ul. Dąbrowskiego - królestwo tanich ciuchów fot. Krzysztof Szymczak
Dwunastu specjalnie wyszkolonych urzędników łódzkiego magistratu wyruszy we wtorek w asyście strażników miejskich na ulice, aby konfiskować towar sprzedawcom pudełkowym.

Nie będzie pobłażania. Towar trafi do wynajętego przez miasto magazynu. Stamtąd sprzedawcy będą go mogli odebrać tylko za okazaniem paragonów i faktur potwierdzających, że są jego właścicielami. Do tego zostanie naliczona im opłata za przechowywanie rzeczy. Cel jest jeden - wyczyścić ulice z dzikich handlarzy.

- Wzorujemy się na Warszawie. W stolicy urzędnicy działają na podstawie artykułu 343 kodeksu cywilnego, według którego urzędnik miejski jako właściciel terenu ma prawo przywrócić na nim stan sprzed nielegalnego zajęcia przez handlarza - mówił w środę Tomasz Sadzyński, prezydent Łodzi.

Rekwirować towar może tylko urzędnik. Strażnik miejski będzie się przyglądać, bo nie ma do tego uprawnień. - W razie potrzeby interwencję podejmie policja - dodał Sadzyński. - Nie zamierzamy ścigać babci sprzedającej pietruszkę, ale zorganizowane grupy handlarzy.

Konfiskować towar będą pracownicy magistratu. Najlepszych prezydent zamierza nagradzać. Wśród "dwunastu sprawiedliwych" są dwie kobiety. Za przechowywanie towaru w magazynach pobierana będzie opłata 1 zł od jednego worka za dzień.

Akcja rusza we wtorek, 24 sierpnia. Urzędnicy będą kontrolować po kilka miejsc jednocześnie. Jednak póki co handlarze pudełkowi nie zamierzają się wynosić.

- Sprzedaję na ulicy od 24 lat. Z tego żyję. Nie robię nic złego. Kupuję towar w Tuszynie, bo tam jest najtaniej. Nie zamierzam rezygnować. Kiedyś miałam sklep i kiosk, ale to się przestało opłacać. Dlatego zaczęłam sprzedawać z pudełek. Na brak klientów jakoś nie narzekam - opowiadała w środę handlarka na ul. Dąbrowskiego. - Jak mi zabiorą towar, to pojadę po niego i odbiorę. Na wszystko mam rachunki. I potem wrócę na swoje miejsce.

Konfiskaty nie boi się także Ewelina, także handlująca na ul. Dąbrowskiego. Dziewczyna zapłaciła w środę 200 zł mandatu za handel w miejscu do tego niewyznaczonym. Kiedy podeszli strażnicy miejscy, wyciągnęła pieniądze, przyjęła mandat i sprzedawała dalej.

- Dziennie mamy około 1 tys. zł utargu. Z tego 10 proc. jest moje, a resztę oddaję mojemu pracodawcy. To bardzo dobre pieniądze - opowiada dziewczyna. - Jak zabiorą mi towar, to trudno. Nie jest mój.

Pudełkowi handlarze, na wieść o planach władz Łodzi, zazwyczaj wybuchali śmiechem. - Nikt nam nic nie zrobi. Na osiedlowych uliczkach, które nie podlegają miastu, urzędnicy nie będą mogli interweniować - słyszymy od nich. - Boimy się tylko konkurencji. Bo jak nie można będzie handlować w centrum, to nasi koledzy przeniosą się tam gdzie można, czyli do nas.

Potwierdza to Jarosław Orszulak, p.o. komendant łódzkiej straży miejskiej. - Osiedlowa uliczka to własność osiedla. Nie będzie tam interwencji. Nie mamy do tego prawa - mówi.

Mimo wszystko Tomasz Sadzyński jest przekonany, że uda mu się wygrać wojnę z pudlarzami.

- Do tej pory w mieście brakowało konsekwencji i determinacji. Teraz nie będziemy nikomu pobłażać - podkreśla prezydent. - Efektów nie będzie widać po jednym dniu czy po jednym tygodniu, ale w dłuższej perspektywie na pewno będą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto