Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trupy, duchy, pożary i Ira Aldridge, czyli efektowne narodziny teatralnej Łodzi

red.
Rozpoczęły się wakacje, nie wszyscy mogą wyjechać poza Łódź. Dla spędzających lato w mieście wraz z Wydziałem Kultury UMŁ prezentujemy wydarzenia przygotowane przez miejskie instytucje.

Ponoć wszystko, co się rodzi, rodzi się w bólach i śmierci. Nie inaczej było z łódzkimi teatrami. W połowie XIX wieku Łódź, podówczas zaledwie niespełna pięćdziesięciotysięczna, nie miała własnej sceny, ale miała już pragnienie godziwej rozrywki. Żeby taką mieszkańcom zapewnić jeden z rajców sprowadził w 1844 roku z Łęczycy wędrowną trupę nijakiego Marzanowicza, która dała kilka przedstawień w szopie zajazdu. Za nią posypały się kolejne trupy, niestety nie zawsze tylko teatralne. Latem 1867 roku, równo 150 lat temu - o Łodzi zrobiło się głośno jak świat długi i szeroki za sprawą wizyty genialnego aktora, pierwszego czarnoskórego tragika szekspirowskiego, Iry Aldridge’a.

W drodze do Petersburga zgodził się dać u nas trzy przedstawienia, odbył nawet kilka prób na scenie, ale zanim łódzka publiczność miała szansę posmakować jego talentu, niespodziewanie umarł. W hotelu „Paradyż”, 9 sierpnia o piątej nad ranem, mówiono, że od wrzodu na piersiach. Łodzianie, choć nie było im dane podziwiać jego genialnej kreacji Otella, wyprawili mu pogrzeb godny króla Ryszarda III. Z wieńcem laurowym, orkiestrą wojskową, honorową wartą i udziałem prezydenta. Pochowano go na Starym Cmentarzu, gdzie do dziś stoi jego nagrobek.

Pierwszy łódzki teatr stacjonarny powstał w innym hotelu - „Victorii”. Było to tak zwany Teatr Polski, cieszył się dużą popularnością, a na jego przedstawienia przyjeżdżali nawet krytycy z Warszawy w czasach, gdy podróż pociągiem ze stolicy do Łodzi trwała osiem godzin bez mała: od godz. 10.30 do 17. Potem jednak dopadły go duchy. Victoria przeszła w ręce fabrykantów Freindenbergów. Jeden z nich miał inklinacje niemerkantylne: parał się spirytyzmem i ponoć za podszeptem zjaw odkrył w sobie iskrę bożą do aktorstwa. Występował pod pseudonimem Oswald, ale krótko, zanim zjawy nie namówiły go do samobójstwa: pewnego dnia znaleziono go powieszonego u powały teatru z nogami zakutymi w kajdany. Jakiś czas później Victoria spłonęła. Pożary bowiem były innym widmem prześladującym łódzkie teatry, gdy te już powstały: oprócz Victorii czerwony kur dopadł Thalię, Teatr Wielki Sellina oraz kilka scen letnich.

Samych aktorów zaś prześladowały wypadki: w Teatrze Popularnym wcielający się w Kmicica niejaki Kubański odstrzelił sobie kawałek palca, ale grał dalej. Jedna z aktorek w innym spektaklu złamała palec u nogi, ale grała dalej i nawet, jak wymagała tego rola, wbiła się w szpilki. Pół wieku później w Teatrze Nowym Zygmunt Malawski w drodze na przedstawienie miał wypadek: na jego motocykl najechała ciężarówka. Mimo ciężkich obrażeń o dowlókł się do teatru, potem na scenę, i wygłosił z trudem swoją kwestię, a - szczęście w nieszczęściu - grał akurat pijanego - po czym padł nieprzytomny. Ale najpierw zagrał, to, co miał zagrać, bo scena dla rasowego aktora jest święta.

I za to łódzka publiczność kochała teatr i aktorów, choć jej gust teatralny dość długo się wyrabiał, podobnie jak wiedza o sztuce. Urbankiewicz („Sezon w Łodzi nie zaszkodzi”) przytacza opowieść o pewnym lodzermenszu, który zajął miejsce na sali już w trakcie koncertu, zadał pytanie „Co grają?”, a usłyszawszy odpowiedź „IX symfonię” załamał ręce: „Już dziewiątą? Potwornie się spóźniłem”. Ale łodzianie łaknęli kontaktu z Melpomneą i podchodzili wyrozumiale do okazjonalnych wpadek aktorów. Głośny stał się swego czasu incydent podczas sztuki „Gra serc” Kiedrzyńskiego wystawianej w Teatrze Popularnym.

W sztuce tej Bronisława Bronowska w pewnej chwili zasiadała do fortepianu, by zagrać walczyka, że jednak grać nie umiała, robił to - na odgłos podnoszonego wieka - ukryty za kulisami pianista. Kiedyś jednak zabawił za długo na papierosie i kiedy aktorka zasiadła do instrumentu, muzyka się nie rozległa. Żeby ratować sytuację, po długiej chwili oczekiwania, oświadczyła : „Chyba jednak nie będę dziś grała”. Zatrzasnęła wieko i na nim usiadła. W tym momencie pianista zaczął grać, ku uciesze publiczności. W łódzkiej prasie ukazała się potem recenzja: „Pani Bronowska wykazała niezwykłą muzykalność, grając tym, co nawet mistrzowi Paderewskiemu służy zwykle do czegoś innego”.

Bywało zatem w łódzkich teatrach i strasznie, i wesoło. Ale powoli krystalizowała się scena teatralna z prawdziwego zdarzenia, która potem okrzepła, po II wojnie światowej powstały Teatr im. S. Jaracza, Nowy, Wielki, Muzyczny, ale to już historia na zupełnie inną opowieść.

90 lat temu Bolesław Gorczyński („Teatr Miejski w Łodzi 1922-27”) pisał, trochę ironicznie: „Publiczność łódzką ciągle niepokoi pytanie: czy naprawdę w a r t o dziś pójść do teatru? Czy aby bardzo warto? Czy dają tam dziś dobry towar? Czy bardzo dobry?”.

Ponieważ niektórzy nadal zadają sobie to pytanie, podpowiadamy: odpowiedź można znaleźć tylko w teatrze. Zapraszamy zatem: Teatr Powszechny gra przez cały lipiec, w Domu Literatury zaś 4 lipca ruszył XIX Przegląd Małych Form Teatralnych „Letnia Scena”, który potrwa do końca wakacji, Virako zaprasza latem raz w miesiącu na darmowe spektakle teatralne w Parku Źródliska w wykonaniu uznanych warszawskich zespołów teatralnych, a ramach akcji Kultura na bruku Łódzkie Centrum Wydarzeń proponuje przedstawienia w Pasażu Róży.

Letnia Scena Teatralna w Łodzi jest już zatem w pełni otwarta.

Więcej o perypetiach pierwszych łódzkich teatrów i aktorów można przeczytać w książce wieloletniego współpracownika „Dziennika Łódzkiego” Jerzego Urbankiewicza „Sezon w Łodzi nie zaszkodzi”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto