Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"To nie jest prawdziwa historia". Dużo emocji na premierze filmu "Świetlik"

Spoza miasta
Spoza miasta
Donald Tusk
Donald Tusk mat. prasowe Eureka Media
Podczas popremierowej debaty rozgorzała dyskusja, dlaczego w dokumencie nie pokazano wielu innych członków słynnej spółdzielni pracy, w której zatrudniony był obecny premier.

Strzelanina ślepakami, czyli recenzja "Prawdziwego męstwa" braci Coen


Film opowiada historię spółdzielni pracy "Świetlik", specjalizującej się w pracach na wysokościach. Założycielem i długoletnim szefem firmy był Maciej Płażyński. W "Świetliku", który działał od 1983 roku, pracowało wielu opozycjonistów, m.in. premier Donald Tusk, Jerzy Borowczak, Arkadiusz i Mirosław Rybiccy.

"To nie jest prawdziwa historia"

Przez firmę przewinęło się kilkudziesięciu pracowników, jednak w dokumencie mogliśmy poznać opinię kilkunastu z nich. I to jest główny zarzut do twórców filmu, który pojawił się w dyskusji po projekcji filmu.

- Ten film jest niepełny, brakuje wielu ważnych osób, które tworzyły tę grupę - mówił Jerzy Kowalski, jeden z byłych pracowników "Świetlika". - Nie wspomniano o kilku nieżyjących już osobach, nie ma też słowa o Mirosławie Rybickim. To nie jest prawdziwa historia "Świetlika".

Inne osoby krzyczały z sali, "zrobiliście z Płażyńskiego liberała, a to był porządny katolik". Choć dyskusja była gorąca, większość widzów stanęła po stronie twórców filmu. Krzysztof Kopczyński, producent dokumentu, stwierdził, że cieszy się, że film nie podoba się części widowni.

- Gdyby film podobał się 100 proc. widzów byłoby to złe, nie mielibyśmy nad czym dyskutować (...) Film to nie książka, nie może być w całości esejem historycznym. Chcemy z nim trafić do osób, które nawet nie wiedzą czym był stan wojenny - uważa Kopczyński.

Elżbieta Płażyńska: Ja znam tę historię, żyłam nią przez lata

- To bardzo ważna karta w moim życiu. Wielka przygoda, choć trudna i surowa. Sześć lat intensywnej pracy, bardzo różnej od wykształcenia, czasami ekstremalnej. "Świetlik" to kapitalni ludzie, mieliśmy szczęście razem pracować i tworzyć taką wspólnotę - ona była i solidarnościowa, bo prawie wszyscy bez wyjątku zajmowali się knuciem przeciwko komunistycznej władzy - podsumował premier Donald Tusk.

Jerzy Borowczak, który występuje w filmie rozumie rozgoryczenie części osób, ale uważa, że i tak warto było go nakręcić. - Dobrze, że powstał ten film, bo pokazuje, jak fajną i solidarną grupą byliśmy i jak wiele zrobiliśmy też dla innych.

Obraz bardzo podobał się także Elżbiecie Płażyńskiej, wdowie po tragicznie zmarłym w katastrofie smoleńskiej, Macieju Płażyńskim.

- To jest kawał historii, także mojego życia. Ja znam tę historię, żyłam nią przez lata. Rozumiem, że film mógł się nie spodobać części widowni, ale moim zdaniem dobrze oddaje ducha "Świetlika".

Romantyczny mit

Film był kręcony w ubiegłym roku. Jedną z kluczowych postaci dokumentu jest Maciej Płażyński, który zdążył podzielić się z innymi opowieścią o "Świetliku". Płażyński opowiadał, w jaki sposób szkoleni byli pracownicy (na wieży na oliwskim Pachołku) i o dyskusjach nad tym, czy jaką placówkę wspomóc finansowo. Polityk pokazał także miejsce, w którym ukrywał się przez bezpieką.

Jednym z ciekawszych fragmentów filmu była część o tym, w jaki sposób zdobywano materiały potrzebne do prac. Marek Kotlarz opowiadał jak pani Zofia, która była zaopatrzeniowcem, jeździła rano do rybaków i zdobywała śledzie, które następnie lądowały w wannie jednej z osób i były zasalane. Chcąc zdobyć np. kilka ton stali, pani Zofia dzwoniła do odpowiedniej huty i pytała, kiedy ostatnio jedli śledzie.

"Donald Tusk był kapeluchem"

Jerzy Borowczak przyznaje w filmie, że Donald Tusk i Maciej Płażyński mieli niewielkie pojęcie na na początku swojej pracy. - Donald był na początku "kapeluchem", Maciej Płażyński podobnie. To humaniści - żartuje w filmie Borowczak. - To co oni mogli wiedzieć o węzłach, ciężarkach. Nieraz to mnie przerażali nawet - dodaje.

Jednak wszyscy przede wszystkim podkreślali, jaką fantastyczną grupą byli wszyscy pracownicy. Mimo wielu różnić światopoglądowych, atmosfera była znakomita. Chodź nie brakowało burzliwych dyskusji, grupa była bardzo zżyta.

- Bo tu nie chodziło o pieniądze, które z resztą były duże, ale o atmosferę. Tam się szło nie dla pracy, ale dla ludzi. Najlepiej o tym świadczy fakt, że gdy po 1989 mogliśmy wreszcie zaczął się realizować, większość mimo świetnych zarobków, odeszła robić swoje - powiedział Marek Kotlarz.

Donald Tusk mówił w filmie, że teraz wspominając te czasy wiele osób traktuje tamtą pracę jako romantyczny mit.

- Wtedy nie raz chciało mi się płakać, czasy były trudne, a większość z nas nie miała poczucia, że robi coś niespotykanego.

"Wszystko dzięki solidarności wśród pracowników"

Jednak większość bohaterów filmu, zapytana przez prowadzącego dyskusję, Michała Chacińskiego, dlaczego im się udało z takimi sukcesami prowadzić firmę, wskazała, że właśnie dzięki tej atmosferze, dzięki tej solidarności wśród pracowników.

- Ja pracowałem wcześniej w konkurencyjnej firmie dwa lata, gdzie także dobrze zarabiałem. "Świetlik" przyciągnął mnie innym podejściem do ludzi, do pracy. Tutaj poznałem fantastycznych ludzi, którzy nie bali się mówić otwarcie o systemie. Te spotkania dawały siłę na kolejne dni - mówił Michał Kapusta, obecnie alpinista.

- To jak realizacja tego hasła "od pucybuta do milionera", ale w tym przypadku nie w sensie ekonomicznym, lecz ideowym i etycznym. W "Świetliku" była i solidarność i empatia - wartości najważniejsze w naszym życiu i dlatego warto było zrobić ten film - podsumował reżyser, Jacek Knopp.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto