Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szpital, który nie strajkuje - cud Krakowiaka w Brzezinach

Lucyna Krysiak
Dyrektor Zdzisław Ziółkowski: Sieć to nasz cel. Gwarantuje ona kontrakt z NFZ, podnosi rangę szpitala.
Dyrektor Zdzisław Ziółkowski: Sieć to nasz cel. Gwarantuje ona kontrakt z NFZ, podnosi rangę szpitala.
Na pierwszy rzut oka szpital w Brzezinach niczym się nie wyróżnia na tle innych szpitali powiatowych w regionie łódzkim. Jednak każdy, kto choć raz trafił do Brzezin, był mile zaskoczony warunkami, w jakich leczeni są ...

Na pierwszy rzut oka szpital w Brzezinach niczym się nie wyróżnia na tle innych szpitali powiatowych w regionie łódzkim. Jednak każdy, kto choć raz trafił do Brzezin, był mile zaskoczony warunkami, w jakich leczeni są tam chorzy oraz uprzejmością personelu. Coraz więcej łodzian, mimo konieczności dojazdu, chętniej się tam leczy niż w łódzkich placówkach. To dowód, że Brzeziny wyrobiły sobie markę.

Mieszkańcy cieszą się, że za sprawą szpitala o ich mieście dobrze się mówi. A inne szpitale powiatowe patrzą na to z zazdrością i nie mogą pojąć w czym rzecz, bo przecież Brzeziny - jak wszyscy - też mają długi.

Ostatni dzwonek

Czy dobra opinia wystarczy aby utrzymać się na fali? Nowy dyrektor szpitala w Brzezinach Zdzisław Ziółkowski mówi, że nie. Uważa, że jego szpital ma potencjał, ale by móc go wykorzystać, trzeba wprowadzić wiele zmian. I właśnie teraz jest na to ostatni dzwonek. Tylko po zmianach szpital ten nie będzie się nadal zadłużać, a nawet ma szansę pozbyć się ponadpiętnastomilionowego starego długu.

- Żyjemy wyłącznie z kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia, organ założycielski nie ma pieniędzy, aby nas wspierać. Bez restrukturyzacji zbilansowanie naszej działalności nie jest możliwe. Jeśli nie zaczniemy jak najszybciej wprowadzać zmian, dzisiejszy czas prosperity może skończyć się katastrofą - przestrzega Ziółkowski.

Dyrektor uważa, że trzeba liczyć koszty posługując się zasadami nowoczesnej ekonomii. Choć trudno w to uwierzyć, szpital w Brzezinach nie został dotąd skomputeryzowany i nie działa tam żaden system informatyczny. Liczenie kosztów, sprawozdawczość, przepływ informacji między poszczególnymi pionami odbywa się starymi metodami.

- Proszę zobaczyć, ten komputer, który stoi na moim biurku, przyniosłem z domu - pokazuje Ziółkowski.

Dyrektor jest ekonomistą. Na zarządzaniu różnego rodzaju firmami zjadł zęby. Przekształcał niejedną spółkę, i prywatną i państwową. Pięć miesięcy temu objął schedę po dyrektorze Janie Krakowiaku.

Nowy szef próbuje zarządzać szpitalem po swojemu i ma na to przyzwolenie powiatu. - Zarządzanie szpitalem odbywało w sposób scentralizowany - twierdzi Ziółkowski. - Uważam za korzystniejsze rozwiązanie, aby każdy dział i oddział odpowiadał za swój odcinek pracy i z niego się rozliczał.

Dyrektor zdaje sobie sprawę, że taka zmiana, połączona przecież z większą odpowiedzialnością, może być niepopularna wśród załogi, wymaga bowiem zmiany mentalności pracowników. Ale jest przekonany, że tylko w ten sposób można skutecznie kontrolować i racjonalizować wydawanie pieniędzy.

Cud Krakowiaka

O szpitalu w Brzezinach stało się głośno, kiedy jako jeden z pierwszych w Polsce odszedł od etatowego zatrudniania lekarzy i pielęgniarek - zaoferował im kontrakty. Pracownicy ci rozpoczęli własną działalność gospodarczą, powołali kilka Niepublicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej, z którymi szpital podpisał umowy. Listy płac zostały zastąpione przez faktury i na ich podstawie pracownicy dostawali zapłatę.

Pomysł Jana Krakowiaka, ówczesnego dyrektora szpitala w Brzezinach, był kontrowersyjny. Jednym się podobał, innym nie. Dawał jednak ogromne oszczędności, które można było zainwestować w sprzęt medyczny, modernizację budynków, poprawę warunków leczenia i pracy personelu medycznego.

Krakowiak mógł przebierać wśród pracowników. Współpracował tylko z tymi, z którymi chciał. Pacjenci szybko dostrzegli przemianę i byli nią zachwyceni.

- Mój syn miał tu operowany wyrostek i nie ukrywam, że przeżyłam szok, kiedy zobaczyłam, że leży w dwuosobowej sali, w bardzo dobrych warunkach, a koło niego przez cały czas krząta się pielęgniarka - opowiada Barbara Górecka, mieszkająca na łódzkim Janowie. - Ponieważ wcześniej leżałam w jednym z łódzkich szpitali, miałam skalę porównawczą. Brzeziny to, w porównaniu z tą łódzką placówką, luksusowa klinika.

Do Brzezin przyjeżdżali dyrektorzy placówek służby zdrowia z Kędzierzyna, Olsztyna i Kłodzka, aby na własne oczy zobaczyć cud Krakowiaka. Podobnie jak pacjenci byli zachwyceni. Wielu lekarzy przyznawało jednak, że aby zarobić na kontrakcie trzeba płacić najniższą składkę na ZUS. A to oznacza, że w razie choroby czy innego nieszczęścia dostaje się niewielkie pieniądze i wtedy trudno związać koniec z końcem. Z tego samego powodu grzmieli też związkowcy.

Nowy dyrektor też widzi słabe strony w tym systemie, ale od razu zastrzega, że nie oznacza to powrotu do etatów.

- Umowy są nie najlepiej skonstruowane. Trzeba je zawrzeć tak, aby nie było sytuacji, że ordynator oddziału jest jednocześnie pracownikiem Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej, z którym szpital ma umowę. Bo to oznacza sprzeczność interesów. Taki NZOZ świadczy tylko pracę i za nic nie odpowiada - ocenia nowy dyrektor.

A przecież rolą ordynatora jest dbać nie tylko o pacjentów, ale i o wydatki, jakie z tego tytułu ponosi szpital.

- Kierując oddziałem, trzeba wiedzieć, jak są wydawane publiczne pieniądze i sprawować nad tym pieczę - upiera się Ziółkowski.

Nowocześnie, ale drogo

Brzeziny liczą 12,5 tys. mieszkańców, a szpital ma aż 181 łóżek. Dlatego aż tyle, bo opieką obejmuje 100 tys. osób z całego powiatu, a do tego leczą się tu również mieszkańcy powiatu łódzkiego wschodniego. Placówka dysponujewszystkimi urządzeniami niezbędnymi w tego typu szpitalu i dobrze wyposażonym zapleczem diagnostycznym, m. in. ma tomograf komputerowy. Jednak asem atutowym jest szpitalny oddział ratunkowy (SOR) z własnymi karetkami i lądowiskiem dla śmigłowców.

- Mamy 4 karetki umieszczone w powiecie w taki sposób, że w razie wypadku czy innego nagłego zdarzenia szybko dotrą w każde miejsce - twierdzi Urszula Mariańska, zastępca dyrektora ds. lecznictwa.

Jej zdaniem, oddział ten dawniej był dumą szpitala, ale teraz coraz bardziej odczuwa się koszty jego utrzymania. Jak wszystkie SOR-y, jest finansowany z pieniędzy NFZ i nawet fakt, że większość spośród blisko 100 osób w nim zatrudnionych jest na umowach cywilno-prawnych (na kontraktach), nie może poprawić jego trudnej sytuacji.

Dr Aleksander Pachucki, ordynator oddziału, jest przekonany, że zarówno wyposażenie, jak i organizacja pracy spełniają kryteria wymagane w dwudziestym pierwszym wieku. - Nic nie może nas tutaj zaskoczyć - uważa ordynator.

Właśnie umieścili w sali obserwacyjnej kobietę pokąsaną przez owady z obrzękiem twarzy i młodego mężczyznę porażonego prądem. Monitor i pielęgniarka Emilia Domiziak czuwają nad ich ciśnieniem, tętnem i pozostałymi wskaźnikami ważnymi dla leczenia.

Dr Pachucki jest pracownikiem etatowym, identyfikuje się z oddziałem i szpitalem. Dr Marcin Aromin, lekarz medycyny ratunkowej także, choć pracuje w szpitalu dopiero od 4 lat. Koledzy mówią o nim, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu, bo ratownictwo medyczne jest jego pasją. Najpierw zrobił specjalizację z medycyny rodzinnej, ale stwierdził, że to za spokojna praca dla niego i zdecydował się na medycynę ratunkową. Jednak nie jest zachwycony wynagrodzeniem, jakie dostaje na etacie. Zapytany, czy wyjechałby do Anglii odpowiada: Niewykluczone.

Doktor Pachucki chciałby mieć więcej takich lekarzy, dyrektor Mariańska także. - Pracownik na umowę przychodzi tylko na dyżur, ale do południa nie mamy kim obsadzić oddziału. Pracujemy tam więc na zmianę z dyrektorką, bo nie ma pełnej obsady - narzeka Pachucki.

Kontraktowy system bardzo sobie chwalą technicy medyczni. Są grupą zawodową, która najmniej zarabia wśród białego personelu. Elżbieta Słowińska i Hanna Kruś mają działalność gospodarczą. Odkąd podpisały umowę ze szpitalem na świadczenie usług, żyje im się lepiej niż w czasach "etatowych".

- To nieporównywalne pieniądze z tymi, które dostawałyśmy na etacie - deklarują zgodnie.

Byle do sieci

Dyrektor Ziółkowski patrzy na szpital jako na całość i widzi zarówno jego mocne, jak i słabe punkty. Takie trzeźwe spojrzenie jest konieczne, jeśli Ziółkowski chce, by jego szpital trafił do sieci placówek służby zdrowia, szykowanej nam przez Ministerstwo Zdrowia.

- Sieć to nasz cel. Gwarantuje ona kontrakt z NFZ, podnosi rangę szpitala. Jeśli odpadniemy, zostaniemy przekształceni np. w zakład opiekuńczy, a to nie byłoby korzystne dla mieszkańców tego powiatu i wschodnich dzielnic Łodzi - uważa dyrektor.

Wie, że szpitalny oddział ratunkowy to jego as atutowy, ale zdaje sobie sprawę, że większość oddziałów ma zaledwie po 15 łóżek. Są więc za małe, aby leczenie w nich było opłacalne. W Brzezinach bardzo dobre są chirurgia i ortopedia, a do tego w tych oddziałach można przeprowadzać kilkakrotnie więcej operacji niż obecnie.

Nowa miotła budzi kontrowersje

Plany są ambitne. Czy się powiodą? Zarządzanie szpitalem przez nowego dyrektora budzi mieszane uczucia zarówno wśród pracowników szpitala jak i brzezinian. - Jest za krótko, aby ocenić to, co robi - deklaruje anonimowo jeden z lekarzy.

- Ale dostatecznie długo, aby zorientować się, że wiele osób korzystało na tym, że nie liczyło się w tym szpitalu kosztów w czytelny sposób - deklaruje sam Ziółkowski.

Nowy szef wie, że brzezinianie lubili dyrektora Krakowiaka, a w takiej sytuacji nowemu trudno rządzić i wprowadzać zmiany. Nie przeszkadzał im nawet fakt, że Jan Krakowiak musiał pożegnać się ze szpitalem, bo ma zatargi z prawem i czeka go rozprawa w sądzie. Nie przeszkadza im też, że wprowadzał do szpitala dziką prywatyzację, jak stwierdzono na ostatnim posiedzeniu zarządu powiatu brzezińskiego.

Szpital jest dla brzezinian głównym pracodawcą, bo przynajmniej jedna osoba z każdej rodziny znalazła tam zatrudnienie.

W Brzezinach nie strajkują, bo trudno strajkować, gdy się jest na własnym rozrachunku. Jednak solidaryzują się ze strajkującymi kolegami z innych szpitali. Dobrze pamiętają czasy, kiedy specjalista w tym szpitalu dostawał 1500 zł, a pielęgniarka 800 zł. Dziś to już przeszłość.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto