"Wędzonka" upadła w 2008 r. i wówczas syndyk likwidujący majątek firmy i spłacający wierzycieli zatrudnił na czterech emerytów, by pilnowali stojącej w szczerym polu przy ul. Pomorskiej fabryki.
- Od lipca 2010 roku przestał nam wypłacać pieniądze - opowiada Józef Pucman - jeden z ochroniarzy. Do tej pory nie zobaczyłem ani złotówki wynagrodzenia za ponad rok pracy.
W sumie, jak wyliczyła księgowa syndyka, należy mu się 26,9 tys. złotych brutto. Pozostali trzej pracownicy są w podobnej sytuacji. Janowi Halbrytowi syndyk jest winien 26,4 tys. zł, Józef Grobela powinien dostać 26,9 tys. zł, a Julian Olejniczak - 17,6 tys. zł.
Mężczyźni interweniowali w inspekcji pracy, gdzie usłyszeli, że... mają marne szanse na odzyskanie wynagrodzeń, a jedyne, co mogą robić, to występować do sądu pracy przeciw syndykowi. Na wypłatę nie mają jednak co liczyć, bo są ostatni w długiej kolejce wierzycieli. Poskarżyli się także do Sądu Gospodarczego i sędziego komisarza, że pracują od roku za darmo.
Syndyk, dr. inżynier Henryk Ziółkowski wyjaśnił sądowi, że emeryci mają z czego żyć, a poza tym od początku wiedzieli, że wypłaty mogą być nieregularne. Na pieniądze każe im czekać do sprzedaży zakładu.
Tymczasem nikt nie chce go kupić. W kolejnym już konkursie ofert, ogłoszonym w tym miesiącu, cenę za ponad 8 tys. metrów kwadratowych terenu i ok. 4 tys. mkw. budynków obniżono już do 2,9 mln, zł. Nawet gdy znajdzie się chętny, by wydać taką kwotę, nie wiadomo, czy ochroniarzom skapnie chociaż parę groszy, bo długi "Wędzonki" są znacznie wyższe, a pieniądze w pierwszej kolejności mają być przeznaczone na pokrycie kosztów upadłości - 564 tys. zł. Kwota ta obejmuje również wynagrodzenie syndyka.
- Nie może ono przekroczyć 5 procent wartości majątku lub 50-krotności przeciętnego wynagrodzenia w sferze budżetowej - podaje Grażyna Jeżewska z biura prasowego Sądu Okręgowego w Łodzi.
Jak z tego wynika, syndyk może dostać za likwidację "Wędzonki" nawet 150-200 tys. złotych. Ale dla pracowników, których zatrudnił, pieniędzy mu brakuje.
- Jeżeli nie będzie innego wyjścia, wszyscy jednego dnia zrezygnujemy z pracy, budynki bez ochrony zostaną błyskawicznie ograbione i zdewastowane, a wówczas na pewno syndyk ich nie sprzeda - ostrzegają ochroniarze.
Próbowaliśmy telefonicznie skontaktować się z syndykiem Henrykiem Ziółkowskim. Niestety nie odbierał.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?