Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Syn premiera Piotra Jaroszewicza niewinny

Wiesław Pierzchała
Andrzej Jaroszewicz z obrońcą Zbigniewem Wędziną
Andrzej Jaroszewicz z obrońcą Zbigniewem Wędziną fot. Krzysztof Szymczak
Andrzej Jaroszewicz, syn premiera w czasach PRL, który został zatrzymany po słynnej akcji detektywa Krzysztofa Rutkowskiego w 2005 roku przed restauracją na ul. Piotrkowskiej, jest niewinny.

Taką decyzję podjął w środę Sąd Rejonowy w Łodzi, mimo że prokurator domagał się dla oskarżonego dwóch i pół roku więzienia. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Znany kiedyś rajdowiec został oskarżony o to, że razem ze wspólnikiem Albertem B. z Chorwacji usiłował wymusić od łódzkiego biznesmena Marka G. 150 tys. euro w zamian za załatwienie 5,5 mln euro kredytu w Banku Austria na budowę spalarni szkodliwych odpadów w Zgierzu. Obaj mieli nawet grozić przedsiębiorcy, że jeśli nie da im pieniędzy, to zajmą nim nasłani Rosjanie.

A było tak. Marek G., Chorwat i Jaroszewicz założyli spółkę J and G, która miała budować spalarnię. G. odpowiadał za grunty pod inwestycję i pozwolenie na budowę, natomiast oskarżeni mieli załatwić pieniądze. Według śledczych, o kredyt mieli zabiegać w Banku Austria, na co jednak nie było dowodów. Dlatego Marek G. nie chciał zapłacić im kosztów pozyskania kredytu, wynoszących 150 tys. euro. Na tym właśnie tle doszło do nieporozumień.

Uzasadniając wyrok, sędzia Izabela Lewandowska-Sokół przyznała, że nie było dowodów na zastraszanie biznesmena.

- Spodziewałem się takiego rozstrzygnięcia. Każdy inny wyrok nie byłby dla mnie satysfakcjonujący. Jestem chory na raka i cieszę się, że doczekałem się końca procesu, który ciągnął się od prawie pięciu lat - powiedział nam Andrzej Jaroszewicz.

Także jego obrońca nie krył radości. - Dla mnie sprawa była oczywista - podkreśla Zbigniew Wędzina. - Nie było najmniejszego dowodu na winę mojego klienta. Dlatego nie bardzo wiadomo, po co Krzysztof Rutkowski z takim hukiem, w obecności kamer, zatrzymywał na Piotrkowskiej pana Jaroszewicza. Zapewne chodziło o autopromocję detektywa.

Na razie nie wiadomo, czy prokuratura odwoła się od wyroku. Prokurator prowadzący sprawę przedstawi ją - razem z ustnym uzasadnieniem wyroku - szefowej prokuratury Łódź-Śródmieście i dopiero wtedy zapadnie decyzja.

Być może prokuratura zrezygnuje z apelacji. A to dlatego, że podczas procesu zaszły nowe okoliczności. Z jednej strony Marek G. nie potwierdził, że został zastraszony przez oskarżonych, a z drugiej jego współpracownica nie potrafiła udowodnić - choćby w postaci nagrania - tezy, że oskarżeni grozili przedsiębiorcy wynajęciem Rosjan, którzy mieliby zrobić z nim porządek.

Proces miał roczną przerwę, bo sąd wystąpił o pomoc prawną do Austrii. Chodziło o przesłuchanie w roli świadków pracowników Banku Austria: Martina H. i Petrera O. Obaj zgodnie stwierdzili, że nie znają ani Andrzeja Jaroszewicza, ani Alberta B. i nie przypominają sobie, aby któryś starał się o 5,5 mln euro kredytu na budowę spalarni odpadów w Zgierzu.

W mowach końcowych prokurator wnosił o skazanie obu mężczyzn na dwa lata i pół roku więzienia, zaś obrońca żądał uniewinnienia.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto