Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sieci handlowe ruszają na podbój łódzkich osiedli

Alicja Zboińska
Manufakturze mogłyby zaszkodzić Plaza Center przy Rzgowskiej i Sukcesja przy Al. Politechniki, ale już wiadomo, że nie powstaną przynajmniej do 2013 roku
Manufakturze mogłyby zaszkodzić Plaza Center przy Rzgowskiej i Sukcesja przy Al. Politechniki, ale już wiadomo, że nie powstaną przynajmniej do 2013 roku fot. Krzysztof Szymczak
Manufaktury zazdroszczą nam w całym kraju, a o naszej Piotrkowskiej od lat mówiło się, że to najdłuższa handlowa ulica Europy.

Doczekaliśmy się trzech centrów handlowych z prawdziwego zdarzenia, trzech kolejnych nieco mniejszych i kilkunastu hipermarketów. W międzyczasie okazało się, co prawda, że Piotrkowska niemal przestała być handlową, gdyż wykończyły ją centra prawdziwie handlowe, ale za to zaczęliśmy dumnie określać Łódź mianem handlowej.

Przez lata z Łodzią kojarzyły się dwa określenia: po pierwsze włókiennicza, po drugie - i to dodawało nam prestiżu - filmowa. Szwalni już nie mamy, produkcjami filmowymi pochwalić się nie możemy, więc zachłysnęliśmy się handlem. Poszło łatwo, gdyż nagle jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać blaszaki z mnóstwem sklepów pod jednym dachem.

Wielkopowierzchniowy handel zaczął się w latach 1995-1996 na rogu ul. Kilińskiego i al. Piłsudskiego, od sklepu Billa, o którym pamiętają już nieliczni łodzianie. Billa bowiem przekształciła się w Eleę, a następnie lokal przyjęła Alma, która działa tam do dziś.

Billa nie dość, że zachwycała koszykami i wózkami, to na dodatek umożliwiała samodzielne odważanie owoców i warzyw (to, co dopiero po wielu latach wprowadził Real). Powiało wielkim światem.

Następnie handlowym królestwem zostały Chojny. W 1997 roku doszło do prawdziwej rewolucji - na skrzyżowaniu ulic Kolumny i Rzgowskiej pojawił się Carrefour. Nagle w rejon Stawów Jana zaczęli zjeżdżać mieszkańcy całej Łodzi.

O stolicy województwa przypomnieli też sobie piotrkowianie, którzy bagażniki swoich samochodów zapełniali kilogramami mięsa, owoców, nabiałem, ale i spodniami, tanimi butami, kosmetykami - w końcu wszystko znalazło się pod jednym dachem i nie było burkliwych sprzedawczyń znanych ze Społem. Kolejna szokująca zmiana, zwłaszcza dla mniej obytych z dużym handlem rodaków.

Od blaszaków odwrotu już nie było: zadebiutowały Tesco, Geant (wykupiony następnie przez Real), Real, E.Leclerc. Hipermarkety zyskały Widzew, Bałuty, Dąbrowa, Radogoszcz.

Kolejny krok to pierwsze centrum handlowe nie tylko z nazwy, czyli Galeria Łódzka. Pod jednym dachem 160 sklepów, restauracji, punktów usługowych. Cieszyliśmy się następnie z otwarcia Manufaktury i o Łodzi znów zrobiło się głośno nie tylko w Polsce, ale i we Francji. Francuski inwestor - Apsys zadbał bowiem o to, by o łódzkiej inwestycji pisali żurnaliści znad Sekwany. W końcu w mieście powstało centrum handlowe czwartej generacji: połączenie sklepów, gastronomii z hotelem, muzeum, dyskoteką. I choć nie wszystko zostało otwarte pięć lat temu, to zyskaliśmy obiekt na skalę światową. I tak część klientów straciła Galeria Łódzka.

Ponad dziesięć lat czekaliśmy na Ikeę (otwarcie w listopadzie 2009), a przy okazji dorobiliśmy się Portu Łódź (marzec 2010), czyli centrum wokół szwedzkiego sklepu z meblami.

Na handlowej mapie miasta zaczęło się robić ciasno, ale inwestorzy nie tracili zapału, tym bardziej, że głośno było o tym, w jakim tempie (szybkim) rosną nasze zarobki, jak zmienia się rynek pracy, gdzie warunków już nie dyktuje szef, tylko podwładny. I choć po drodze przytrafił się kryzys, to i tak ogłoszono, że łodzianie zasłużyli jeszcze na dwa centra handlowe: Plaza Center przy ul. Rzgowskiej (120 sklepów i punktów usługowych, kino na 12 sal i park rozrywki) oraz Sukcesja (rejon al. Politechniki i ul. Rembielińskiego - galeria handlowa ze strefą gastronomiczną, trzygwiazdkowy hotel klasy biznesowej z zapleczem konferencyjnym, strefa rozrywkowo-rekreacyjna z multipleksem (9 sal kinowych) oraz podziemny parking na ok. 1100 samochodów). Pierwsi łodzianie na zakupy do Plazy mieli pójść w 2012 lub 2013 roku, a do Sukcesji na przełomie 2012/2013 roku.

Dziś wiadomo, że tych terminów nie uda się dotrzymać, inwestorzy Sukcesji ciągle czekają na uzyskanie niezbędnych pozwoleń, natomiast przedstawiciele Plazy nabrali wody w usta. Tomasz Podolak wydusił z siebie jedynie, że inwestycja jest w przygotowaniu, nie chciał natomiast wypowiadać się ani na temat postępów prac, ani terminu otwarcia. Tymczasem na łódzkim rynku nieruchomości pojawiły się spekulacje, że centrum nie powstanie, gdyż działka została wystawiona na sprzedaż. W internecie można znaleźć ogłoszenie o działce o powierzchni ponad 40 tys. m.kw., lokalizacja Łódź-Górna. W opisie można przeczytać, że wystąpiono o warunki zabudowy pod galerię handlową. Właścicielem może zostać osoba, która ma wolne 81 milionów złotych.

Wystarczy krótkie spojrzenie na podstawowe dane o Łodzi, a zwłaszcza liczbę mieszkańców, by zobaczyć, dlaczego handlowym gigantom nie jest łatwo. Gdy zaczynaliśmy kupować w Billi i czekaliśmy na otwarcie pierwszego Carrefoura, w Łodzi mieszkało 818 tysięcy osób. Z danych łódzkiego oddziału Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że pod koniec ubiegłego roku było nas niecałe 739 tysięcy. I choć co prawda przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło z 853,24 zł do poziomu 3142,60 zł, to nie oznacza to, że zarabiamy blisko cztery razy więcej niż przed laty. Nie wolno zapominać chociażby o inflacji. Kłania się podstawowa zasada o sile nabywczej mieszkańców. I choć przez lata przybyło nam miłośników centrów handlowych, którzy nie wyobrażają sobie soboty i niedzieli bez wizyty w blaszaku z wieloma szyldami, to pewien poziom nasycenia już osiągnęliśmy. Widać to choćby w Porcie Łódź. Moim zdaniem to inwestycja spóźniona o dziesięć lat, czyli o tyle, ile trwały perturbacje z pozwoleniem na budowę Ikei. W tym czasie bowiem powstały inne centra handlowe, które zyskały stałych klientów, a sama Ikea choć jest najdłużej wyczekiwanym sklepem w Łodzi i okolicach, też dorobiła się konkurencji. Zmienił się również asortyment w Ikei i choć ceny nadal są konkurencyjne, to towar już tak nie zachwyca jak przed laty, a i konkurencja walczy na ceny jak może. Poza tym ile razy w tygodniu, a nawet miesiącu jeździ się do Ikei? Nie jest to sklep osiedlowy, w którym obsługa zna nasze upodobania, gdyż codziennie wpadamy po świeże bułki. Co więcej, odwiedziny w Ikei wcale nie oznaczają odwiedzin w Porcie. Wystarczy wjechać na parking podziemny, wjechać po ruchomych schodach na górę i już praktycznie jest się w Ikei. Nie ma potrzeby zagłębiania się w korytarze Portu. Kolejna sporna kwestia to lokalizacja. I choć mogło się wydawać, że Port zagospodarowuje południową część Łodzi, a na dodatek ściąga mieszkańców Bełchatowa, Sieradza, Zduńskiej Woli, to zwyczajnie brakuje tam łodzian. Nie urażając klientów spoza Łodzi, to ich siła nabywcza i możliwości finansowe przeważnie są mniejsze. Widać to po wynikach sklepów w tym centrum. Już dwa miesiące po otwarciu przez Port przetoczyła się pierwsza fala zwolnień, gdy najemcy zorientowali się, że nie uzyskają zakładanych obrotów. Z częścią personelu pożegnano się nawet w Ikei.

Nie znaczy to, że w innych centrach jest świetnie. Odpływ klientów poczuła też Galeria Łódzka, która ma jednak jeden atut: znakomitą lokalizację. I choć ma mniejszy wybór sklepów niż Manufaktura, to dla wielu klientów to też jest atutem. Zwłaszcza dla tych, którzy wpadali do kilku wybranych sklepów i chcą uniknąć wędrowania godzinami po przepastnych korytarzach jak w Manufakturze.

O swój kawałek tortu postanowiły powalczyć mniejsze centra. Trwa rozbudowa Pasażu Łódzkiego, który powoli zmienia się w mini-galerię handlową. Kosztem części parkingu rozbudowywana jest powierzchnia sklepu. Wiadomo już, że znajdzie się tam kolejny oddział H&M w Łodzi, a z drugiej strony outlet Adidasa, Pumy i Diverse, a otwarcie zaplanowano na sierpień. Część zmian można już zresztą obserwować, w Pasażu powstała m.in. księgarnia Matras, przybyło sklepów z butami, a w mieście pojawiły się billboardy z hasłem: U nas moda remisuje ze sportem.

Rozbudowa tego centrum to słuszna decyzja, gdyż może stać się alternatywą dla dużych galerii handlowych, w których zakupy zabierają zbyt dużo czasu. W Pasażu znajdą się bowiem sklepy dla niezbyt wybrednego klienta, który przy okazji zakupów spożywczych nabędzie nową parę butów albo rozejrzy się za nową sukienką. Pokazuje to zresztą przykład CH Tulipan, w którym oprócz Reala pełno jest butików z ubraniami, butami, znajduje się tam księgarnia, kilka restauracji. Zakupy można robić w sieciówkach. Nie ma tam ekskluzywnych sklepów, za to nie brakuje kupujących.

I tylko w tym blaszakowym szaleństwie zginęła ulica Piotrkowska. Tak musiało się stać, nie ma dziś prawdziwego handlu poza galeriami handlowymi. Oczywiście, rację bytu mają sklepy osiedlowe czy jakieś specjalistyczne placówki, ale trudno sobie wyobrazić, by klienci chcieli ganiać z jednego sklepu przy jednej ulicy do kolejnego przy następnej, skoro mogą mieć wszystko pod jednym dachem. Nie znaczy to, że sklepów przy Pietrynie ma nie być. Ich właściciele muszą sobie jednak zdawać sprawę z tego, że prowadzą inwestycje wysokiego ryzyka, a przede wszystkim przekonać łodzian, że na Piotrkowską warto przyjść, by robić zakupy. Część z nich próbuje. W ostatnią niedzielę wystawili krzesła i stoły w ramach akcji: żądamy krzeseł dla Piotrkowskiej. Tłumów może nie było, ale przynajmniej część łodzian przypomniała sobie, że handel na Piotrkowskiej jeszcze nie umarł.

Handlowi giganci łatwo nie odpuszczają i coraz śmielej wkraczają w osiedla. Nie chcą już sklepów na 50 tysięcy artykułów, wystarczą im takie na 4 tysiące produktów, z czego połowa marki własnej. Idealne na codzienne sprawunki, w ostateczności wystarczające na większe tygodniowe zakupy. Nie można też zapomnieć o jednej rzeczy - przeważnie kolejki do kas są mniejsze niż w marketach. Tak powstały Carrefour Extra (m.in. w miejsce dawnych Globi), Tesco. Handlowi giganci wiedzą, że w Łodzi nie ma już miejsca na duże centra handlowe i jeśli chcą mieć kolejne placówki, to mniejszego formatu. W trudnej sytuacji znaleźli się też ajenci Żabek, którzy opanowali właśnie osiedla, Żabki bowiem słyną z długich godzin otwarcia (6-23), ale i kojarzą się z wysokimi cenami, choć trzeba przyznać, że przygotowują coraz więcej promocji.

Tej ekspansji obawiają się właściciele małych sklepów. Zdają sobie sprawę z tego, że cenowo nie mogą konkurować z małym Tesco albo Carrefourem. Mają natomiast tę przewagę, że klientów traktują indywidualnie, a nie masowo.

Co czeka więc handlową Łódź za kilka lub kilkanaście lat? Szereg małych i dużych szyldów znanych sieci w każdej dzielnicy.

Eksperci od handlu wieszczą, że dojdzie do przejęć, gdyż tyle sieci się nie utrzyma na rynku.

Sklepy się wyspecjalizują, a jeśli okaże się, że łodzianie zaczną się bogacić, to doczekamy się droższych sklepów znanych marek, które obecnie lokują się w Warszawie. W centrach handlowych będzie coraz więcej eventów i akcji promocyjnych.Jednocześnie osłabnie opór przeciwników centrów handlowych, bo handel poza centrami handlowymi zostanie zmarginalizowany. I tylko pracowników tych sklepów żal, bo nieważne, ile zgarną z rynku ich szefowie, to pensje załogi nieznacznie przekroczą minimalne krajowe wynagrodzenie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto