Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąd go ukarał, bandyci wyśmiali

(LB)
<i>&#8222;Obywatelu! Tutaj mieszka morderca-bandyta, który zabija! Wejście na teren posesji grozi śmiercią!&#8221; </i>- taką tabliczkę powiesił na płocie swojej posesji 50-letni Józef Banasiak, ...

<i>„Obywatelu! Tutaj mieszka morderca-bandyta, który zabija! Wejście na teren posesji grozi śmiercią!” </i>- taką tabliczkę powiesił na płocie swojej posesji 50-letni Józef Banasiak, skazany za śmiertelne zranienie złodzieja, który wszedł w nocy z nożem w ręku na teren jego posesji. Tabliczka nie wisiała długo. - Żona kazała mi ściągnąć ją z bramy - żali się Banasiak. - Co miałem robić? Żony trzeba słuchać.<br>
<b>Obrona konieczna, ale...</b><br>
Tak zwana sprawa Banasiaka zaczęła się w nocy
19 grudnia 1997 r. Kiedy spokojnie spał w swoim domu, na teren jego posesji wszedł z nożem pijany Marek P. Obudzony przez pilnujące obejścia psy Banasiak wyskoczył na podwórko. Złapał intruza, wyrwał mu nóż i zadał nim dwa ciosy w pośladek. Wskutek odniesionych ran Marek P. zmarł. Banasiak trafił do aresztu tymczasowego, w którym przebywał 9 miesięcy.
Od tego tragicznego w skutkach wydarzenia łódzki sąd czterokrotnie zajmował się sprawą Banasiaka. Już na pierwszym procesie prokurator oskarżył go o zabójstwo i zażądał 10 lat więzienia.
24 września 1998 r. sąd uznał Józefa Banasiaka winnym przekroczenia granic obrony koniecznej, ale że oskarżony działał w stanie silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami, odstąpił od wymierzenia kary.
Wyrok usatysfakcjonował nie tylko Józefa Banasiaka, który wyszedł po 9 miesiącach z aresztu, ale także znaczną część opinii publicznej. Jednak prokurator nie zgodził się z decyzją sądu. Sprawa trafiła więc do Sądu Apelacyjnego, który 7 maja 1999 r. skierował ją do ponownego rozpatrzenia.
Dziewięć miesięcy później,16 marca br., zapadł surowszy wyrok. Tym razem sąd uznał, że Banasiak nie działał w obronie koniecznej i skazał go na rok i cztery miesiące więzienia za śmiertelne zranienie napastnika.
Z tym wyrokiem nie zgodził się z kolei Banasiak i również złożył odwołanie. Jednak 4 września br. Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy drugi, surowszy wyrok.
- Od chwili, gdy wsadzili mnie do aresztu, liczyłem się z tym krzywdzącym mnie finałem trwającego 33 miesiące sądowego maratonu - mówi z goryczą Banasiak. - Podczas mojej 9-miesięcznej „odsiadki” ciągle słyszałem od bandytów, że dostanę „wredny wyrok”, czyli tyle, ile łącznie odsiedzę w areszcie, żeby Skarb Państwa nie musiał płacić mi odszkodowania za niesłuszne pozbawienie wolności.
- Po tym ostatnim wyroku - denerwuje się skazany - czuję się podwójną ofiarą: prawa i bandyty. - Złodzieje mówią mi: „Co ty mi k ... frajerze możesz zrobić, ty masz wyrok!”. Niestety, mają rację. Wiedzą dobrze, że ja nie zareaguję, kiedy będą kraść, bić i gwałcić. Po trzyletnim procesie wiem, że to się po prostu nie opłaca.
Banasiak zapowiada, że będzie nadal walczył o sprawiedliwość. Jego adwokat przygotowuje wniosek o kasację. Gdyby Sąd Najwyższy nie uznał racji Banasiaka, skazany skieruje sprawę do Strasburga.
Jeśli i on nie przyzna mi racji, to poproszę o azyl na Białorusi - planuje. - Dobrym obywatelem już nie będę. Na żadne głosowanie nie pójdę. Wstydzę się, że żyję w kraju, w którym bandyta jest bezkarny. A jeszcze trzy lata temu wierzyłem, że mam prawo bronić swojego domu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto