Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmawiamy z Tomaszem Salskim. Czy prezes ŁKS zwolni Krzysztofa Przytułę, dyrektora sportowego?

Jan Hofman
Jan Hofman
Z Tomaszem Salskim, prezesem ŁKS, rozmawiamy o pierwszej części piłkarskiego I-ligowego sezonu.

Nie było w tym roku klubowej wigilii. Rację mają ci, którzy twierdzą, że w kasie zabrakło pieniędzy?

To niedorzeczne twierdzenia. Wigilia miała być zorganizowana przy okazji spotkania ligowego z Puszczą Niepołomice. Mecz został jednak przełożony na wiosnę i osoby, z którymi rozmywaliśmy sugerowały, aby z powodu trudnej covidovej sytuacji, odwołać wigilijne spotkanie. Przychyliliśmy się do tych sugestii, dlatego zrobiliśmy w klubie opłatkowe spotkanie dla zawodników i pracowników. Przy okazji odbyło się podsumowanie roku i pożegnanie Janka Sobocińskiego.

Żałuje pan odejścia tego piłkarza?

Zawsze jest tak, kiedy odchodzi piłkarz, wychowanek, którego pamięta się jeszcze jako chłopca, serce bije żywiej, pojawia się refleksja, nawet łezka w oku. Przecież Sobociński jest cząsteczką tego klubu, miał swój wkład w odbudowie znaczenia ŁKS na futbolowej mapie Polski.

Czy brak tego obrońcy obniży sportową jakość zespołu?

Wydaje się, że Janek w czasie gry w ŁKS miał różne fazy gry, prezentował wahania piłkarskiej dyspozycji. Dla mnie najważniejsze jest jednak to, że ostatnie spotkania miał dobre i pozostawił po sobie pozytywne wrażenie. Oczywiście miał taki zawodowy moment, w którym trudno było mówić, nawet przy wielkiej sympatii do niego, iż jest na fali wznoszącej. Ale przecież nie on jeden borykał się z takim problemem. Pamiętajmy, jako młodzieżowiec sumiennie i systematycznie swoją dobrą grą dokładał się również do budżetu klubu z Pro Junior System, punktując jako reprezentant Polski oraz był ważnym zawodnikiem drużyny trenera Moskala, która wywalczyła awans do ekstraklasy.

Nie jest pan rozczarowany wysokością transferu?

Nie. Ja zawsze liczę te pieniądze, które są na klubowym koncie. Jeśli brać pod uwagę, że jest to transfer z pierwszoligowca, to jego wartość jest jedną z najwyższych w Polsce. Na pewno wycena Sobocińskiego byłaby znacznie wyższa, gdyby był zawodnikiem klubu ekstraklasy.

Przez ostatnie lata z uznaniem patrzono na pańskie działania w ŁKS. Budował pan pozycję klubu, wiarygodność siebie, jako działacza. Aż nagle....

Rzeczywiście stało się to, czego na początku zaangażowania w ŁKS nie zakładałem nawet w najczarniejszych snach. Mleko się jednak rozlało i teraz mierzę się z nową rzeczywistością. Muszę naprawić te błędy. Nie tylko nie mam wyjścia, ale przed wszystkim chcę pracować nad nimi. Przyznam, że nie czuję się w tej sytuacji komfortowo.

Co pan robi?

Trzeba było doinwestować spółkę i to się teraz dzieje. Idziemy dwutorowo. Obecni akcjonariusze podnoszą kapitał założycielski oraz podjęliśmy konkretne działania z grupą sympatyków naszego sportowego przedsięwzięcia.

Jakie?

Zaproponowaliśmy objęcie pakietu akcji, w którym partycypują właśnie te osoby. Dziś zrealizowaliśmy ok. 35 procent tej emisji. Myślę, że proces będzie zakończony do końca stycznia.

Mówił pan o błędach, czego one dotyczyły?

Oczywiście strony sportowej, zaczęło się oczywiście od przegranych baraży. Nadziei na grę w ekstraklasie pozbawił na Górnik Łęczna. To pociągnęło za sobą określone konsekwencje finansowe, które następnie wpłynęły na zachwianie budżetu. Zakładaliśmy, że brak awansu do elity, skutkować będzie odejściem kilku zawodników. Takie były sygnały. Rzeczywistość nas jednak zaskoczyła, bo nie było dla nich ciekawych propozycji. Być może spory wpływ na to miała niezwykle krótka przerwa między sezonami. Z drugiej jednak strony chcieliśmy dać nowemu szkoleniowcowi komfort pracy i podpisaliśmy z nowymi zawodnikami umowy.

Czym to skutkowało?

Tym, że mamy w kadrze trzydziestu zawodników. To paradoksalnie okazało się zbawienne dla szkoleniowca, bo przy tej liczbie kontuzji, mógł wystawiać w miarę silny skład i miał szansę prowadzenia normalnych treningów. Z drugiej strony nasz budżet był znacznie przeciążony. Tego nie mogły wytrzymać finanse pierwszoligowego klubu.

Nadmiar piłkarzy w kadrze sprawił, że księgowego rozbolała głowa?
Można tak powiedzieć, bo przecież nie graliśmy na tak wielu frontach i taka liczna kadra nie była niezbędna, a koszty prowadzenia drużyny były duże.

Ktoś jednak pana namówił na taką liczbę piłkarzy...

To była analiza , że jeżeli 4- 5 zawodników odejdzie to powinniśmy w ich miejsca zakontraktować innych. Ostateczne decyzje należą zawsze do tych co zarządzają, czyli do mnie. Z punktu widzenia budżetu mogę mieć teraz pretensje tylko do siebie, że niektórzy piłkarze przyszli do nas za wcześnie.

Jesienne wyniki ŁKS nie satysfakcjonują kibiców. Co im pan powie?

Kibice mają prawo być niezadowoleni, to jest ich prawo. Ja analizowałem rundę i znalazłem pewne usprawiedliwienia dla słabszej postawy drużyny. Proszę pamiętać, że nie zagraliśmy trzech spotkań z rzędu w takim samym składzie. Trener cały czas musiał żonglować. Takiej liczby kontuzji nie było w drużynie nigdy. O ile byłyby to tylko urazy mięśniowe moglibyśmy sądzić , że jest tylko i wyłącznie sprawa treningu i przygotowania fizycznego, ale niestety większą cześć to urazy mechaniczne. Jesienią z kadry wypadło wielu zawodników, którzy z punktu widzenia jakości drużyny, są dla nas kluczowi. To jest główna przyczyna, że mamy tylko 29 punktów. Mam jednak nadzieję, iż limit pecha wykorzystaliśmy w pierwszej części sezonu i wiosna będzie już znacznie pomyślniejsza.

Największe piłkarskie rozczarowanie ?

Z zawodników, na których najbardziej liczyliśmy, nie było piłkarza, który w tej rundzie nie musiałby pauzować z powodu kontuzji. Zatem siłą rzeczy nie byli liderami i nie mieli statystyk, które popchnęłyby nasz zespół na wyższe miejsce w tabeli.

Szykuje się wietrzenie szatni w ŁKS?

Nie ma takich założeń. Czekamy na to, co się wydarzy, bo przecież mogą się pojawić jakieś transferowe propozycje. Jeśli tak będzie to, zaczniemy odpowiednio reagować.

Są jakieś propozycje?

Nie ma żadnych konkretów.

Zadowolony jest pan z efektów pracy trenera?

Trzeba zacząć od tego, że nie stworzyłem naszemu szkoleniowcowi optymalnych warunków pracy. Nie pomagała mu także plaga kontuzji. Trudno w takim przypadku podjąć się sprawiedliwiej oceny jego pracy. Zadowolony jestem z systemu szkolenia, prowadzania drużyny, z relacji z trenerem, ale na pewno nie z liczby wywalczonych punktów.

Kibu Vicuna zacznie wiosenne przygotowania z ŁKS?

Z naszej strony nic się nie zmienia. No chyba, że trener przyjdzie do mnie i powie, że otrzymał znacznie ciekawszą propozycję z innego klubu, to wtedy trzeba będzie porozmawiać.

Jak wygląda sprawa zaległości finansowych?

W większości przypadków jesteśmy na bieżąco. Jest jednak pewna grupa zawodników, wobec której mamy miesięczne zaległości. Wychodzimy jednak na prostą.

Jaka będzie wiosna?

Już pierwsza część sezonu pokazała, że szykuje się zacięta rywalizacja. Nawet dwunasta w tabeli Skra Częstochowa ma tylko trzy punkty straty do szóstej lokaty, dającej prawo gry w barażach o ekstraklasę. Moim zdaniem Miedź już awansowała, ale o dwa pozostałe miejsca w elicie będzie toczyła się mordercza walka.

Wiele zastrzeżeń budzi działalność Krzysztofa Przytuły w ŁKS. Jak pan ocenia dyrektora sportowego?

Współpracujemy już szósty rok i doskonale pamiętam od czego zaczynaliśmy i oceniam pracę Krzysztofa Przytuły przez pryzmat całego tego okresu. Większość patrzy tylko i wyłącznie na pierwszą drużynę, ja natomiast na całokształt, również na Akademię i oceniam tę współpracę pozytywnie. Jeśli chodzi o cały pion sportowy chciałbym z tą całą grupą ludzi współpracować do końca sezonu. Po tym czasie będzie okazja do podsumowań, ocen i niezbędnej refleksji.

Wielu zagranicznych piłkarzy sprowadzonych latem nie pomogło drużynie...

Jestem przekonany, że Javi Moreno, Stipe Jurić i czy Macho Monsalve byliby silnym punktami naszego zespołu, gdyby nie pechowe kontuzje. Takich sytuacji nie przewidzi nawet najlepszy menedżer. Jesteśmy zatem zmuszeni poczekać do wiosny z ich oceną.

Kto w ŁKS nie zawiódł?

Myślę, że idealnie swoją szansę wykorzystał Mateusz Bąkowicz. Należy pamiętać, że to nie był pierwszy wybór młodzieżowca dokonany przez nasz sztab trenerski. Oczywiście miał słabsze fragmenty, ale generalnie zasłużył na słowa uznania. Często jest tak, że pech jednego jest szczęśliwym zrządzeniem losu dla innego piłkarza. Tak było u nas. Przebojem do pierwszoligowej drużyny wdarli się Oskar Koprowski czy Maciej Radaszkiewicz. Mam nadzieję, że potwierdzą, iż mogą z powodzeniem grać na tym poziomie. Trzeba podkreślić, że wymienieni zawodnicy nie wzięli się znikąd. Oni pojawili się w ŁKS w trakcie selekcji. Byli w drugiej drużynie, ale sztab pierwszego zespołu miał dobre rozeznanie do co ich możliwości.

Nie można też zapominać o Bartoszu Szelidze i Marku Koziole. Oni w tej naszej huśtawce formy i dyspozycji prezentowali się najsolidniej, mieli najmniej wahań.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rozmawiamy z Tomaszem Salskim. Czy prezes ŁKS zwolni Krzysztofa Przytułę, dyrektora sportowego? - Express Ilustrowany

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto