Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Recenzja: Król Ryszard III w Jaraczu

Łukasz Kaczyński
Wyraziste role to wielki atut "Króla Ryszarda III"
Wyraziste role to wielki atut "Króla Ryszarda III" fot. materiały promocyjne
"Król Ryszard III" w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego na scenie teatru Jaracza w Łodzi. Wiśniewski usunął sporo postaci i scen, ale połączył je perfekcyjnie. Skondensował istotę sztuki, zamieniając postaci w niektórych scenach.

Dla przykładu Księcia Yorku wprowadza na scenę w towarzystwie Riversa, nie Księżnej York (matki Ryszarda III, gra ją Zofia Uzelac). Z nim dowcipkuje młody książę, ukazując iście królewski charakter. Inne niż w oryginale jest też zakończenie...

Zdarzenia rozgrywają się w mroku, między dwoma kluczowymi dla spektaklu symbolicznymi przestrzeniami. Pierwszą jest potężny, długi, czarny stół. Symbol władzy i ładu w rodzinie (w sztuce sfery te są ze sobą zespolone). Nieprzerwanie zjawiać się on będzie na scenie. Jak zły omen. Jest niezmienny i nie da się go, jak "Zmierzchu bogów", słynnej realizacji Wiśniewskiego, wywrócić. Mimo przelanej krwi nie uczyni tego żadna siła. Drugą przestrzenią są piramidalnie ustawione schody, zwieńczone krzywym zwierciadłem. Rodzina królewska to wszak szczyt ludzkiej piramidy, ale tu umysły zaprząta tylko żądza władzy lub powinność jej kontynuowania. Ale i to "prawo boskie" zaczyna gnić. Jesteśmy też na szczycie piramidy trupów, które co chwila lądują w ciemnym dole grobowym ulokowanym na szczycie scenicznej konstrukcji. Także Ryszard III osiągnie apogeum swoich zbrodni, gdy pod koniec drogi na tron, kiedy już z braku kandydatów (wszyscy zginęli z jego ręki) "miłosiernie" zgodzi się przyjąć koronę, zechce zabić dziecko - Księcia Yorku. U Wiśniewskiego zbrodnia ta zdaje się być zbędna. Książę ma zaledwie kilka lat i długo nie zagroziłby Ryszardowi III. Do mordu popycha go nie duma nawet, co bliżej nieokreślone przekonanie, że tak być musi. Jakby nakazywała mu to siła znajdująca się ponad nim. "Bardzo się boję, by świat się nie zmącił" - mówi na wieść o śmierci króla obywatel w jednej z wielu scen, które usunął ze spektaklu reżyser. Jej duch pobrzmiewa jednak w spektaklu. W "Królu Ryszardzie III" Wiśniewski idzie dalej. Walka o tron - przewrócenie ludzkiego porządku jest zamachem na porządek boski, ustanowiony przez "Króla królów". Reżyser sugeruje, że być może nigdy takiego nie było. Czy jesteśmy więc w szczytowym momencie ewolucji człowieka? W takim razie ewolucja ta zatoczyła koło i człowiek niebezpiecznie zbliżył się do zwierzęcia. Może po prostu zawsze nim był, a zbudowana piramida nie tyle zbliża go do boga co bogiem czyni?

Nie fizyczna szpetota czyni księcia Gloucaster tym czym jest. Nie ze wzgardy, jaką darzy go otoczenie, czerpie on siłę. Jest wybrykiem natury, krzywym lustrem odbijającym istotę człowieka, nie przez garb, lecz przez swe myśli i czyny. Minione pokolenie (matka) można zdominować, młodsze - wyrżnąć.

Zdawać by się mogło, że to wymarzony tekst z jedną rolą wiodącą, która w razie powodzenia gwarantuje aktorowi owacje i nagrody. Odszedł od tego myślenia Grzegorz Wiśniewski, reżyser i autor scenografii. Książę Gloucaster, później król Ryszard III (Marek Kałużyński) nie dominuje nad innymi postaciami, a one nie są tłem dla niego lub w najlepszym wypadku lustrem.

Zdarzenia rozgrywają się pośród wytwornych sukni i eleganckich smokingów, ale jest też nieco scenicznej perwersji. Nie po ostrza noży sięgają spiskowcy, aby zabić księcia Walii (Paweł Paczesny), lecz po elektryczne paralizatory. Hrabia Rivers (Marcin Włodarski) przestylizowany jest na metroseksualnego gogusia, a Małgorzata (Matylda Paszczenko) na kasandryczną, wpółobłąkaną wdowę po Henryku IV. Aktorzy grają po kilka ról - ten łańcuch ofiar nie ma końca.

Ryszard III, obdarzony chłodnym, analitycznym umysłem, w ujęciu Kałużyńskiego jest niczym drapieżne zwierzę, niezwykle inteligentny psychopata. Każde spotkanie z ludźmi jest dla niego starciem w walce o koronę i każde wciąga bardziej. Nie tylko na Ryszardzie skupia więc uwagę widza reżyser. Trafiona obsada to precyzyjny mechanizm, z którego Wiśniewski umie korzystać, tworząc spektakl o wielkiej sile. Aktorzy wprowadzają na scenę korowód bezbożnych postaci i są w tej bezbożności piękni. Oprócz wymienionych na uwagę zasługują Milena Lisiecka (Elżbieta), Tomasz Schuchardt (Tyrrel), Michał Staszczak (Buckingham). Dobrani zgodnie ze swym emploi, nie powielają dotychczasowych ról. Nie można Wiśniewskiemu zarzucić precyzji i fascynującego odczytania sztuki. Nic na scenie nie dzieje się przypadkiem. Przewrotnie potraktowany został brechtowski efekt obcości. Widzowie dostaną chorągiewki, by na znak wiwatować za obsadzeniem na tronie Ryszarda III.

Podobieństw środków, tropów i pewne duchowe pokrewieństwo nie czynią "Ryszarda" suplementem do "Zmierzchu bogów". Mają własną siłę. Chciałoby się jednak na scenie ujrzeć wulkan świeżości, nie kilka ekspolozji. Pół biedy jeśli wynika to z artystycznego przepracowywania tematu. Gorzej jeśli nawet najznakomitszy styl zaczyna stawać się manierą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto