Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pożar na Włókienniczej: mogłyby żyć, gdyby nie pijak...

Piotr Grabowski
Marta i jej córki - z lewej strony Amelka, z prawej Wiktoria - na fotografii nadesłanej przez Czytelnika Expressu Ilustrowanego.
Marta i jej córki - z lewej strony Amelka, z prawej Wiktoria - na fotografii nadesłanej przez Czytelnika Expressu Ilustrowanego. fot. archiwum
W wyniku pożaru w kamienicy przy ulicy Włókienniczej 18, który wybuchł w nocy z piątku na sobotę (4/5 marca) zmarły dwie dziewczynki oraz ich matka. Wszystkie zabił dym, który przedostał się z płonącego mieszkania sąsiada. W czwartek łódzki sąd aresztował 46-latka podejrzanego o nieumyślne spowodowanie pożaru.

Klatka schodowa czarna od sadzy, przy śmietniku nadpalone drzwi, pod oknami na podwórzu spalone meble i ubrania. W kamienicy życie wróciło do normy, ale... to tylko pozory. Brakuje dwóch roześmianych dziewczynek, z rumorem pokonujących drewniane schody na trzecie piętro. Nie ma już 3-letniej Amelki, 5-letniej Wiktorii, a także ich matki, 23-letniej Marty.

Tragedia po północy

Godzina 1.02. Dyżurny straży pożarnej odbiera telefon. Pali się! Gdzieś w okolicy ulic Kilińskiego i Włókienniczej. Rozmówca nie wie, gdzie dokładnie, odkłada słuchawkę. Dyżurny wysyła wozy. Po kilku minutach strażacy są na miejscu. Z ulicy widać łunę ognia. Przeszukują podwórza. Jest! Kamienica przy ul. Włókienniczej 18, najpierw brama i jedno podwórze, potem znów brama i drugie podwórze. Dopiero tu widać buchające z okna drugiego piętra płomienie. Wszędzie czarno od dymu. Dzwonią domofonem, ale nikt nie otwiera. Piłą odcinają zawiasy stalowych drzwi klatki schodowej.

- Obudziło nas walenie do drzwi - mówi Marek Kupisek, mieszkaniec trzeciego piętra. - Strażacy nie pozwolili zabrać nam nawet psów, biegiem wyprowadzili z budynku. Jak ktoś nie otwierał, wyważali drzwi, sprawdzając, czy nikogo nie ma w środku.

Mieszkańcy stali na podwórzu, a w szybach okien odbijały się niebieskie koguty siedmiu wozów strażackich, czterech karetek, kilku radiowozów policji i innych służb.

- Słyszałem, jak kobieta strażak mówi przez krótkofalówkę, że budynek jest pusty. Wtedy krzyknąłem, że brakuje sąsiadki z trzeciego piętra z dwójką dzieci - relacjonuje pan Marek.

Strażacy rzucili się do budynku. Po chwili wybiegli. Na rękach nieśli bezwładne ciała dziewczynek. Wniesiono je do karetek, obie reanimowano.

- To było straszne... - mówi żona pana Marka, Lidia. - Martę (matkę dziewczynek) zniesiono na pierwsze piętro. Po schodach wbiegli ratownicy. Reanimowali ją ze 40 minut.

Lubiły lody i pieski

Co się mówi o mieszkańcach ul. Włókienniczej - wiemy wszyscy. Ale Marta taka nie była. Choć pewnie było jej ciężko, bo dziewczynki wychowywała sama, a starszą urodziła, mając 18 lat, złego słowa nikt o niej nie powie. Kiedy przeniosła się do własnego mieszkania z domu samotnej matki, była w ciąży z młodszą córką. Ojca nigdy nie widziano. Stracił prawa rodzicielskie i wyjechał do pracy za granicę.

Takie śliczne, miłe, roześmiane... - mówią o dziewczynkach sąsiedzi. Amelka zawsze tak długo mówiła "dzień dobry", aż ktoś jej się porządnie nie ukłonił.

- Marta była troskliwą matką. Gdy dziewczynki wychodziły bawić się na podwórze, to ona zawsze ich pilnowała. Kupowała im zabawki, miały takie fajne rowerki. Pamiętam, jak w ubiegłe wakacje na podwórku rozległ się krzyk jednej z nich - opowiada pani Lidia. - Wyszłam zobaczyć, co się stało. Marta klęczała obok małej. Zapytałam, czemu ona się tak drze. Marta odpowiedziała, że mała chce loda. To czemu jej nie kupisz? - zapytałam, a ona odpowiada, że zjadła już trzy.

Rok temu w pożarze mieszkania na ul. Pomorskiej zginęła matka Marty. Sąsiedzi wspominają, że strasznie to przeżyła. Trosk życie jej nie szczędziło. Jedna z córek chorowała na astmę. Spała z nią w łóżku, bo pilnowała, by się nie zaziębiła.

- Lubiły pieski, ale gdy chciałam, by przyszły zobaczyć szczeniaki u mnie w domu, to Wiki odpowiedziała, że mama nie pozwala chodzić im do obcych mieszkań - mówi sąsiadka z trzeciego piętra.

Gaz i zapalniczka

Szczebiotu małych sąsiadek już nie słychać. A wszystko to przez tego... Ech! Na samą myśl pięści się ludziom z "Włókna" zaciskają, aż kłykcie bieleją.

- Romana trzeba było ciągle pilnować - Marek Kupisek nie ma wątpliwości, kto wywołał pożar. - Kilka razy już podpalał mieszkanie, ale zawsze ogień gasili sąsiedzi.

47-letni Roman za kołnierz nie wylewał. W tragiczną noc miał 2,7 promila alkoholu we krwi.

- Jak nie ciął się żyletkami, to próbował wyskakiwać przez okno - dodaje jeden z sąsiadów. - Grzeczny był, kłaniał się, ale za mieszkanie nie płacił. Na ostatnim spotkaniu w administracji, kilka tygodni temu, był poruszany temat, by jak najszybciej go stąd wyeksmitować, bo jeszcze dojdzie do jakiejś tragedii. No i doszło...

Mężczyzna został w czwartek aresztowany na trzy miesiące pod zarzutem nieumyślnego spowodowania pożaru w kamienicy, w konsekwencji czego zginęły trzy osoby. Grozi mu do ośmiu lat więzienia. Jemu nic wielkiego się nie stało - doznał poparzenia rąk. Przed prokuraturą przyznał się do zarzucanych mu czynów. Twierdził, że chciał naładować zapalniczkę, ale pojemnik z gazem wybuchł, co doprowadziło do wzniecenia ognia.

Najdłużej żyła 5-letnia Wiktoria, ta chora na astmę. Zmarła, nie odzyskawszy przytomności, w poniedziałek wieczorem w szpitalu im. Konopnickiej. Mama dziewczynek umarła kilka godzin wcześniej w szpitalu im. Barlickiego. Przez cały czas oddychała dzięki aparaturze. Jej organy zostały pobrane do przeszczepów. Najmłodsza, Amelka, zmarła jeszcze w karetce pogotowia, mimo długiej reanimacji.

Wszystkie zabił dym, który przedostał się z mieszkania sąsiada. Lokatorzy kamienicy zebrali już pieniądze na wieńce. W sobotę pogrzeb. Zostaną pochowane obok matki i babci, w jednej z podłódzkich miejscowości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto