Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piersi stały się jej...przekleństwem! Takich osób jak pani Martyna operuje się w Łodzi 50 rocznie ZDJECIA 25.11.2022

Liliana Bogusiak-Jóźwiak
Liliana Bogusiak-Jóźwiak
- Odkąd pamiętam zawsze byłam tą „rudą z wielkim cycem” – wspomina Martyna. Szczupła, bardzo atrakcyjna kobieta. - One były największym przekleństwem w moim życiu. Gdy szłam Piotrkowską, to na 200 mijający mnie przechodniów 2 patrzyło mi w oczy. Pozostali wgapiali się w cyce. Nieprzyjemne zaczepki, wulgarne komentarze, kiedyś musiałam się bronić przed napastnikiem waląc go kolanem w krocze. Na szczęście udało mi się uciec. I te seksistowskie teksty. „Ma pani czym oddychać”, „ale mąż ma z panią fajnie”, „koleżanki pewnie pani zazdroszczą” – takich komentarzy, również od lekarzy, słyszałam bez liku opowiada dalej Martyna. - Żaden z nich jakoś nie pomyślał, że w takiej sytuacji jak ja może znaleźć się jego żona lub córka. I wtedy byłyby oburzony gdyby jakiś mężczyzna tak ją potraktował. A mnie moje ciężkie piersi rujnowały psychikę i zdrowie. Już jako nastolatka z powodu zmiany środka ciężkości ciała miałam wadę postawy, bóle kręgosłupa, garb na plecach, a w końcu zaczęły drętwieć mi dłonie… Lekarz nie mógł mi zrobić usg piersi, bo one niczym gigantyczne naleśniki, wpadały pod pachy. O aktywności fizycznej czy wygodnym spaniu nawet nie wspomnę. Kupno biustonosza było drogą przez mękę. Przymierzałam 50 i żaden na nie nie pasował. Szyte na miarę kosztowały 350 zł, aby utrzymać mój biust były tak naszpikowane metalowymi elementami, że gdy na lotnisku przechodziłam przez bramkę uruchamiały się sygnały dźwiękowe. Sukienki nigdy nie mogłam sobie kupić - górę ubrania nosiłam w rozmiarze 48, a dół -  38. Nie mogłam na nie patrzeć ani ich dotykać – wspomina. -  One były tak wielkie, że nie było spod nich widać nawet mojego brzucha w dziewiątym miesiącu ciąży.

Czytaj więcej na kolejnych slajdach, zobacz ZDJĘCIA
- Odkąd pamiętam zawsze byłam tą „rudą z wielkim cycem” – wspomina Martyna. Szczupła, bardzo atrakcyjna kobieta. - One były największym przekleństwem w moim życiu. Gdy szłam Piotrkowską, to na 200 mijający mnie przechodniów 2 patrzyło mi w oczy. Pozostali wgapiali się w cyce. Nieprzyjemne zaczepki, wulgarne komentarze, kiedyś musiałam się bronić przed napastnikiem waląc go kolanem w krocze. Na szczęście udało mi się uciec. I te seksistowskie teksty. „Ma pani czym oddychać”, „ale mąż ma z panią fajnie”, „koleżanki pewnie pani zazdroszczą” – takich komentarzy, również od lekarzy, słyszałam bez liku opowiada dalej Martyna. - Żaden z nich jakoś nie pomyślał, że w takiej sytuacji jak ja może znaleźć się jego żona lub córka. I wtedy byłyby oburzony gdyby jakiś mężczyzna tak ją potraktował. A mnie moje ciężkie piersi rujnowały psychikę i zdrowie. Już jako nastolatka z powodu zmiany środka ciężkości ciała miałam wadę postawy, bóle kręgosłupa, garb na plecach, a w końcu zaczęły drętwieć mi dłonie… Lekarz nie mógł mi zrobić usg piersi, bo one niczym gigantyczne naleśniki, wpadały pod pachy. O aktywności fizycznej czy wygodnym spaniu nawet nie wspomnę. Kupno biustonosza było drogą przez mękę. Przymierzałam 50 i żaden na nie nie pasował. Szyte na miarę kosztowały 350 zł, aby utrzymać mój biust były tak naszpikowane metalowymi elementami, że gdy na lotnisku przechodziłam przez bramkę uruchamiały się sygnały dźwiękowe. Sukienki nigdy nie mogłam sobie kupić - górę ubrania nosiłam w rozmiarze 48, a dół - 38. Nie mogłam na nie patrzeć ani ich dotykać – wspomina. - One były tak wielkie, że nie było spod nich widać nawet mojego brzucha w dziewiątym miesiącu ciąży. Czytaj więcej na kolejnych slajdach, zobacz ZDJĘCIA archiwum Martyny Skorek
35-letnia Martyna Skorek, mama dwojga dzieci, przez większą część życia marzyła o jednym – aby jej piersi w rozmiarze M (dawniej powiedziano by „trzynastki”) na zawsze z niego zniknęły. Dzień w którym zakwalifikowano ją na operację zmniejszenia biustu ze względów medycznych uważa za najszczęśliwszy w życiu. Przykrości jakich doświadczyła z powodu ciężkich piersi przekłuła w coś dobrego. Na FB prowadzi z trzema koleżankami, które mają takie doświadczenia jak ona, grupę „zmniejszenie piersi” która zrzesza 5 tysięcy kobiet z problemem gigantomastii (przerostem gruczołu piersiowego).

- Odkąd pamiętam zawsze byłam tą „rudą z wielkim cycem” – wspomina Martyna. Szczupła, bardzo atrakcyjna kobieta. - One były największym przekleństwem w moim życiu. Gdy szłam Piotrkowską, to na 200 mijający mnie przechodniów 2 patrzyło mi w oczy. Pozostali wgapiali się w cyce. Nieprzyjemne zaczepki, wulgarne komentarze, kiedyś musiałam się bronić przed napastnikiem waląc go kolanem w krocze. Na szczęście udało mi się uciec. I te seksistowskie teksty. „Ma pani czym oddychać”, „ale mąż ma z panią fajnie”, „koleżanki pewnie pani zazdroszczą” – takich komentarzy, również od lekarzy, słyszałam bez liku opowiada dalej Martyna. - Żaden z nich jakoś nie pomyślał, że w takiej sytuacji jak ja może znaleźć się jego żona lub córka. I wtedy byłyby oburzony gdyby jakiś mężczyzna tak ją potraktował. A mnie moje ciężkie piersi rujnowały psychikę i zdrowie. Już jako nastolatka z powodu zmiany środka ciężkości ciała miałam wadę postawy, bóle kręgosłupa, garb na plecach, a w końcu zaczęły drętwieć mi dłonie… Lekarz nie mógł mi zrobić usg piersi, bo one niczym gigantyczne naleśniki, wpadały pod pachy. O aktywności fizycznej czy wygodnym spaniu nawet nie wspomnę. Kupno biustonosza było drogą przez mękę.

Przymierzałam 50 i żaden na nie nie pasował. Szyte na miarę kosztowały 350 zł, aby utrzymać mój biust były tak naszpikowane metalowymi elementami, że gdy na lotnisku przechodziłam przez bramkę uruchamiały się sygnały dźwiękowe. Sukienki nigdy nie mogłam sobie kupić - górę ubrania nosiłam w rozmiarze 48, a dół - 38. Nie mogłam na nie patrzeć ani ich dotykać – wspomina. - One były tak wielkie, że nie było spod nich widać nawet mojego brzucha w dziewiątym miesiącu ciąży.

Dwie ciąże i wyczekana operacja

Gdy Martyna urodziła córeczkę pojawiły się kolejne problemy. Nie mogła karmić małej - gdy przyłożyła ją do sutka gigantyczna pierś zasłaniała twarz noworodka. Młoda mama bała się, że dziecko może się zachłysnąć, a ona nawet tego nie zauważy. Wkrótce w piersiach porobiły się jej guzy od zbierającego się w nich mleka. - Położna od laktacji kazała mi włożyć pierś w miskę od sałatki i rozbijać guz, ale moja pierś nie zmieściła się w największą miskę jaka była w domu – wspomina traumatyczne przeżycie.
Po urodzeniu drugiego dziecka było jeszcze gorzej.

- Mleka miałam tyle, że przez 8 miesięcy codziennie przez godzinę ściągałam z każdej piersi po 700 ml i zawoziłam do szpitalnego banku mleka dla dzieci, których matki nie mogły karmić własnym mlekiem.

Po urodzeniu syna podjęła ostateczną decyzję - idzie na operację zmniejszenia piersi. Marzyła o niej od 20 lat. Jako 18-latka poszła do lekarza zajmującego się zmniejszaniem biustu ale ten kazał jej przyjść na zabieg dopiero po urodzeniu dziecka. Na kwalifikację do zabiegu w ramach NFZ poszła z grubą teczką dokumentów od lekarza zajmującego się jej kręgosłupem. Zdaniem specjalisty tylko taka operacja mogła ją uchronić przed ciężką chorobą zwyrodnieniową kręgosłupa.

- Płakałam ze szczęścia gdy zakwalifikowałam się do zabiegu – wspomina. - Potem już na sali operacyjnej anestezjolog zapytał mnie z czego się tak cieszę. Odpowiedziałam: „Bo obudzę się w nowym życiu”. Lekarze wycięli mi z z piersi półtora kilograma tkanki (jeśli ktoś myśli, że to niewiele to niech założy sobie naszyję 1,5 kg i nosi przez całą dobę, a zobaczy jaki to ból). Zamiast miseczki M mam F. Przestałam się garbić. Następnego dnia po zabiegu wyszłam z łazienki bez bluzki i stanika. Mój partner zaniemówił.

Chcą od lekarzy więcej empatii

W grupie „zmniejszenie piersi” na FB jest 5 tys. kobiet. Martyna i jej trzy koleżanki są encyklopedią wiedzy. Blizny, wychodzące szwy, rehabilitacja po zabiegu… Bardzo często skarżą się na brak empatii ze strony lekarzy.

- Są tu dziewczyny, którym lekarze wycięli z piersi nawet po 5 kg tkanki i takie, które nie mogą się doczekać pełnoletności aby pozbyć się swojego „garbu” – mówi. - Większość z nas uważa, że decyzja o zmniejszeniu piersi była najlepszą w ich życiu. Prowadzenie tej grupy to moja misja w życiu. Szczerze piszę im, że żałuję iż nie zrobiłam tej operacji dużo wcześniej. Przekonuję aby nie rezygnowały ze swoich marzeń. Marzenia jak mówił Walt Disney - mogą stać się rzeczywistością jeśli mamy odwagę je realizować.

Kobiety często pytają Martynę nie tylko na grupie czemu nie usunęła blizn i bliznowców, które zostały jej po operacji zmniejszenia piersi. - One pokazują, że kiedyś miałam w życiu przerąbane, a teraz żyję normalnie – dodaje kobieta.

Najstarsza miała 74 lata

W Klinice Chirurgii Rekonstrukcyjnej, Estetycznej i Plastycznej szpitalu im. Barlickiego lekarze ze wskazań medycznych (w ramach ubezpieczenia zdrowotnego) zmniejszają piersi średnio 50 pacjentkom w roku. Najstarsza operowana pani miała 74 lat.

- To jedna z większych operacji z zakresu chirurgii plastycznej, operacja okaleczająca po której pacjentce zostają blizny na całe życie - wyjaśnia prof. Bogusław Antoszewski, kierownik wspomnianej kliniki. - Pole operacyjne jest bardzo duże – często zabieg wykonują dwa zespoły operacyjne. Chirurdzy plastyczni muszą przenieść na odpowiednią wysokość kompleks brodawka-otoczka, u takiej pacjentki bardzo często znajduje się on na wysokości pępka, wyciąć nadmiar skóry. Ścisła rekonwalescencja po takiej operacji trwa 2-3 miesiące. Pacjentka musi nosić specjalną bieliznę, ograniczyć ruchomość klatki piersiowej, a potem przez rok natłuszczać i masować blizny. A tych jest naprawdę dużo.

- Pacjentki trafiają do nas ze skierowaniem od lekarza, który od lat leczy je z powodu schorzeń kręgosłupa – mówi profesor. - Do zabiegu kwalifikują się te spośród mających wskazania medyczne do takiej operacji, które są zdrowe i mają prawidłowy wskaźnik masy ciała, BMI ok. 25. Operacyjne zmniejszanie piersi nie jest bowiem, jak się niekiedy laikom wydaje, operacją odchudzająca.
Niesie też za sobą poważne konsekwencje.

- Ta operacja z definicji wiąże się zaburzeniem możliwości karmienia piersią – dodaje dr hab. Anna Kasielska-Trojan, chirurg plastyk. - Pacjentka decydując się na operację musi potwierdzić, że świadomie pozbawia się możliwości karmienia piersią. Dlatego lepiej jest aby poddawały się jej kobiety, które zakończyły już okres prokreacyjny. Dla młodej kobiety, która dziecka nie urodziła, karmienie piersią to często jeszcze abstrakcja. Ona nie może świadomie zdecydować o tym, czego się pozbawia. Kolejna kwestia to ta, że jeśli piersi zmniejszymy przed ciążą, to jej przebieg wpłynie negatywnie na efekt operacji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piersi stały się jej...przekleństwem! Takich osób jak pani Martyna operuje się w Łodzi 50 rocznie ZDJECIA 25.11.2022 - Express Ilustrowany

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto