Z 16-metrowego lokalu zajmowanego przez 50-letniego lokatora zostały jedynie zgliszcza.
- Usłyszałam sąsiadkę, która biegła korytarzem, krzycząc: "Uciekajcie! Pali się" - opowiada 86-letnia Helena Kurowska z drugiego piętra. - Wnuczek narzucił mi sweter na ramiona i sprowadził po schodach. Na klatce schodowej było już ciemno od dymu, zaczęłam się dusić.
Anna Kubisa, lokatorka z pierwszego piętra, również była w swoim mieszkaniu, gdy u sąsiada wybuchł pożar.
- Zmoczyłam ręcznik, zasłoniłam sobie nim twarz, a strażak wyprowadził mnie z mieszkania - opowiada. - Kilka razy zachłysnęłam się dymem. W karetce pogotowia, która już stała pod blokiem, dostałam, podobnie jak dwie inne sąsiadki, tlen i tabletki.
W płonącym mieszkaniu nikogo nie było. Zdaniem sąsiadów, lokator mógł zaprószyć ogień i uciec. Albo zrobili to jego znajomi.
- On nigdy nie zamykał drzwi, więc schodziło się tam nieciekawe towarzystwo z okolicy - opowiada jedna z sąsiadek. - Wcześniej czy później te pijaństwa musiały się tak skończyć.
Lokatorzy mieli dużo szczęścia, że ogień nie przedostał się na korytarz. Na wszystkich kondygnacjach są drewniane podłogi i schody.
Pożar gasiło sześć zastępów strażackich. Akcja trwała 1,5 godziny. Po godz. 23 lokatorzy mogli wrócić do swoim mieszkań.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?