Klaudia Alagierska: "Lepiej wolniej sobie podnosić poprzeczkę"

2020-08-05 10:29:32

Adam Sęczkowski (Odkrywamy Idoli): Jak zaczęła się twoja przygoda z siatkówką?
Klaudia Alagierska: – Moim pierwszym klubem była Sparta Grodziska Mazowiecki. Na początku chciałam uprawiać koszykówkę, ale moja dobra koleżanka z dzieciństwa wzięła mnie ze sobą na trening siatkówki i tak to się zaczęło. Trenerzy już wtedy widzieli we mnie jakąś nadzieję na dobrą zawodniczkę. Chodziłam na treningi, ciężko trenowałam, spodobało mi się. Spędziłam rok w Sparcie, a później przeszłam do Nadarzyna i tam kształtowałam się pod wodzą mojego trenera Dariusza Zwolińskiego. Od początku grałam na pozycji środkowej. Spędziłam tam rok, jednocześnie trenowałam z drugą ligą u pani Dominiki Leśniewicz. Dużo mi dały same treningi. Następnie przeszłam do Legionowa. A przepraszam. Jeszcze była pierwsza liga Sparta Warszawa pod wodzą trenera Jacka Pasińskiego. On dał mi taką iskierkę, że poczułam siatkówkę tak naprawdę po swojemu. Kolejny klub już był ekstraklasowy – właśnie Legionovia, w którym spędziłam cztery sezony, które niestety nie oszczędzały mnie zdrowotnie. Tak więc moja ścieżka była niełatwa, ale przemyślana i ambitna.

Czy od samego początku chciałaś zostać sportowcem? Czy pochodzisz ze sportowej rodziny?
- U mnie w rodzinie nie ma ani jednego sportowca. Od początku byłam wysoka, więc wszyscy nauczyciele wf-u wręcz mnie pchali w różne sporty np. zawody biegowe czy lekkoatletyka. Przyznaję się, że zajęcia wf-u były moim ulubionym przedmiotem. Pamiętam, że w gimnazjum zawsze wolałam grać w siatkówkę z chłopakami, bo oni jednak grali trochę inaczej w siatkówkę niż dziewczyny, a ja lubiłam taką agresywną rywalizację.

Rodzice zaakceptowali twój wybór jeśli chodzi o zostanie sportowcem? Wspierali?
- U mnie było stuprocentowe wsparcie. Jak grałam w Nadarzynie to tata mnie specjalnie woził na treningi i obserwował na trybunach moją grę. Oczywiście cały czas rodzice chętnie przyjeżdżają na mecze, w szczególności czekają na derby łodzi. Mam świadomość, że zawsze mogę na nich liczyć.

A teraz uprawiasz poza siatkówką jakieś sporty?
- Oj nie, nie ma na to czasu. Jak się „zafiksowałam” na tej siatkówce, to idę w tym kierunku i chcę się dalej rozwijać.

Czy masz sportowego ulubieńca lub ulubienicę, na których się wzorujesz lub kibicujesz?
- Myślę, że nie. Odkąd oglądałam mecze Orlen Ligi w telewizji, obserwowałam każdą zawodniczkę indywidualnie. Zawsze jednak gdzieś szłam swoją ścieżką, ktoś mi coś mówił, a ja trochę tak uparcie robiłam po swojemu. Nigdy nie miałam danego wzorca i nie brałam przykładu z danej zawodniczki. Myślę, że każdy jest inny. Czasami nie mamy predyspozycji, żeby robić coś jak dana zawodniczka, więc ja zawsze szukałam i szukam swojego stylu grania.

Sportowiec musi być zawsze w formie. Jak dbasz o kondycję?
- Już znam swoje ciało i wiem, że trudno jest mi wracać po kilkudniowej przerwie. Raczej wolę być cały czas w treningu, lżejszym ale żeby był. Oczywiście wakacje, lekki odpoczynek musi być, ale czuję że moje ciało domaga się jakieś aktywności, więc staram się robić lekkie ćwiczenia stabilizujące lub rolowanie. Muszę dać mojego organizmowi jakąś aktywność.

Na pewno masz też chwile relaksu, odpoczynku. W jaki sposób się relaksujesz? Co sprawia, że się wyłączasz ze świata sportowego?
- Ja nie żyję głównie siatkówką, chociaż ciężko znaleźć czas wolny. Potrafię skutecznie rozgraniczyć życie prywatne, od sportu zawodowego. Odskocznię mam w najbliższych. Mam duże wsparcie w narzeczonym lub samo pojechanie na weekend do domu, spędzenie czasu z rodziną, przegadanie problemów z siostrą, to mi daje taki spokój ducha, zapomnienie o siatkówce. Mam roczną siostrzenicę, która potrzebuje tyle uwagi, że gdy się z nią widzę to głowa się wyłącza, a endorfiny zostają przez dłuższy czas (śmiech).

Zastanawiałaś się kiedyś co by było, gdybyś grała na innej pozycji?
- Nie zastanawiałam się nigdy nad tym, aczkolwiek rozgrywającą na pewno bym nie była, bo niestety moje odbicie górą ma wiele do życzenia. Jedyne co, to mogłabym kogoś zmieniać na obronie, bo bardzo lubię bronić. Na szczęście nie muszę o tym myśleć, ponieważ uwielbiam swoją pozycję.

Dla młodej dziewczyny treningi w klubie to spełnienie marzeń czy dużo wyrzeczeń?
- Zależy kto jak na to patrzy. Niektórym zawodniczkom brakuje bliskości rodziny czy że nie mogą gdzieś wyjechać na wakacje w danym momencie. W każdej pracy są jakieś wyrzeczenia, całe życie to są wybory. My robimy to, co kochamy i to jest nasza praca. Uważam, że nie ma co się skupiać na tym co negatywne tylko trzeba szukać pozytywów.

Co byś poradziła osobom, które chcą rozpocząć swoją przygodę ze sportem, z siatkówką?
- Doradziłabym, żeby były odważne w decyzjach, ale oczywiście przemyślanych decyzjach. Ważne, aby nie patrzeć tak bardzo na markę klubu, a na swój rozwój i regularną grę w zespole. Wiem, że dużo fajnych dziewczyn przejechało się na tym, że podpisały kontrakty z klubami o wysokiej renomie, a potem stały w kwadracie i tego żałowały. Lepiej wolniej sobie podnosić poprzeczkę.

Od 2018 roku Twoim klubem jest ŁKS Commercecon Łódź. Przypadła ci do gustu nasza „ziemia obiecana”?
- Oczywiście, że tak. Wybierając klub po Legionowie zrobiłam sobie rozrachunek plusów i minusów. Wiedząc że konkurencja na środku będzie ogromna, poszłam na głęboką wodę i to mi się opłaciło, nawet bardzo. Pod wodzą trenera Michała Maska, nauczyłam się naprawdę dużo jeśli chodzi o świadomość grania i odpowiedzialność w zespole.

Skoczyłaś na głęboką wodę, ale nie poszłaś na dno. To była dla Ciebie wręcz trampolina.
- Moje szanse wynosiły 50% do 50%. Pomyślałam, że albo pójdę w górę i wygram konkurencje o granie w szóstce albo będę coś czerpać z samych treningów.

Które miejsca w Łodzi są dla ciebie szczególne?
- Oczywiście Hala ŁKS-u (śmiech) gdzie bywam najczęściej. W Łodzi są piękne parki, które idealnie nadają się na spacery. Jest też ulica Piotrkowska na wyjście z dziewczynami do knajpki na wspólne śniadanko czy pyszna kawkę. W Łodzi jest naprawę dużo cudownych miejsc gdzie bywam.

Ostatni sezon rozgrywek zakończył się wcześniej niż myśleliśmy. Czy czujesz niedosyt?
- Czuję ogromny niedosyt. Były przypuszczenia, że może się tak skończyć, ale nikt nie znał powagi sytuacji. Po dostaniu informacji, że nie będziemy dalej grać w zespole był smutek, bo każdy czekał na najważniejszą część sezonu, ale z perspektywy czasu ja osobiście się cieszę, że mam mój pierwszy brązowy medal w kolekcji. Dwa lata - dwa medale. Dla mnie super! Czuję delikatny niedosyt pod względem mojej formy, prezentacji sportowej w tym sezonie, bo wymagam od siebie dużo. Kolejny nowy sezon się zbliża i są rzeczy do poprawy.

Jakie momenty sportowe wspominasz najmilej?
- Blisko szukać (śmiech). Moje pierwsze złoto, pierwszy medal wywalczony z ŁKS. To był dla mnie najlepszy sezon w całej karierze. Fajnie się dogadywałyśmy w drużynie i moje pierwsze wyczekiwane złoto, na które nie czekałam zbyt długo, bo niektóre dziewczyny w ŁKS-ie czekały na nie kilkanaście lat. Ja tak od razu w sezonie zdobyłam pierwszy medal i pierwsze złoto.

Czy jest jakiś mecz, który wspominasz najlepiej?
- Nie. Taki mecz chyba nie nadejdzie. Jestem wymagająca od siebie i zawsze uważam, że to jeszcze nie jest to, co powinno być. Oczywiście potrafię też powiedzieć sobie co zrobiłam dobrze, a coś źle. W każdym meczu jest coś co bym zrobiła lepiej.

Malwina Smarzek powiedziała o tobie, że nawet jak znakomicie serwowałaś w jednym z meczów Reprezentacji Polski, cały czas robiłaś swoje, nie było widać uśmiechu na twojej twarzy i dopiero jak zacisnęłaś pięść, to ona zobaczyła, że chyba jesteś zadowolona.
- To prawda. Taka jest moja natura. Nawet jak czuję, że robię coś dobrze, to jeszcze nie jest to idealne.

Czy masz swój sposób na wyciszenie się przed meczem?
- Nie jestem osobą, która emanuje emocjami na boisku. Skupiam się na swojej roli na boisku. Mam spokój wewnętrzny. Potrafię sobie wiele rzeczy wytłumaczyć na swój sposób. W dniu meczowym wolę nie myśleć o meczu i nie odliczać godzin. Jjak już jestem w szatni to już zajmuje mnie przypomnienie taktyki i skupienie w 100 procentach. W wyciszeniu pomaga mi głównie muzyka.

To pójdę za ciosem, jakiej muzyki słuchasz?
- Nie mam ulubionego gatunku. Wszystko zależy od dnia i jego pory. Rano często potrzebuje pobudzenia, więc słucham utworów z gatunków hip-hop, rap. Najczęściej słuchany przeze mnie rodzaj muzyki to muzyka alternatywna.

Masz aktualnie jakiś główny cel swojego życia sportowego?
- Sportowo chciałabym utrzymywać równy poziom i dawać się z siebie na każdym meczu tyle, ile wymaga moja rola na boisku. Zawsze z tyłu głowy są jakieś większe marzenia, ale na razie jeszcze za daleka droga do nich.

Masz jakieś siatkarskie marzenie typu Mistrzostwo Europy czy wygranie Ligi Mistrzyń z ŁKS-em?
- Oczywiście. Marzy mi się wszystko, co najlepsze. Wiadomo reprezentacyjnie Mistrzostwa Świata czy Olimpiada, to są takie marzenia w oddali. Na razie są one zamknięte w szufladce, ale kluczyk mam w kieszeni i wierzę, że jak wszystko będzie sprzyjać to będę mogła po niego sięgnąć. Oczywiście, chciałabym również jakiegoś osiągnięcia w Lidze Mistrzyń z ŁKS-em. Mam nadzieję, że będzie okazja.

Z racji wykonywanego zawodu wiele podróżujesz. Jest jakieś miejsce, które urzekło cię najbardziej?
- Bardzo mi się podoba Szwajcaria. Tam grałyśmy turnieje w Montreux. Tam jest pięknie, góry i duże jezioro to najlepsze połączenie.

Jakie są prywatne cele Twojego życia?
- Za dwa lata planuje ślub. Mam nadzieję, że sytuacja z koronawirusem się wyciszy. Marzy mi się rodzinka i spokojny domek w zaciszu z mężem i dziećmi. Zostałam wychowana w bardzo ciepłej, kochającej rodzinie, gdzie rodzina jest na pierwszym miejscu. Chciałabym to przekazać swoim dzieciom.

Kariera sportowa trwa krótko, na sportowe emerytury odchodzi się wcześniej. Czy myślisz o tym, co chciałabyś robić po zakończeniu swojej kariery jako siatkarka?
- Myślę o przyszłości, ale jeszcze nie tak dalekiej. Raczej nie chciałabym zostać blisko siatkówki. Myślę że jak już część życia podporządkuje siatkówce to po niej będzie czas na inne wyzwania.

Jakie byś wymieniła różnice między trenerami Maskiem i Cuccharinim?
- Wymagający - to jest główna cecha obojga trenerów. Obaj oczekują pełnego zaangażowania. Trener Masek był bardziej emocjonalny, eksplozywny. Jak się zdenerwował to było od razu widać. Trener Giuseppe Cuccharini emanuje opanowaniem i spokojem. Myślę, że to jest tak doświadczony trener, że doskonale wie jak współpracować z zawodniczkami.

Poza grą w klubie, jest jeszcze reprezentacja Polski. Jak oceniasz pracę i atmosferę w reprezentacji?
- Miałam przyjemność wyróżnienia jakimi były powołania od trenera Jacka Nawrockiego. To było duże wyzwanie, ale wiedziałam, że na pewno będę mieć szanse popracowania nad swoją formą z najlepszymi zawodniczkami. To zupełnie inny poziom i szybko do mnie doszło w jakim stanie jestem sportowo, a gdzie chciałabym być. To była taka zimna woda na głowę. Trochę mnie to wszystko przytłoczyło na początku i powolutku wchodziłam w ten cykl kadrowy. Byłam nieśmiała. Mocno skupiałam się na swojej pracy. Atmosfera z roku na rok się poprawia. Wiadomo, że im dłużej się spotkamy, tym się lepiej dogadujemy. Przyjeżdżamy na zgrupowania, gramy mecze, każda ze swoim doświadczeniem i charakterem. Musimy jakoś współpracować, żeby iść w tą samą stronę do wspólnego celu.

W jednym z wywiadów trener Nawrocki powiedział żartobliwie, że czasem ciężko się pracuje z kobietami. Zastanawiam się jaki to ma wpływ i jakie są relacje trener-zawodniczki? Czy widać twardą męską rękę?
- Każdy trener musi mieć swój sposób na pracę z kobietami. Ja sama się zastanawiam jak trenerzy ogarniają tyle dziewczyn na raz. Każda ma inny charakter, trzeba podejść jakby indywidualnie, każdą zadowolić sportowo i mentalnie. To jest wręcz niemożliwe. Nie mam pojęcia jak oni to robią (śmiech). Myślę że trener musi mieć trochę wyrozumiałości dla zawodniczki, ale ten bat nad głową też musi być (śmiech).

Czy Klaudia Alagierska jesteś „zwierzęciem” internetowym?
- Facebook nie. To znaczy mam założony profil, ale bardziej przekonałam się do Instagrama. Daleko mi do tego, żeby w pełni pokazywać swoją prywatną stronę, ale kto wie może niedługo to się zmieni.

Gdyby ktoś zaoferował ci udział w reklamie telewizyjnej, zgodziłabyś się?
- Zależy jaka to byłaby reklama. Liczę się z tym, że w jakiś sposób kreuję swoje nazwisko i może ktoś by chciał mieć korzyść z tego nazwiska, więc biorę to pod uwagę i nie mówię nie.

Mam prośbę od swojego znajomego: „zadaj pytanie dlaczego lala”. Skąd to się wzięło i kiedy?
- Aż się boję o tym mówić (śmiech). To jest głupie, ale wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała o tym powiedzieć. To wszystko przez moją urodę, ponieważ mam bardzo jasna karnacje. Wcześniej malując się używałam różu na policzkach. Nie mam pewności, kto wymyślił tą ksywkę, ale uważam, że to była Agnieszka Banasiak. Stwierdzała, że bardzo jej przypominam takie porcelanowe laleczki, które też miały jasną karnacje i zawsze mocny róż na policzkach. No i tak się zaczęło (śmiech).

Okres laby zbliża się do końca, coraz bliżej do nowego sezonu. W ŁKS-ie trwa karuzela transferowa. Jakie są twoje przewidywania przed sezonem 2020/21?
- Zawsze co roku zmienia się jakaś część zespołu, więc zawsze to jest jakaś ciekawość jaka zawodniczka przyjdzie. Fajny jest taki powiew świeżych zawodniczek. Transfery w ŁKS Commercecon Łódź wyglądają bardzo ciekawie w nowym sezonie, więc nie mogę się doczekać rozpoczęcia rozgrywek.

Czyli srebro albo złoto?
- Oby tak było.

Czy są zawodniczki, których najbardziej ci żal, że odeszły?
- Muszę przemyśleć. W poprzednim sezonie bardzo brakowało mi Marty Wójcik. Poczułyśmy fajny kontakt. To była dla mnie taka druga mamuśka (śmiech). Oczywiście były dziewczyny z którymi się trzymałam bliżej w tym sezonie. Niestety tak bywa, że trzeba zmienić klub, ale na szczęście to nie zmienia naszych prywatnych relacji.

Wiem, że zarówno władze klubu, jak i sztab trenerski, zawodniczki i przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców włączacie się w akcję „All Coranaviruses Are Bastards”. Pomagacie, dostarczacie sprzęt m.in. do CKD i szpitala WAM.
- Bardzo popieram takie akcje. Podziwiam kibiców, że organizują takie rzeczy, chcą pomagać, a to wszystko z własnej kieszeni. Tym bardziej brawa dla nich. Takie czyny trzeba nagłaśniać, dlatego bardzo chętnie pomagam. Jeśli jestem na miejscu, nie ma dla mnie problemu, żeby gdzieś jechać i wspierać ludzi potrzebujących.

Powiedz mi jeszcze, co byś chciał powiedzieć kibicom? Prosiłbym o dwie wypowiedzi dla fanów ŁKS Commercecon i dla swoich fanów ogólnie.
- Dla kibiców ŁKS: Podziwiam ich bardzo za organizację opraw meczowych, na każdym jest coś innego, nie wiadomo czego właściwie się spodziewać. Zawsze zaskakują. To ogrom pracy, kiedy muszą siedzieć poświęcać swój czas i malować na materiałach robiąc oprawę. Chapeus bas [czapki z głów – przyp. red.]. Jeżdżą za nami na mecze, nawet Ligi Mistrzyń. Rzadko się spotyka, żeby tak duża ilość kibiców jeździła za nami, więc bardzo ich szanuję. To, że tak dobrze czuję się w klubie, to również dzięki kibicom oczywiście.

A ogólnie co byś powiedziała swoim fanom?
- Że w końcu wyślę im wszystkie obiecane koszulki (śmiech). Troszkę mi to czasowo się wydłuża. Powiedziałabym, że będę się rozwijać. Dążę do tego, aby mój poziom cały czas szedł w górę. Staram się być dobrą osobą i bardzo dobrą siatkarką.

Jeśli za kilka lat ktoś zapyta cię o pierwsze skojarzenie z nazwą Łódzki Klub Sportowy to odpowiesz…
- Tak pokażę (symbol ŁKS na palcach - przyp. red.).

Na zakończenie czego można ci życzyć?
- Myślę, że głównie zdrówka. I spełnienia moich małych marzeń.

Wielkie dzięki za rozmowę. Wszystkiego dobrego.
- Dziękuję. Bardzo miło było.

Jesteś na profilu Adam Sęczkowski - stronie mieszkańca miasta . Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj