Adam Kszczot: "Żeby zacząć bieganie wystarczy stara koszulka i dobre buty"

2018-03-01 20:40:33

PRZESZŁOŚĆ
Adam Sęczkowski: Dlaczego jako młody człowiek zająłeś się akurat bieganiem? Kiedy uświadomiłeś sobie, że bieganie może być sposobem na życie?

Adam Kszczot: Uświadomiłem to sobie w 2007 roku zdobywając pierwszy medal Mistrzostwach Europy Juniorów w Lekkoatletyce w holenderskim mieście Hengelo. Jako młody dzieciak, będąc w czwartej klasie szkoły podstawowej już ścigałem się z chłopakami będącymi w szóstej klasie. Do szkoły we wsi Błogie Rządowe chodziło tylko ok. 120 dzieci i mam z tego okresu bardzo miłe wspomnienia. Znaliśmy się bardzo dobrze i świetnie się wszyscy ze sobą dogadywali. W gimnazjum zaczęły się pierwsze treningi pod okiem Rafała Marszałka, pierwsze zawody. Nie raz przychodziło zwątpienie i zadawałem sobie pytanie: po co ja tak się męczę? Pomimo tego także wspaniale wspominam ten czas. Po tym wszystkim rodzice i Rafał Marszałek namówili mnie do tego, abym przeniósł się do Łodzi i zaczął naprawdę poważne treningi. Rafał pokierował mnie do łódzkiego trenera Stanisława Jaszczaka i tak się zaczęła ta moja długoletnia przygoda z lekkoatletyką.

Pamiętasz pierwszą znaczącą kwotę zarobioną dzięki lekkoatletyce?
- Nie pamiętam w jakiej wysokości, ale były to bony oraz lodówka, która przez wiele lat stała u mojej mamy. Zdobyłem to w jednej z pierwszych edycji Biegu Ulicą Piotrkowską.

ŻYCIE PRYWATNE
Twoja żona Renata kibicuje drużynie siatkarzy Skry Bełchatów. Zdarza Wam się wspólnie kibicować drużynie w hali podczas rozgrywek?
- Renata jest bełchatowianką. Rzadko możemy wspólnie kibicować na meczu. Czasem zwyczajnie po treningu nie jestem w stanie wysiedzieć meczu siatkówki na hali. Przed telewizorem to co innego, ale wybranie się na mecz nie jest takie proste jak by się chciało (śmiech).

Co zmieniło tacierzyństwo w życiu Adama Kszczota?
- (śmiech). Oj zmieniło bardzo wiele. Przede wszystkim sposób patrzenia na życie, postrzeganie siebie, rodziny. Przed ciążą Renaty ówczesne problemy wydawały mi się olbrzymie, a teraz są one małe. Moja żona jest czasem przerażona moim podejściem (śmiech). Mam to szczęście, że mam bardzo grzeczne dziecko, które nie wymaga jakoś specjalnej nad wyraz opieki. W swoim otoczeniu miałem dwa obozy. Jedni mówili przed ciążą: o jeju jak teraz będziesz miał źle, a drudzy mówili, że to będzie mój najlepszy czas w życiu. Dziś należę do tego drugiego obozu i każdemu polecam bycie ojcem (śmiech).

Masz plan na wychowanie syna?
- Nie mam takiego planu poukładanego dzień po dniu, ale wiem jakie wskazówki chciałbym mu w przyszłości przekazać, ale tego nie zdradzę (śmiech).

TRENINGI
Powiedziałeś kiedyś: “Najtrudniej walczy się ze sobą.” Jaki masz sposób na tą walkę?
- Nie ma tutaj złotego środka. Każdy z nas się zmienia, ewoluuje. Trzeba nauczyć się sztuki wyrachowania żeby dojrzeć do tego, aby na danym życiowym etapie nie walczyć ze sobą tylko siebie zrozumieć. Pamiętajmy, że w każdym z nas czeka w środku ten nasz mały “Wiesław Jarząbek" żeby tylko wyrwać się z klatki i żeby podpowiadać nie do końca takie sentencje, jakie byśmy chcieli, aby były w głowie. To jest jednak podstawa lekkoatletyki żeby w głowie grało to, co gra w duszy. Ja cały czas się zmieniam. Pracujemy nad tym z moim psychologiem Jankiem Blecharzem rozwijając dodatkowe umiejętności. Przez wiele lat miałem sprawdzony schemat, który działał, ale z wiekiem i doświadczeniem musiał ulec on zmianom.

Duża jest różnica między przygotowaniem do zawodów na otwartym powietrzu i w hali?
- Różnica w przygotowaniach jest bardzo mała. Różni się jednak sam wynik, który osiągamy na mecie. Moje przygotowania do zawodów halowych są prowadzone przez ostatnie lata w RPA i to jest słuszna droga bo tam mamy odpowiednią wysokość terenu i temperaturę. Przygotowania do sezonu otwartego także staramy się spędzić w miejscu, gdzie mamy odpowiednią wysokość. Zgrupowania w ostatnich latach, mimo że nie było zbyt gorąco, odbywały się w Zakopanem. Wysokość terenu i hipoksja (niedotlenienie tkanek – przyp. red.) w zupełności rekompensowały tę stratę temperatury. Różnice w zawodach na powietrzu i w hali to przede wszystkim start tzn. na hali mamy dużo mniejsze okrążenia, ale ten sam dystans do przebiegnięcia. Łuki są dużo ostrzejsze i częściej występują. Podczas pobytu w RPA mój znajomy, wicemistrz olimpijski, Nijel Amos rozmawiał z moim drugim znajomym, Andrew Osagie? Zadał mu pytanie: “Dlaczego tak ciężko jest osiągnąć w biegu czas 1 m 45 sek w hali i dlaczego chłopaki, którzy biegają 1 m 44 sek na otwartym stadionie nie mogą uzyskać wyniku 1 m 45 s czy 1 m 46 s w hali?” Andrew odpowiedział mu, że w hali są dużo mniejsze okrążenia i kwas mlekowy, który produkujesz w ciągu biegu pojawia się jakieś 150 metrów wcześniej niż biegnąc na tym samym dystansie na otwartym stadionie. Biegi halowe są piekielnie trudne fizycznie.

Udzielasz porad treningowych na v-logu. Do kogo skierowane są te nagrania?
- To są porady dla osób, które zaczynają przygodę z bieganiem. Jeśli ktoś codziennie zajmuje się lekkoatletyką to wiele z tych rad staje się szybko naturalnymi i szybko dochodzą do wniosków, które przedstawiam. Kiedy osoby pracują po 8 lub więcej godzin dziennie i chcą potem wyjść na trening, to jeżeli być może takiej grupie moje rady przyniosą korzyść to się z tego cieszę. Mam bardzo pozytywny feedback od ludzi, którzy oglądają te filmiki. Chcę to rozwijać. Mam na to ciągle nowe pomysły i całkiem bogatą listę. Zawsze zachęcam też do tego, aby ludzie nie trenowali na własną rękę tylko zapisali się do trenera, do grupy biegowej. Wtedy odczuwa się zupełnie inny komfort treningowy.

Co według Ciebie jest najważniejsze w treningu sportowym?
- Dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że rodzina (śmiech). W aspekcie stricte sportowym to systematyczność. Jeżeli tego elementu braknie, a inne będą to i tak rezultaty bardzo szybko osiągną niższy poziom.

Jak się motywujesz lub co robisz w dniach, w których nic się nie chce…?
- Każdy z nas ma czasem takie dni. Nawet na v-logu podkreślam, że to nie jest tak, że skoro ja trenuję profesjonalnie to mnie nie dosięgają bolączki, zmęczenie czy znużenie mentalne. Czasem siedzę sobie w pokoju i mówię do żony: “Jak mi się dziś nie chce trenować”. Wtedy właśnie mam z tyłu głowy to, że jeśli nie pójdę na ten trening to prawdopodobniej moje najbliższe rezultaty będą gorsze. Oczywiście zdarzają się takie dni, że jest mi tak ciężko fizycznie czy psychicznie, że podejmujemy z trenerem decyzję o wolnym dniu. Wiąże się to z tym, że zapominamy o tym treningu raz na zawsze czyli dla każdego biegacza jest to niepowetowana strata treningowa. Trzeba mieć tego świadomość, że tak to funkcjonuje w takim bardzo napiętym harmonogramie treningu.

Często mówi się, że bieganie jest tanie, żeby biegać wystarczy kupić sobie dobre buty i już można zaczynać. Czy tak jest w rzeczywistości?
- Taka jest prawda. Jeśli chcemy zacząć bieganie to wystarczy stara koszulka, może być bawełniana, choć one szybko się pocą i dobre, wygodne buty. Przed pierwszym treningiem należy sobie zadać pytanie jakie są nasze oczekiwania. Mój kolega Sławomir Wojdas, którego pozdrawiam zaczął biegać stosunkowo niedawno i ostatnio go nie poznałem, bo schudł ok 30 kg. Piękne jest to, że powiedział sobie, że zrobi porządek ze swoim ciałem i kontrolując to osiągnął fenomenalny rezultat. Dziś jest okazem zdrowia.

Jak wygląda trening biegowy zimą? Różni się od tego w sezonie letnim?
- Ludzie notorycznie się przegrzewają. Można to porównać do czekania na przystanku autobusowym po bardzo nieprzyjemnej rozmowie z szefem podczas której się bardzo spociliśmy i jest nam bardzo szybko zimno. Tak właśnie jest z amatorami, którzy zimą się przegrzewają. Biegnąc przez pierwsze 3 km jest im ciepło, a przez kolejne 7 km jest im zimno. Niestety, ale spocone ubrania to jest most termiczny. Trening zimą to jest trening głównie ładujący czyli są to długie treningi podczas których nie osiągamy takich prędkości jak na zawodach tylko z reguły niższe. Kiedy latem przybywa treningów specjalistycznych, na tartanie czy siłowych wygląda to zupełnie inaczej.

Jak wygląda Twój standardowy tydzień biegacza?
- Podczas zgrupowań to są po prostu “dni świra”. Jemy śniadanie ok 7:00-8:00, o 10:30 zaczynamy pierwszy trening, w RPA kiedy szybko jest słońce wysoko na niebie często przesuwamy go na godzinę 9:00, dalej jemy obiad, odpoczywamy, mamy drugi trening i po nim idziemy spać. Dla mnie także nieodzowne jest czytanie książek, a więc coś co uwielbiam w tym czasie odpoczynku.

ZAWODY
W 2007 zadebiutowałeś na imprezie międzynarodowej zdobywając brązowy medal mistrzostw Europy juniorów. Czy to był moment kiedy uwierzyłeś, że to początek Twojej kariery, a Ty możesz w lekkoatletyce zdobyć wszystko?
- Moi rodzice mieli gospodarstwo rolne. Moja mama była nauczycielką i powtarzała mi, że powinienem się uczyć po to, aby prowadzić życie, jakie sobie wybiorę. Przez długi czas za cel numer jeden uważałem naukę. Chciałem skończyć studia na Politechnice Łódzkiej i to mi się udało. Cieszę się, że poszedłem na studia inżynierskie, a nie licencjackie bo zdobyłem dużo naprawdę użytecznej wiedzy od np. planowania czasem po zarządzanie w kryzysie. Mogę to przełożyć na życie codzienne, tudzież na lekkoatletykę. To jest świetne. Zdobycie tego medalu sprawiło, że po raz pierwszy w życiu pomyślałem, że lekkoatletyka to jest coś, co mogę robić dłużej niż tylko przez okres studiów.

Düsseldorf jest pierwszym w roku poważniejszym mityngiem halowym w Europie. Nie miałeś najmniejszych problemów ze zwycięstwem w czasie 1:46:47. To Twój 7 triumf w mityngu PSD Bank. Jak się czujesz słysząc, że niemieccy dziennikarze nazywają Cię “Mr. PSD Bank Meeting?”
- Ma to swój urok. Uważam, że siedem zwycięstw z rzędu jest wynikiem bardzo ciężkim do poprawienia. Na tych zawodach czuję się prawie jak w domu i gdy tam jadę to zawsze czuję się bardzo mile widzianym gościem. Widzowie reagują świetnie. Jest to jeden z moich ulubionych mityngów. Oczywiście jeśli chodzi o publiczność to w Polsce króluje Toruń.

Zdobyłeś srebrny medal na Mistrzostwach Świata w Lekkoatletyce Londyn 2017 i tym samym po raz drugi zostałeś wicemistrzem świata w biegu na 800 metrów. Czy doczekamy się mistrzostwa świata?
- I znowu “siódemka” bo jest siedmiu ludzi na świecie z dwoma medalami Mistrzostw Świata w Lekkoatletyce (śmiech). Bardzo bym tego chciał, ale nie jest to takie proste. Moje wielkie marzenie to trzeci medal Mistrzostw Świata, a jeśli będzie złoty to będzie super!

To kontynuując temat liczby 7 w Twoim życiu. Zająłeś 7 miejsce w 83. Plebiscycie “Przeglądu Sportowego”. Czym dla Ciebie są nagrody, które zdobywasz?
- Mam dwa koty, które nie pozwalają mi na wystawienie tych nagród w domu (śmiech). Każde wyróżnienie to dla mnie szczęście w momencie, w którym je otrzymuję. Cieszę się z nich, ale z czasem muszę przejść nad tym do porządku dziennego bo wiem, że przede mną dalsza ciężka praca.

Odczuwasz presję wygranej ze strony kibiców czy większa jest presja samego siebie?
- Zdecydowanie presja samego siebie. Najsurowszym krytykiem siebie jestem ja sam.

Jak z perspektywy Twojej, jako zawodowca zmieniło się bieganie amatorskie w Polsce w ciągu ostatnich lat?
Bardzo się zmieniło. Nie zapomnę jak przed laty biegłem ścieżką na swojej wsi i z bramy wybiegł starszy mężczyzna z pytaniem: “gdzie się pali?” W Łodzi ludzie pukali się w głowę widząc biegacza, który w zimnie, deszczu lub śniegu biega po mieście. Tak reagowali kiedyś ludzie na biegaczy, a od około 2010 roku nastąpił wzrost popularności biegania. Ludzie zostawili pilot do telewizora i dali się przekonać do aktywności fizycznej.

Spotkałem się z historią osoby, która brała udział w biegach długodystansowych często trenując i wyjeżdżając w różne zakątki świata, ale jej partner nie podzielał jej pasji. Jak i czy przekonywać partnera do naszej pasji?
- Bardzo trudne pytanie. Nie każdego da się zadurzyć w sporcie. Głupio jest walczyć z partnerem i stosować argument: “bo ty mnie nie rozumiesz”. Nie o to w tym wszystkim chodzi. Idąc na rozbieganie można wcześniej iść na spacer i namówić drugą połówkę, aby wtedy poczytała książkę. Warto jest walczyć o swoje marzenia, ale warto też, aby były one zrozumiałe. Ja wiem jedno: rodzina ponad sport.

Ukończyłeś studia na kierunku zarządzanie inżynierskie na PŁ. Po zakończeniu kariery biegacza będziesz pracował w zawodzie wyuczonym czy wolałbyś pozostać w życiu sportowym i np. zająć się trenowaniem młodych lekkoatletów?
- Trenowanie młodych lekkoatletów to ciężki kawałek chleba i mam nadzieję, że mnie nie dotknie (śmiech). Młodzi ludzie są bardzo porywczy w swoich decyzjach. Mają zapał, ale brakuje im czasu na ciężką pracę. Żeby być Adamem Kszczotem, Piotrem Liskiem, Pawłem Fajdkiem, Konradem Bukowieckim jest potrzebnych wiele lat przygotowań. Trzeba też czasem odmówić sobie np. wyjścia ze znajomymi czy spontaniczny wyjazd nad jezioro. To poświęcenie jest bardzo trudne dla wielu młodych ludzi. Wiele rzeczy mnie w życiu interesuje. Mam nadzieję, że kiedyś uda się zrealizować swoją pasję do samochodów, którą dzielę ze szwagrem. Fajnie by było być szczęśliwym na każdym etapie swojego życia.

Lekkoatleci to sportowcy, którzy często stosują doping. Co robić, aby sport wygrywał z dopingiem?
- Wydaje się, że jest to walka z wiatrakami. Tam gdzie są pieniądze zawsze znajdzie się osoba, która będzie chciała je wydrzeć nie do końca czystymi metodami. Jest to niezmiernie niesprawiedliwe dla zawodników, którzy nie korzystają z zakazanych środków. Byłoby łatwiej gdyby wszystkie kraje na świecie miały leki znaczone markerami. Skuteczną metodą byłoby także wykluczenie ze sportu kogoś złapanego na dopingu. Ta walka się zaczęła. Do 2015 roku nie działało żadne laboratorium w północnej Afryce i nie dało się zbadać próbek krwi zawodników. Czas dojazdu wynosił siedem godzin autem, potem oczekiwanie na lotnisku na samolot, dziesięć godzin lotu i dojazd do Frankfurtu do najbliższego certyfikowanego laboratorium w ciągu 24 godzin bo tyle jest potrzebne na pobranie i dostarczenie próbek do badania było po prostu niemożliwe. Kolejny problem dotyczył Rosji, gdzie odbierano próbki na granicy, albo oficerów antydopingowym nie wpuszczano do zamkniętych ośrodków wojskowych. Niestety ludzka chciwość nie zna granic. Nie wszystko my jako zawodnicy możemy zmienić, nie na wszystko mają wpływ struktury lekkoatletyczne, bo też jestem członkiem Rady Zawodniczej Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych. Staramy się jednak poprawiać te procedury.

Czy istnieje coś takiego jak dieta biegacza? Jak wygląda Twój jadłospis?
- Jest naprawdę bardzo bogata. W RPA jem steki, a w Portugalii frytki (śmiech). Tak naprawdę nie mam ścisłego jadłospisu. Po tatusiu mam to szczęście, że mogę bardzo wiele jeść i bardzo niewiele tego we mnie zostaje (śmiech).

Jakie są Twoje indywidualne biegowe cele na najbliższe lata?
- Zdobycie trzeciego medalu Mistrzostw Świata i po raz trzeci z rzędu wygrać Mistrzostwa Europy po Zurychu w 2014 r. oraz Amsterdamie w 2016 r.

Czego na zakończenie mogę Ci życzyć?
- Klasyczne życzenia czyli połamania nóg.

Tego zatem życzę i powodzenia!
- Dziękuję! Pozdrawiam!

Jesteś na profilu Adam Sęczkowski - stronie mieszkańca miasta . Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj