Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Magdalena Kumorek: Nie mam ciała 16-latki

redakcja
redakcja
materiały prasowe
Zobacz też inne:

mmlodz.pl/tags/rozmowa+mm">Rozmowy MM


Widzowie znają ją z seriali "Samo życie", "Hotel 52" i "Przepis na życie", kinomaniacy z roli Doroty Maj w "Układzie zamkniętym", fani teatru - z Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Na początku lutego w sklepach muzycznych pojawiła się jej płyta "Śmiercie", na której mocnym głosem wyśpiewuje poezje Bolesława Leśmiana. W marcu, na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu zobaczymy ją podczas Koncertu Galowego, gdzie wcieli się w swoją wymarzoną rolę...rapera.


Ania Rusowicz: lubię pytania o mamę


Z Magdaleną Kumorek rozmawialiśmy o śmierci, wspomnieniach z dzieciństwa i popularności.

Boi się pani śmierci?

Mam wrażenie, że nie. Ale przypuszczam, że jak stanę z nią oko w oko, to już nie będę takim chojrakiem.

Ile czasu zajęło pani przygotowanie interpretacji do wierszy Leśmiana?

Z Leśmianem pod pachą chodzę od lat. Na egzaminach do szkoły teatralnej recytowałam jego wiersz „Strój”. Dlatego przygotowanie płyty nie trwało długo i było dla mnie ogromną frajdą. Zajęło mi miesiąc.

Tematyka wierszy wydaje się melancholijna, a pani muzyka bardzo radosna. Dlaczego?

Tak mi Leśmian w duszy gra. Nie wszystkie wiersze traktują o umierającym ciele, są także teksty o śmierci idei lub miłości. Nie każda z nich jest zła. Czasami śmierć zamyka jedne drzwi, ale otwiera kolejne. Moja płyta jest oparta na poezji, trzeba się nad nią zastanowić, ale jest w niej również ogromna dawka radości.


Leśmian zaprzecza istnieniu nicości. A pani wierzy w życie po śmierci?

Chciałabym, żeby ono istniało. Dopadają mnie myśli, że może to wszystko jest wytworem naszej wyobraźni. Gdyby nawet nasze życie kończyło się wraz ze śmiercią, to czy to by było takie złe? Może wtedy zaczęlibyśmy żyć pełnią życia, a każdy dzień byłby cudem.


Gdyby tak było, to co by pani chciała jeszcze zrobić przed śmiercią?

Chciałabym pojechać do Peru.


"Śmiercie" to pani sposób na oswajanie śmierci?

Nie. Śmierć jest motywem, który w naszym życiu pojawia się ciągle. Nie mogę powiedzieć, że wybór tematyki to był przypadek, bo nie ma takich przypadków. Ale nie wynika to z tego, że mam jakieś traumatyczne doświadczenie z dzieciństwa, czy przeżywam chorobę kogoś bliskiego.

Pomoc męża w powstawaniu tej płyty była dużym ułatwieniem?

Mąż przede wszystkim zachęcił mnie do tego projektu. Dzięki niemu odkryłam przestrzeń w sobie, której wcześniej nie dotykałam. Piotr dołożył do projektu cząstkę siebie, ale także pozwolił stworzyć wszystko tak, jak sobie to wymyśliłam.


Kiedy najbliższy koncert promujący "Śmiercie"?

23 marca na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.

Słyszałam, że PPA spełnia pani marzenia?

Kiedy Agata Duda-Gracz zapytała, kogo chciałabym zagrać podczas koncertu galowego PPA, odpowiedziałam, że małego, grubego, rapującego chłopca, który energię życiową czerpie z nieszczęścia innych. Obecnie jesteśmy w trakcie prób, pomysł ewoluuje, ale rapować będę na pewno.

Jak zaczęła się pani przygoda z aktorstwem?

Mama twierdzi, że od wczesnych lat dziecięcych wykazywałam zdolności aktorskie. Dużo kłamałam, a nawet wymyślałam sobie równoległe rzeczywistości. Miałam wewnętrzną potrzebę odgrywania czegoś więcej, niż było moim udziałem.

**Jakie było największe kłamstwo?

**

W przedszkolu opowiedziałam wszystkim paniom, że mój brat miał wypadek, leży w szpitalu i jego dni są policzone. Kiedy mama przyszła mnie odebrać, wszyscy pytali, co się stało i jak jej pomóc.


Kłamstwa uchodziły na sucho?

Największą kara była wtedy, jak wychodziły na jaw. W wieku 15 lat zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie jestem chora psychicznie. Tyle razy obiecywałam sobie, że nie będę już kłamać, ale to było silniejsze ode mnie. Kiedy ktoś ze znajomych znajdował lukę w moich opowieściach, szybko musiałam wymyślać nowe, żeby nie stracić uznania w oczach kolegów i koleżanek.

Na pani stronie znalazłam zdjęcia bez makijażu. W czasach Photoshopa rzadko się to zdarza.

Nie mam potrzeby autokreacji. Jestem aktorką i to jest mój zawód, ale jestem też człowiekiem, który się starzeje. Nie mam twarzy, ani ciała 16-latki. Mam 34 lata.

Jakie ma pani doświadczenia z Photoshopem?

Kiedyś na sesji zdjęciowej do magazynu modowego byłam ubrana w mocno wzorzyste legginsy. Moje nogi nie wyglądały w nich korzystnie. Kiedy powiedziałam o tym panu, który odpowiadał za obróbkę fotografii, jednym kliknięciem wydłużył mi nogi o kilka centymetrów. Ciekawe doświadczenie, ale nie mam ochoty go powtarzać.

Żałuje pani, że „Przepis na życie” już się skończył?

Nie żałuję, bo mam wrażenie, że udało się stworzyć bardzo fajny serial. Odbiór widzów był nadspodziewanie dobry, ale pięć sezonów to o wiele więcej niż się spodziewaliśmy. Żegnaliśmy się z poczuciem, że to fantastycznie, że taka przygoda się zdarzyła. Czas teraz na nowe zawodowe wyzwania.

Nie lubi pani popularności?

W życiu - nie, czuję się tym onieśmielona. Ale wiem, że kiedy nie ma cię w gazetach czy na okładkach magazynów, to niewiele możesz zdziałać. Postanowiłam sobie, że jeśli już zyskałam popularność, to dam widzom coś więcej z siebie i zaproszę ich do swojego świata. Dlatego powstał projekt muzyczny „Śmiercie”.


Słyszałam, że jest pani bardziej popularna niż Myszka Miki w Disneylandzie?

Kiedy w ubiegłym roku pojechaliśmy z dziećmi na wycieczkę do Disneylandu, okazało się, że nie jesteśmy jedynymi Polakami. Nagle jedna z pań, która mnie zauważyła, wpadła w szał. Koniecznie chciała zrobić sobie ze mną zdjęcie. Ludzie wokół nie wiedzieli, co się dzieje, czy dostała ataku epilepsji, czy może została okradziona.


Wołają Anka czy Magda?

Różnie. Czasem ludzie mnie kojarzą, ale nie wiedzą skąd. Często mówią: „Jest pani podobna do tej aktorki...” Odpowiadam: „Tak? A do której? Jakoś nie kojarzę”.

Mieszka pani pod Wrocławiem. Nie lubi Pani Warszawy?

Kiedyś stolica mnie przytłaczała. Dziś znajduję tam miejsca, w których mogę miło spędzić czas. Nie wyobrażam sobie jednak, żebym mogła się tam teraz przeprowadzić. W Warszawie często pracuję, ale mieszkam pod Wrocławiem i lubię miejsce, w którym żyję.

Co pani daje życie na wsi?

Cisza, która mi towarzyszy, jest wspaniała. Na wsi ładuję akumulatory. Dzieciaki biegają po podwórku, a ja nie muszę się o nie martwić. To daje mi spokój ducha. Mogę po prostu być.

Jest pani wegetarianką. To by świadomy wybór?

Przed pierwszą ciążą po prostu przestałam jeść mięso. Kiedy już w nią zaszłam, kiełbasę jadłam nałogowo. Po urodzeniu Franka znów przestałam. Dojrzałam do wegetarianizmu. Teraz wiem, że mój wybór był świadomy.

W "Przepisie na życie" zagrała pani mistrzynię kuchni, więc muszę zapytać o pani prywatne, popisowe danie?

Leczo ze świeżych warzyw z ogrodu, które pachnie bazylią i tymiankiem.

A ulubione?

Nie wyobrażam sobie życia bez zupy pomidorowej. W moim domu musi pojawić się raz na dwa tygodnie, inaczej myślę, że zgubiłam rytm.

Ma pani jakieś kulinarne słabości?

**Trzeba mieć jakiś grzech na sumieniu! Moim kulinarnym grzeszkiem jest kawa. Od której jestem uzależniona. Zaczęłam ją pić w dzieciństwie. Moja babcia uważała, że prawdziwa kobieta musi pić kawę. Uwielbiałam przegryzać jej pestki, a nawet zjadałam fusy.

Czy pani dzieci znają smak mięsa i niezdrowych produktów?

Od wielu lat nie przyrządam już mięsa w domu. Dzieciaki z własnego wyboru jedzą je czasem poza domem - u dziadków czy w przedszkolu. Ale to ich wybór, który szanuję. Są też wielkimi łasuchami, przepadają za słodyczami. Więc czekoladę robimy sami w domu z daktyli, kakao i orzechów. Piekę też bardzo dużo zdrowych ciast. Chcę im w ten sposób pokazać, że zdrowe produkty też mogą być pyszne.


Michał Wiraszko, wokalista zespołu Muchy: Możemy wspólnie wycisnąć z siebie więcej [rozmowa MM]

A jakie są pani najlepsze wspomnienia z dzieciństwa?

Babcia twierdziła, że bardzo dobrze na wzrost i zdrowie dziecka działa bieganie nago latem podczas burzy. Za radą babci i ku zdziwieniu sąsiadów, zaczęłam je praktykować. Pamiętam to jako coś niebywale wspaniałego i wyzwalającego. Piłam tez wodę ze studni - nie zapomnę tego smaku do końca życia, jadłam mak z zerwanych makówek i leśną koniczynę w ilościach hurtowych. Babcia nauczyła mnie, żeby niczego nie marnować. Dlatego jabłka i gruszki jadłam w całości, razem z ogryzkami.
Miałam smaczne dzieciństwo.

Jest Pani szczęściarą?

Tak. W domu nie jestem traktowana jako gwiazda, ale jako osoba, która dzieciom ma zapewnić szczęśliwy dom, a dla męża być fajną żoną. To sprowadza mnie na ziemię i daje sens życia. Dla mnie szklanka zawsze jest do połowy pełna.

Rozmawiała: Agnieszka Gałczyńska


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto