Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łódzka scena rockowa , część 3 - Hedone

wowarz
wowarz
Hedone (z greckiego przyjemność) to powstały na początku lat 90. zespół, który należąc do grona najbardziej nowatorskich, nie poddających się zaszufladkowaniu polskich formacji stanowi niezwykle wartościowy, drogocenny, wręcz nieodłączny już element łódzkiej sceny muzycznej.

I pomimo, że ostatni zarejestrowany w studiu przez Macieja Werka oraz wspierających go muzyków materiał ujrzał światło dziennie ponad trzy lata temu, nazwa Hedone jest nadal doskonale rozpoznawalna w kręgu szeroko pojętej muzyki rockowej i ściśle kojarzona, łączona z naszym miastem.
Początki

Hedone powstało w roku 1992 z inicjatywy 19-letniego Macieja Werka (ur. 18 kwietnia 1973r.), do którego w krótkim czasie dołączył Robert Tuta (sampler). Ów dwuosobowy skład już w marcu 1993 mógł podpisać się pod swoim pierwszym, nagranym miesiąc wcześniej w krakowskim studiu Technodelic 69, materiałem demo (Demo 1993), zawierającym sześć utworów (I need you, From Here To Madness,  Eternal Relation, Forever and Ever, Tongue, Intro). Dwa z nich (I need you i Eternal Relation) znalazły się na wydanej w maju przez Radio Łódź kasetowej kompilacji Rockowa Łódź Podwodna. Grupa rozszerzyła swój skład o gitarzystę Łukasza Jędrzejczaka i bardzo szybko rozpoczęła grać koncerty. Do niewątpliwych osiągnięć należały udział w konkursie podczas XI Festiwalu Muzyków Rockowych (5-7 sierpnia 1993, Jarocin) oraz występ na Festiwalu Muzyki Polskiej w Sopocie. W wywiadach Werk niejednokrotnie wypowiadał się o znaczeniu zaprezentowania się na jarocińskiej scenie. Wspominał o zainwestowaniu większości pieniędzy otrzymanych od sponsora w przygotowanie największej możliwej ilości kaset i koszulek, mających pomóc w promocji nieznanego jeszcze wtedy zespołu. Podkreślał, że to właśnie w Jarocinie zespół złapał wiatr w żagle - zainteresowała się nim firma fonograficzna. Luty roku 1994 przyniósł trasę z holenderskimi zespołami Blind i Zombies Under Stress, w marcu zespół podpisał kontrakt z jedną z pierwszych, polskich i prywatnych wytwórni MJM Music PL, w kwietniu światło dzienne ujrzał teledysk do utworu I need you, którego montaż w wykonaniu Darka Kociukiewicza nagrodzono podczas trzeciej edycji, odbywającego się w Sopocie, polskiego festiwalu wideoklipów Yach Film Festival. Sierpień natomiast przyniósł występ podczas ostatniej edycji Festiwalu Muzyki Rockowej w Jarocinie na scenie Fabryka. W między czasie decyzję o opuszczeniu zespołu podjął Robert Tuta, dla którego priorytetem okazała się o trzy lata starsza od Hedone, wpisująca się w nurt rocka industrialnego Agressiva 69. Werk i Jędrzejczak wraz z gośćmi, muzykami towarzyszącymi (Gerard Klawe - perkusja, Krzysztof Najman - gitara basowa, Katarzyna Lach - skrzypce) przystąpili do dwumiesięcznej (sierpień - wrzesień) rejestracji materiału na pierwszy długogrający album zespołu. Muzykom przyszło pracować w studiu Radia Łódź, a realizacja nagrań powierzona została Robertowi Ochnio, świetnemu kompozytorowi muzyki elektronicznej i gitarowej, liderowi działającego w latach 80' zespołu Tubylcy Betonu, który przyczynił się do zaistnienia w Polsce nurtu techno (warto wspomnieć, że Ochnio, podobnie jak Klawe i Najman związany był z łódzkim zespołem Closterkeller, któremu poświęcę jeden z najbliższych artykułów). Zarejestrowany materiał, zatytułowany Werk ujrzał światło dzienne w grudniu.

_Werk _okiem subiektywnej jednostki

Maciej Werk, Łukasz Jędrzejczak + Gerard Klawe, Katarzyna Lach, Krzysztof Najman

Dead Fish - Liar - I Need You - Remorse - G.O.D. - Are You Ready - Robak - Inside - Sick - Flying Fish - War - To Madness - Skin - Poland - I Wanna Be Your Dog

Album to 42 minuty muzyki podzielonej na 15 utworów. Muzyki niecodziennej, nietuzinkowej, stroniącej od jasnych i precyzyjnych określeń gatunkowych. Nigdy nie zastanawiałem się nad klasyfikowaniem twórczości Hedone, nie szukałem określeń, które mogłyby pomóc mi w jej zaszufladkowaniu - nie tędy droga. Oczywiście zgadzam się z opiniami, że Werk (z niem. dzieło, maszyna, fabryka) jest po części muzyką o charakterze industrialnym. To słychać - nie przeczę. Ale czy cenniejszym od wiecznych i niekończących się poszukiwań gatunkowych nie byłoby zwyczajne wsłuchanie się w dźwięki, zasłuchanie w muzyce? Odejdźmy od wszelkich kanonów, wyznaczników stylów - po prostu posłuchajmy...

Uderzenia serca, burząca się krew, tętnice.. Niepokój, strach, obawa... Brutalny, agresywny świat, zagubiony człowiek... Człowiek nie bez winy... Kłamca, zabójca... Targany sprzecznościami, emocjami, które nie pozwalają żyć tak, jakby tego chciał... Winny i niewinny jednocześnie... Rozbijający się o ściany własnych wyobrażeń, marzeń, fantazji, własnych błędów...

Werk to niejednoznaczna opowieść o zagubieniu. W świecie prezentowanym przez Macieja nic nie jest białe lub czarne, nic nie podlega jednoznacznej interpretacji. Słowa wypełniają przestrzeń kreowaną przez muzykę, a utwory nie pozwalają ani na chwilę opuścić zastanej rzeczywistości. Nie jest to z pewnością płyta dla tych, którzy szukają jedynie rozrywki. By docenić jej potencjał potrzebujemy 42 minut całkowitego skupienia, wyciszenia jakichkolwiek innych myśli. Album bezwzględnie wymaga pełnego zaangażowania ze strony odbiorcy, ale w zamian oferuje bogactwo przeżyć, niezwykłą emocjonalną podróż. Należy zaznaczyć, że nie jest to jednak podróż łatwa, wesoła i przyjemna, a zdecydowanie ciężka, absorbująca, zmuszająca do refleksji - często gorzkiej. Utwory oparte są o brutalną, agresywną, ciężko brzmiącą gitarę oraz samplowane, stwarzające nastrój niezwykłości, tajemniczości, wywołujące napięcie, niepokój, obawę, a nawet strach dźwięki. Duży wkład w brzmienie całości posiadają również muzycy występujący gościnnie w niektórych kompozycjach. Wrażenie robi przede wszystkim świetna gra basu, odgrywająca niezwykle dużą rolę w budowaniu klimatu. Rozchodzące się niemalże po całym ciele niskie dźwięki wprowadzająca słuchacza w hipnotyczny trans. Równie ważny element całości stanowi warstwa tekstowa. Maciej posiada dar ubierania tego, co chce powiedzieć w proste słowa. Prostota, celność, a jednocześnie niejednoznaczność i swoista metaforyka słów niezwykle silnie oddziałują na wyostrzone przez muzyczne tło zmysły. Słuchając albumu przychodzi nam do głowy tysiąc obrazów, które pozornie wydając się całkowicie niepowiązanymi, łączą się w naszej podświadomości, tworząc spójną całość. Ponadto Maciej jest świetnym wokalistą, potrafiącym doskonale wyrażać siebie własnym głosem. Jego słowa nabierają wyrazu, celnie trafiają w najbardziej skrywane zakamarki podświadomości odbiorcy, poruszają najdelikatniejsze struny, stymulują emocje.

Werk okiem obiektywnej zbiorowości

Debiutancki album zespołu zdobył poklask wśród szeroko pojętego środowiska muzycznego. Prasa wskazywała na nowatorstwo materiału, awangardowe podejście do połączenia elektroniki z ciężką rockową gitarą oraz stojącą na bardzo wysokim poziomie produkcję. A o niej wypowiadał się w wywiadach sam Werk, mówiąc iż od początku dbał, by brzmieniowo wydawnictwo nie odbiegało od zachodnich tworów. I należy przyznać, że starania okazały się owocne - Hedone wyrobił sobie opinię jednego z najlepiej brzmiących polskich zespołów. Recenzenci bardzo często wskazywali również na słyszalne inspiracje amerykańskim przedstawicielem rocka industrialnego - zespołem Nine Inch Nails. Niekiedy przytaczanie owego faktu stanowiło zarzut, dyskredytujący album, lecz ku mojej radości natrafiłem tylko na nieliczne recenzje utrzymane w takim tonie. Osobiście uważam, że owe inspiracje bardzo pozytywnie wpłynęły na zespół, ukazały horyzonty i przestrzenie, które muzycy skrzętnie i z rozmachem wykorzystali. Czyż to nie właśnie uleganie fascynacjom jest w muzyce najpiękniejsze? Spójrzmy chociażby na genialną rockową amerykańską wokalistkę i pianistkę Tori Amos - sama przyznała, że Led Zeppelin stanowi dla niej odwieczną inspirację, która bardzo często staje się wyjściem do kolejnych utworów. Co więcej - legendarni brytyjczycy są jej dobrymi przyjaciółmi i z uśmiechem na ustach mówią o twórczości nawiązującej do ich własnych dokonań, uważając taką sytuację za bardzo pozytywną dla rozwoju muzyki.

Historii ciąg dalszy

Nie tylko środowisko dziennikarskie przyjęło album z entuzjazmem. W lutym 1995 roku zespół ruszył w ogólnopolską trasę "Werk-tour", która spotkała się ze sporym zainteresowaniem i zebrała pochlebne recenzje. W sierpniu Hedone znalazło się na planie teledysku do utworu G.O.D., a we wrześniu Maciej rozpoczął pracę nad remiksami utworów z debiutanckiego longplayu, które w formie mini-albumu zatytułowanego Re-Werk (G.O.D. 1995 Video Edit - G.O.D. The Evil Mix - G.O.D. Whispering Edit - Skin The Jungle Mix - I Need You Dance Mix - I Wanna Be Your Dog) ujrzały światło dzienne w listopadzie. Warto wspomnieć, że Skin (The Jungle Mix), w którym gościnnie zaśpiewała Lusia Łączyńska (znana z wspominanego już wcześniej zespołu Tubylcy Betonu), znalazł się na kompilacji wydanej przez MJM Music PL Nowa Siła 2. Również w listopadzie zespół zrealizował kolejne dwa teledyski - To Madness oraz G.O.D (The Devil Mix). W między czasie do zespołu dołączyli basista Jacek "Kapela" Chrzanowski, po którego szybkim odejściu miejsce zajął NemA J.D oraz Michał Wiśnicki. W takim składzie grupa zagrała na przestrzeni lutego i marca 1996 roku mini-trasę w Szwajcarii. Również w marcu, Re-Werk otrzymał nominację do Fryderyka w kategorii muzyka taneczna - album roku. W marcu 1997 r. formacja, poszerzona jeszcze o perkusistę Gerarda Klawe (gościnnie na pierwszym albumie), podpisała kontrakt z wytwórnią Sony Music Entertainment Polska, rozstając się tym samym z MJM Music PL, o której w wywiadach Werk wypowiadał się dość umiarkowanie ze względu na niedopełnienie wszystkich warunków promocyjnych, co uniemożliwiło zespołowi zaprezentowanie się szerszemu kręgowi odbiorców. Po dwóch czerwcowych koncertach u boku pokrewnych dusz z brytyjskiego zespołu Apollo Four Forty rozpoczęte zostały pracę nad nowym albumem studyjnym.

W lutym 1998 r. ukazał się singiel zapowiadający nową płytę - Zapach, zawierający utwór tytułowy zaśpiewany w duecie z Renatą Przemyk oraz siedem jego miksów. Miesiąc później światło dzienne ujrzał już natomiast pełnowymiarowy album.

Sanctvarium bardziej subiektywnie

Maciej Werk, NemA J.D., Gerard Klawe, Michał Wiśnicki + Bartek Dziedzic, Renata Przemyk, Artur Affek, Tomek "Mech" Wojciechowski

The Exister - Woda - Słońce - Daj Mi To - New - Recreation - My Death - Zapach - A Cry In The Cab - The Eye - Sanctuary - The Movement - Disgust - Ostatni Dzień Na Ziemi

Liczne dyskusje wśród fanów, dziennikarzy, ogółu środowiska muzycznego wzbudziło już samo wypuszczenie na rynek Zapachu. Utwór diametralnie różnił się od tego, co zaprezentowało Hedone na swoim debiutanckim longplayu, zarówno w warstwie muzycznej i tekstowej. Werk przyzwyczaił nas do krzyku, brutalnych, agresywnych, mocnych dźwięków, a tu nagle zaskakuje nas lirycznym numerem z wątkiem erotycznym w tle. Fani przecierają oczy, recenzenci zastanawiają się, co napisać, a Werk w wywiadach mówi, że muzyka jest najzwyczajniej w świecie wyrazem siebie. Zakochał się facet, jak nic! - mogliby rzucić co bardziej złośliwi. Ale nie tędy droga. Maciej mówi, że po prostu się zmienił. Ale czy rzeczywiście prezentuje nam szczęśliwego, spełnionego w miłości bohatera? Traktując album bardzo wybiórczo można by go rzeczywiście w taki sposób go interpretować, lecz całość objawia diametralnie inne oblicze. Człowiek mogący jawić się jako spokojny, świadomy swojej drogi okazuje się cierpieć. Potrafi zachować spokój, spojrzeć na wszystko z dystansem, ale od środka coś nieustannie nie daje mu spokoju. Erotyzm, którym nasycone są niemalże wszystkie utwory stanowi specyficzną formę zgłębiania swojego własnego "ja", być może próby odnalezienia własnej tożsamości. Niektóre utwory wyrwane z kontekstu posiadają wprawdzie pozytywny wydźwięk, ale interpretowane w zestawieniu z całością nabierają bardziej melancholijnego charakteru. Analiza warstwy muzycznej prowadzi do podobnych wniosków. Brak tu agresji i brutalności z poprzedniej płyty, kreacja rzeczywistości odbywa się na innej drodze - delikatniejszej, bardziej subtelnej, wysmakowanej, lecz w większość utworów zachowuje gorzki wydźwięk. Maciej zaistniałą sytuację podsumował w kilku słowach, mówiąc, iż zmieniła się tylko forma podawcza, forma kontaktu ze słuchaczem i to ona stanowi podstawową różnicę pomiędzy Werk a Sanctvarium. Od siebie dodałbym jeszcze, że zawarte na albumie emocje uległy swoistemu ułagodzeniu w zestawieniu z debiutem, lecz nadal niewiele wspólnego mają ze szczęściem, stabilizacją. Czyżby rzeczywistość ukazywana przez Macieja ewoluowała na naszych oczach, chciała pokazać kolejne swoje oblicze? Czyżby każda kolejna twarz zależała od obserwatora? Spójrzmy ileż pytań stawia muzyka. Ileż dróg, ileż różnych interpretacji... Czyż to nie fascynujące?

Konkrety, konkrety...

I znów chyba nieco za bardzo rozpisałem się na temat własnych, osobistych przeżyć związanych z muzyką Hedone, własnych przemyśleń, prób interpretacji. Ale prawdziwa muzyka działa na mnie właśnie w ten sposób... Dobrze, dobrze - już będę grzeczny, proszę o wyrozumiałość. Zatem spróbujmy ująć temat Sanctvarium w sposób bardziej zobiektywizowany. Parę słów o opinii mediów? W porządku. Otóż recenzenci, podobnie jak poprzednio, odnieśli się do nowego dzieła zespołu z entuzjazmem. Rzecz jasna nie mogło obyć się bez prób gatunkowego zdefiniowania muzyki zawartej na płycie. Dziennikarze jednogłośnie orzekli, iż formacja odchodząc od postindustrialnego grania zmierzyła w kierunku elektronicznego popu. Mieli rację. Osobiście unikałbym wprawdzie słowa pop, ale skoro takie określenie nie zaszkodziło zespołowi, a sam Werk przyznał, że chciałby dalej iść właśnie w takim kierunku jestem w stanie je zaakceptować. Gdyby wszystkie polskie zespoły tworzyły muzykę na podobnym poziomie, co Hedone to może w końcu ów pop raz na zawsze przestałby mieć dla mnie pejoratywne znaczenie. Jeśli chodzi o próby odnalezienia nawiązań do muzyki zagranicznej, krytycy najchętniej wskazywali na Depeche Mode. I myślę, że zespół miał się czym szczycić. Takie porównania są zawsze dla budujące dla muzyków.

Historia toczy się dalej

Premiera kolejnego singla i teledysku - Daj Mi To odbyła się w zaskakująco szybkim czasie od ukazania się Sanctvarium i utwierdziła mocną pozycję albumu. Koniec roku  1998 przyniósł natomiast dość zaskakujący zwrot sytuacji - Werk rozstał się ze wszystkimi swoimi partnerami z zespołu. Poza nominacją do Fryderyka w kategorii najlepszy album roku z muzyką taneczną oraz ukazaniem się albumu (Master Of Celebration) z coverami Depeche Mode zawierającym hedonistyczną wersję Stripped o zespole było przez dwa lata cicho. Z późniejszych wywiadów z Werkiem dowiedzieliśmy się, że przeszedł on wtedy bardzo ciężki okres w życiu. W pewnym momencie stwierdził, że dalsze granie, tworzenie muzyki nie ma sensu, że lepiej zająć się czymś innym. Przyczyn kryzysu należałoby poszukać w sytuacji, jaki zapanowała po wydaniu Sanctvarium. Werk po cichu liczył na więcej niż udało się osiągnąć. Po latach zdał sobie sprawę, że była to tylko i wyłącznie wina braku menedżera, który pokierowałby w odpowiedni sposób zespołem. W czasie stagnacji Hedone Maciej nie zrezygnował jednak całkowicie z muzyki. Zajął się między innymi produkcją debiutanckiej płyty Magdy Femme Empiryzm, a całkowicie pochłonęło go remiksowanie utworów innych artystów. Przełomowym okresem okazał się rok 2001, który przyniósł spotkanie Werka z Maciejem Stanieckim (znanym między innymi z duetu z Łukaszem Pawlakiem - Nemezis). Panowie zainspirowali siebie wzajemnie, błyskawicznie się dogadali i rozpoczęli, mającą trwać prawie trzy lata, pracę nad nowym materiałem. Skład zespołu w między czasie uzupełnili dwaj Łukasze - Klaus oraz Lach i zmianie uległ system pracy nad materiałem. Hedone zaczęło tworzyć muzykę na próbach, a Werk przestał ograniczać się do pracy z samplerem, jako podstawy twórczej i jak sam przyznał w późniejszych wywiadach był z tego faktu ogromnie zadowolony. W grudniu 2003 roku zespół po raz pierwszy wystąpił w nowym składzie (XI Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Cammerimage w Łodzi), prezentując publicznie nowy materiał, a marzec roku następnego zaowocował podpisaniem kontraktu z wytwórnią Sony Music Polska. Prace nad produkcją i nagraniem nowego albumu trwały osiem miesięcy (kwiecień - grudzień). Plony zebrane zostały w maju roku 2005 - album Playboy został oficjalnie wydany, Fani zespołu czekali na ów dzień przez 7 lat.

Playboy

Maciej Werk, Maciej Staniecki, Łukasz Lach, Łukasz Klaus + Joanna Pyrkowska, Iza Lach, Olissa Rae Remiszewska, Ptah, Leszek Laskowski, Ola Świnoga, Marta Nowicka, Teodora Szulc

Wiem Czego Dziś Chcę - God Loves Your Heart - To Tylko Miłość - Watching Stars - Jezu - Friend Song - Mój Mały Bóg - Czy Czujesz Czasem To, Co Często Czuję Ja - Sad Love Song - Time - If I Loose You - Entertaining - Playboy

Informacja o dacie premiery albumu Hedone po bardzo długim okresie milczenia wzbudziła ogromne zainteresowanie wśród środowiska muzycznego. Fani, dziennikarze, muzycy, producenci zadawali sobie pytanie, co tym razem zaprezentuje zespół. Wszyscy przywoływali w pamięci ostatnie dokonanie zespołu i idąc tym torem zastanawiali się, czym łódzka formacja może jeszcze zaskoczyć. Poprzedzający płytę, wydany 22 kwietnia singiel To Tylko Miłość uchylił rąbka tajemnicy. Otrzymaliśmy nastrojową, liryczną balladę zaśpiewaną w duecie z Joanną Prykowską. Mając jednak w pamięci singiel sprzed siedmiu lat (Zapach) z ocenami należało poczekać do czasu ukazania się albumu. W maju można było już jednoznacznie stwierdzić, że To Tylko Miłość koresponduje tym razem z całością, utrzymaną w podobnym klimacie.

Playboy to album o poszukiwaniu miłości. To płyta spokojna, refleksyjna, wręcz balladowa. Odnosząc ją do poprzednich dokonań zespołu można by pokusić się o interpretację, że bohaterowi Werka ostatecznie udało się odnaleźć siebie, swoją własną drogę. Rozliczył się on ostatecznie z przeszłością, wyciszył, pozwolił sobie żyć. A teraz szuka uczucia... szuka spełnienia. I sam czuje, że kroczy odpowiednią ścieżką, w przeciwieństwie do przeszłości, kiedy szarpał się sam ze sobą, działał niedojrzale, nieświadomie, zupełnie jak odurzony playboy - stąd właśnie tytuł płyty (sam Werk mówił o tym w wywiadach).

W warstwie muzycznej album wypada bogaciej, zdecydowanie różni się od swoich poprzedników. Oczywiście nadal pobrzmiewa tu bardzo dużo elektroniki, ale staje się ona raczej tłem, niż motorem kompozycji. W zamian otrzymujemy przestrzeń wypełnioną bogatym brzmieniem różnorodnych instrumentów, często akustycznych. Ogromna zasługa w tym Łukasza Lacha, który okazał być się bardzo wszechstronnym muzykiem, multiinstrumentalistą. Nasze ucho cieszą m.in. dźwięki gitary akustycznej, fortepianu, organów Hammonda, mandoliny, pianina Rhodes, czy też basu Fretless.

Playboy spotkał się ze zróżnicowanym przyjęciem. Jedni z zachwytem wypowiadali się o nowym dziele zespołu, a drudzy krytykowali go za odejście od korzeni, ułagodzenie brzmienia, skierowanie się w stronę popu. Pop? W porządku, ale spójrzmy cóż to za pop. Wielu recenzentów, bardzo słusznie z resztą, wskazywało, że nowym albumem Hedone wykreował nowy, ambitny, niosący za sobą wielość znaczeń rodzaj muzyki popularnej. I w przeciwieństwie do wielu polskich zespołów nie sprzedał się.

Dalej, dalej, dalej...

W czerwcu 2005 r. zakończyła się pierwsza część trasy koncertowej Music Extreme Life promującej trzeci album zespołu, a we wrześniu światło dzienne ujrzał singiel oraz teledysk Wiem Czego Dziś Chcę. W listopadzie Playboy został natomiast uznany przez Radio Wawa za najciekawszy album roku oraz odbyła się druga część trasy Music Extreme Life, złożona z sześciu koncertów z Renatą Przemyk.

Od 2006 o Hedone ponownie zrobiło się cicho, lecz nie oznacza to wcale, że zespół przestał istnieć, czy też Werk ponownie zaniechał tworzenia. Kilkakrotnie wypowiadał się w wywiadach, że pracuje nad nowym materiałem, ale nie ma zamiaru robić niczego na siłę, śpieszyć się, gdyż przede wszystkim chce tworzyć dla siebie. Ponadto od roku 2007 działalność rozpoczęła założona przez niego wytwórnia Love Industry, zajmująca się wydawaniem i produkcją muzyki. Należy po prostu cierpliwie czekać, aż Maciej ukończy pracę nad nowym materiałem i postanowi uradować fanów zespołu nową, piękną, zadziwiającą, intrygującą muzyką. Czego innego bowiem można spodziewać się po Hedone? Przez te kilkanaście lat zdążyli przyzwyczaić już nas do piękna przeżyć artystycznych.

Pozdrawiam,
Wojciech Wawrzak

Przeczytaj także:
Łódzka scena rockowa, cz.I - wstęp

Łódzka scena rockowa, cz. II - Imperator

MM Łódź patronuje:


MMŁódź poleca:

Od redakcji: Przypominamy, że każdy z Was może zostać dziennikarzem obywatelskim serwisu MM Moje Miasto! Zachęcamy Was do zamieszczania artykułów oraz nadsyłania zdjęć z ciekawych wydarzeń i imprez. Piszcie też o tym, co Wam się podoba, a co Wam przeszkadza w naszym mieście. Spróbujcie swych sił w roli reporterów obywatelskich eMeMki! Pokażcie innym to, co dzieje się wokół Was. Pokażcie, czym żyje Miasto.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto