Urzędnicy łódzkiego magistratu próbowali skonfiskować im towar. Jednak handlarki położyły się na pudłach i nie pozwoliły odebrać sobie rzeczy. Urzędnicy się poddali.
To miała być akcja, jakiej w Łodzi nie było. Wzorem Warszawy urzędnicy w asyście strażników miejskich mieli konfiskować towar osobom handlującym w miejscach do tego niewyznaczonych. Mieli działać na podstawie artykułu 343 kodeksu cywilnego, według którego urzędnik jako właściciel terenu ma prawo przywrócić na nim stan sprzed nielegalnego zajęcia przez handlarza.
Urzędnicy w asyście strażników miejskich wyjechali tuż po godz. 10. Robili co tylko mogli, żeby nie było przy tym dziennikarzy. - To pierwsza akcja i nie chcemy jej przeprowadzać wśród błysków fleszów - mówił Przemysław Pęczak, kierownik grupy. - Poza tym już teraz pod oknem słyszę wyzwiska.
Jednak prawdziwy powód mógł być inny. Spekulowano, że urzędnicy boją się porażki i dlatego nie chcą asysty mediów.
Na pierwszy cel urzędnicy obrali sobie handlarzy przyul. Ciołkowskiego. Tutaj obyło się bez ekscesów. Handlarze poproszeni o spakowanie rzeczy wykonywali polecenia. Akcji przyglądała się z boku Małgorzata Kędzia, psycholog. - Na początek wybraliśmy się w jedno z łatwiejszych miejsc. Ale ulica jest nieprzewidywalna - mówiła.
Urzędnicy odjechali stamtąd zadowoleni. Drugie miejsce, gdzie się pojawili, to róg Tatrzańskiej i Dąbrowskiego. I tutaj się zaczęło.
- Wzywam panią do zabrania towaru. Inaczej zostanie skonfiskowany - informował Pęczak. Trzy handlarki posłuchały i zabrały rzeczy. Została jedna. - Nie zabiorę. Możecie mi je zabrać siłą - mówiła opanowanym głosem. Wkrótce pod jej stoiskiem zebrały się pozostałe handlarki. Stworzyły mur. Doszło do szarpaniny z urzędnikami. Do akcji wkroczyli strażnicy. - Niech nas pan nie kopie i nie popycha- krzyczały kobiety.
Handlarki położyły się na przykrytym plandeką stoisku. I już się stamtąd nie ruszyły. Po kilkunastu minutach urzędnicy zadecydowali o zakończeniu akcji. Wsiedli do aut i odjechali. Handlarze ze zgromadzonymi gapiami zaczęli bić brawo i krzyczeć: - Jeden zero dla nas! Zaraz idziemy na obdukcję. Mamy siniaki. Będziemy dochodzić sprawiedliwości przed sądem - zapowiadały handlarki.
Co ciekawe, urząd miasta uznał wtorkową akcję... za sukces! "Na ulicach było dziś zdecydowanie mniej pudełkowych handlarzy" - napisał w e-mailu rzecznik prezydenta Wojciech Janczyk. I dodaje, że nałożono trzy mandaty po 500 zł, skierowano dwa wnioski do sądu grodzkiego, a jeden worek z towarem przewieziono do magazynu. Tak, to nie pomyłka. Jeden!
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?