Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łódź. Lokale i hotele próbują omijać ograniczenia związane z funkcjonowaniem? Które lokale działają mimo obostrzeń? Jak się do nich dostać?

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Pamiętacie „Pół żartem, pół serio”? Tam do knajpy w Chicago z zakazanym w prohibicji alkoholem wchodziło się przez  zakład pogrzebowy. Pandemia to nie żart, ale ograniczenia z nią związane sprawiły, iż wielu zmęczonych jej trwaniem z jednej oraz walczących o przetrwanie swoich biznesów z drugiej strony - szuka podobnych „obejść systemu”. 

CZYTAJ DALEJ >>>
Pamiętacie „Pół żartem, pół serio”? Tam do knajpy w Chicago z zakazanym w prohibicji alkoholem wchodziło się przez zakład pogrzebowy. Pandemia to nie żart, ale ograniczenia z nią związane sprawiły, iż wielu zmęczonych jej trwaniem z jednej oraz walczących o przetrwanie swoich biznesów z drugiej strony - szuka podobnych „obejść systemu”. CZYTAJ DALEJ >>>Grzegorz Gałasiński
Pamiętacie „Pół żartem, pół serio”? Tam do knajpy w Chicago z zakazanym w prohibicji alkoholem wchodziło się przez zakład pogrzebowy. Pandemia to nie żart, ale ograniczenia z nią związane sprawiły, iż wielu zmęczonych jej trwaniem z jednej oraz walczących o przetrwanie swoich biznesów z drugiej strony - szuka podobnych „obejść systemu”.

Do zamkniętego na czas pandemii pubu w centrum Łodzi można wejść tylko znając właściciela. Dołącza się w ten sposób do „zamkniętej” imprezy. Zamaskowany barman rozlewa piwo i mocniejszy alkohol z butelek do plastikowych kubków. Niezbyt liczni goście nie zdejmują kurtek - w dniu zamknięcia ogrzewanie w lokalu zostało wyłączone. Nastroje minorowe, każdy z gości płaci „co łaska” za napoje, nie można używać karty - tylko gotówka. Nie rozbrzmiewa tradycyjna w tym miejscu w innych okolicznościach muzyka, rozmowy są wyciszone, okna zasłonięte grubą tekturą. Lokal opuszcza się wejściem, z którego wcześniej korzystała obsługa.

Do innego miejsca w mieście goście umawiają się na sekretną imprezę za pośrednictwem zamkniętej grupy w mediach społecznościowych. Pomiędzy uczestnikami dystrybuowane jest hasło, zmieniane przed każdym spotkaniem. Po przekroczeniu progu lokalu zasady są podobne: napoje i alkohole w plastikowych kubkach, paluszki i inne przegryzki w rozdartych opakowaniach. Bez muzyki, za to w liczniejszym gronie, atmosfera swobodniejsza. Ale i tak wszyscy gotowi, by w razie „wpadki” szybko się „zmyć” z alkoholem kupionym rzekomo na wynos.

I jeszcze jedna knajpka, tym razem osiedlowa, serwująca domowe obiady. Można tu przysiąść przy stoliku w oczekiwaniu dania na wynos. Otrzymuje je się w styropianowym opakowaniu. Do tego plastikowy widelec i nóż. Powinna być jeszcze foliowa torebka, by zabrać zestaw ze sobą, ale... po co bawić się w zbytnie pozory - poza tym to korzystniejsze dla środowiska naturalnego. Natomiast w jednym z hoteli w mieście, jak głosi fama, można zorganizować kolację w gronie znajomych - nawet dwudziestoosobowym, po uprzednim wynajęciu pokoju w cenie - 1 zł.

Kilka kolejnych miejsc klientów nie wpuszcza, ale sprzedaje alkohol, w plastikowych lub papierowych kubkach, przez okno, dla tych, którym nie przeszkadza biesiadowanie na ulicy lub w bramie czy na dziedzińcu kamienicy. Tu i tam można też, po wcześniejszym telefonicznym zamówieniu, umówić się na zakup butelki z wyrabianą w danym lokalu cytrynówką lub inną nalewką. - Ludzie już nie wytrzymują w odosobnieniu. Ale nie da się ukryć, że docierają tutaj głównie samotni panowie, którzy chcą się wyrwać z domu i napić z kolegami - zdradza nam jeden z właścicieli okiennego wyszynku.

Są też próby bezpiecznego trzymania się przepisów, a dające namiastkę „wyjścia na miasto”. Jedna z kawiarni przy ulicy Piotrkowskiej nie sprzątnęła po letnim otwarciu dwóch stolików z krzesłami sprzed lokalu. W środku można zakupić kawę i ciasto zapakowane „na wynos”. A następnie rozpakować i skonsumować przy stoliku, szczelnie okutanym w zimowe okrycie.

Gastronomii grozi szara strefa?

Restauratorzy przyznają poza tym, że zdarza im się realizować zamówienia przeznaczone wyraźnie na „domówki”, liczące więcej niż kilka osób. Zarządzeniom się nie sprzeciwiają, a w obecnej sytuacji każda złotówka jest ważna. Na stół trafiają więc kanapki, faszerowane jajka, sałatki, babeczki i inne przekąski na tacach, owinięte w papier, oraz alkohol. Zainteresowani mogą również zamówić osobę do kelnerskiej obsługi takiego spotkania. Co więcej, za coraz więcej dogadanych z klientem zamówień z dowozem i opłacanych gotówką, nie są wystawiane paragony - a to oznacza, że są to transakcje nieopodatkowane. Szara strefa w gastronomii od lat sukcesywnie malała - wygląda jednak na to, że czeka nas jej renesans. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców uważa, że pomóc może regulacja podatków, apelując w ramach akcji #RatujmyPolskieRestauracje o jednolity 8-procentowy podatek na wszystkie usługi gastronomiczne. Wskazuje przy tym na przykłady z innych krajów, które obniżyły podatki na wiele usług, by ratować firmy przed falą upadłości.

Pomysłowość rodaków, którzy nie są w stanie wytrzymać w domach, nie ma granic. Pod koniec października media donosiły o rozbiciu przez policję z Rudy Śląskiej nielegalnej dyskoteki, zorganizowanej... w lesie.

„Kilkaset metrów od zabudowań mieszkalnych ktoś zorganizował dyskotekę, w której brało udział kilkanaście osób. Większość z nich na widok mundurowych uciekła” - informował zespół prasowy śląskiej policji. Złapano sześciu imprezowiczów, zabezpieczono sprzęt nagłaśniający i światła, znajdujące się pod plandeką zawieszoną na drewnianej konstrukcji.

Imprezowi bywalcy zapewniają, że „skrzykiwane” dyskoteki odbywają się w klubach w Sopocie i Gdańsku, wtajemniczonym znane jest takie miejsce we Wrocławiu, w Warszawie jeden z klubów ma działać nawet przy Placu Konstytucji. Ryzyko jest, bo za nielegalne organizowanie dyskotek grozi kara od 5 do 30 tys. zł.

Opowieść mieszkańca Krakowa: ogródek kawiarniany na Rynku Głównym. Żeby skorzystać z oferty, trzeba się zameldować w hotelu, do którego należy ogródek, za 50 zł, po czym można już spokojnie siedzieć przy stoliku jako gość hotelowy, a także zamawiać jedzenie i picie. Po zapłaceniu rachunku w kawiarni, trzeba ponownie udać się do recepcji hotelu, by odzyskać 49 zł - czyli dopłata wynosi tylko złotówkę.

Praca zdalna w górach

Dostrzeżono już również, że w hotelach w Tatrach z kolei można bez trudu przebywać „w podróży służbowej” lub na „pracy zdalnej”, nawet z małymi dziećmi, bo hotele nie mogą żądać żadnych dokumentów w sprawie delegacji, nie ma takich przepisów. Główny gość, na którego jest rezerwacja, po prostu oświadcza, że jest w podróży służbowej. Pozostałych zakwaterowanych w pokoju nikt o nic nie pyta. Wicepremier Jarosław Gowin zapowiedział wnikliwe kontrole. - Jako minister odpowiedzialny za gospodarkę, apeluję do przedsiębiorców, by przestrzegali przepisów. Dlatego że inaczej muszą się liczyć nie tylko z mandatami i karami finansowymi, ale też z zawieszeniem pomocy, która opiewa na kwotę około 40 miliardów złotych - powiedział na konferencji prasowej.

Przedsiębiorcy, do których wicepremier apeluje, wzruszają ramionami. Jeden z łódzkich restauratorów mówi o przyszłości: - Na razie wykorzystałem pomoc, o którą mogłem wystąpić, ledwie wystarczyło to na zachowanie etatów. Lecz obawiam się, że jak zaczniemy ponownie działać, to zmniejszę większości załogi etaty na przykład do jednej czwartej, a resztę należności będę wypłacał pod stołem. Inaczej nie damy rady się podźwignąć.

Wiadomo już, że europejska gastronomia będzie potrzebować kilku lat, by wrócić do stanu sprzed pandemii. Według wyliczeń Polskiej Izby Gastronomii Polskiej, w naszym kraju przed wybuchem epidemii koronawirusa funkcjonowało ponad 76 tys. lokali. Ile przetrwa ten rok? Branża ma dość, tysiące pracowników otrzymało zwolnienia z pracy, powołano Sztab Kryzysowy Gastronomii Polskiej, który skupia szesnaście organizacji branżowych. Restauratorzy podkreślają, że przygotowywanie posiłków na wynos nie kompensuje ponoszonych strat. Niektórzy zapowiadają nawet, że jeżeli lockdown dla gastronomii - mimo otwarcia stoków narciarskich - zostanie przedłużony po 27 grudnia, to i tak otworzą swoje lokale. Jest im obojętne, co się wydarzy.

- Nie można dłużej udawać trwania i czekać na nieznane. A do podziemia wszystkiego przenieść się nie da - dodają. To groziłoby pojawieniem się facetów w kapeluszach, krawatach, kamizelkach, garniturach w prążki i butach z nakładką... Byle nie świstały kule.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto