Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Leszek Jezierski zmarł na atak serca

Marek Kondraciuk
Ten Napoleon nigdy nie musiał przeżywać swojego Waterloo Leszek Jezierski nie doczekał jubileuszu 100-lecia ŁKS, od którego był tylko 21 lat młodszy, a z którym był związany ponad pół wieku.

Ten Napoleon nigdy nie musiał przeżywać swojego Waterloo

Leszek Jezierski nie doczekał jubileuszu 100-lecia ŁKS, od którego był tylko 21 lat młodszy, a z którym był związany ponad pół wieku. W sobotę po południu "Napoleon" zmarł na atak serca w Sokolnikach.

Jeszcze we wtorek był na spotkaniu opłatkowym w Pałacu Poznańskiego. Arcybiskup Władysław Ziółek powitał go z radością: Leszek! I łamiąc się opłatkiem, serdecznie uściskał. Dziś ten gest nabrał symbolicznej wymowy.

Kochała go cała Łódź. Był postacią, którą trudno porównać z jakąkolwiek inną, jednym z najwybitniejszych łodzian. Cenili go i szanowali kibice, ale i łódzkie elity. Miał własny styl bycia, zjednujący mu powszechną sympatię.

W czasach jego piłkarskiej i trenerskiej świetności słowo "ikona" nie było używane w takim kontekście, jak obecnie, ale dziś można powiedzieć, że Leszek Jezierski to ikona Łódzkiego Klubu Sportowego. Był duszą drużyny trenera Władysława Króla, która na 50-lecie klubu zdobyła mistrzostwo (1958), a rok wcześniej Puchar Polski. Podobnie jak Król pochodził z Lublina, a później ich drogi się zeszły.

Piękną kartę zapisał również w historii Widzewa, którego potęgę zbudował od podstaw wraz z Ludwikiem Sobolewskim i Stefanem Wrońskim. Ciepło wspominany będzie także wśród ludzi związanych ze Startem i nieistniejącym Włókniarzem, eksdrugoligowcami, stanowiącymi niegdyś drugą i trzecią siłę w łódzkim futbolu.

Wszędzie gdzie grał lub pracował jako trener, pozostawiał po sobie wyraźny ślad. Rozsiewał swą pozytywną energię, budząc najlepsze emocje. Obok sukcesów w jego sportowym życiorysie były i porażki. Nigdy jednak nie miał swojego Waterloo, bo nigdy nie przegrał ostatecznie. Szybko odradzał się w kolejnym sezonie.

Nawet w 1986 roku, kiedy już przyjmował gratulacje jako pewniak na stanowisko nowego selekcjonera reprezentacji. Następcą Antoniego Piechniczka został jednak Andrzej Strejlau. Prowadzenie drużyny narodowej pozostało największym niespełnionym marzeniem Jezierskiego. Imię miał popularne, a jednak w światku łódzkiego sportu wystarczyło powiedzieć "Leszek uważa..., Leszek jest zdania..., Leszek twierdzi...", a wszyscy wiedzieli, o kogo chodzi. Był autorytetem ponad wszelkimi opcjami, podziałami, wojnami i wojenkami. Kochał życie, kochał świat - jak wielu. Świat mu jednak tę miłość odwzajemniał, czego doświadczają nieliczni.

Dla dziennikarzy był wymarzonym rozmówcą, postacią niezwykle medialną i barwną. Uciekał od sztampy, dowcipnymi puentami sypał jak z rękawa, był mistrzem efektownych porównań, których wiele przeszło do klasyki języka ludzi futbolu. Nigdy nie chował się za banałami, nie lubił szukać tanich usprawiedliwień. Ludzie pióra cenili go za to.

Mało kto pewnie pamięta, że Leszek Jezierski sam również chętnie chwytał za pióro, a w "Dzienniku Łódzkim" pisywał felietony w rubryce "Moim zdaniem".

Miał specyficzny sposób kształtowania relacji z piłkarzami. Lubili go za to, że choć miał tzw. twardą rękę trenerską, był bezpośredni. Partner, ale nie kosztem choćby cząstki swojego autorytetu. - Efekty mojej pracy zależą od zawodników, często im to powtarzam - mawiał Jezierski.

Tak wspomina Jezierskiego jeden z jego najwybitniejszych podopiecznych, Marek Dziuba: - Dużo wymagał od zawodników, ale także od siebie. Nade wszystko cenił pracę. To był dla trenera Jezierskiego jedyny środek do celu, bo nie wierzył w cudowne wzloty, "dni konia" i szczęśliwe zbiegi okoliczności. Odchodził z ŁKS, ale zawsze wracał, bo to był jego klub. Zawsze miał w sercu ŁKS. Wprowadził mnie do zawodu trenerskiego. Najpierw byłem jego asystentem w Zawiszy, a później przejąłem po nim ŁKS. Będzie go brakowało wszystkim ełkaesiakom, a w mojej pamięci pozostanie jako pogodny, potrafiący zawsze rozładować atmosferę, tryskający dowcipem człowiek. Jestem przybity śmiercią trenera Jezierskiego.

Kiedy w 1950 roku dostał powołanie do wojska i opuścił rodzinny Lublin, trafił do Legii. Tu zaprzyjaźnił się m.in. ze starszym o 8 lat Kazimierzem Górskim. Grali razem w ataku. Lwowiak miał już dość tułania się po Polsce i pozostał w Warszawie. Jezierskiego nosiło w świat. Czuł się niedoceniany w Legii. Wraz z grupą niedawnych żołnierzy - Kłaczkiem, Kokotem, Pilarskim, Soporkiem i Szymborskim, do których dołączył Kubocz z Wawelu Kraków, przeniósł się do Łodzi. Szybko wprowadzili ŁKS do I ligi, a w 1954 roku zdobyli wicemistrzostwo Polski.

Jezierski rozpoczął studia na Akademii Medycznej. Chciał zostać stomatologiem, ale już po roku wiedział, że jego powołaniem jest piłka nożna.

Rok na medycynie nie był jednak w jego życiu epizodem bez znaczenia. Na studiach poznał bowiem panią Henię, z którą wkrótce ożenił się. Niebawem przyszedł na świat ich syn Leszek junior. Pani Henia była pływaczką AZS i mistrzynią Łodzi w skokach do wody.

- Cudownie, jak jaskółka spadała do wody - wspominał po latach w "Piłce Nożnej" Leszek Jezierski. - Serce mi mocniej biło i patrzyłem, czy wypłynie. Wypływała i robiła to pięknie. Ona musi być moją żoną - pomyślałem kiedyś.

Życie rodzinne Jezierskich było przesiąknięte atmosferą sportu. Oboje rozumieli, że Henia musi skończyć studia, a Leszek kontynuować karierę. Pani Henryka przez resztę życia Leszka była nie tylko jego wiernym kibicem, ale wprost piłkarskim ekspertem. Wytykała błędy, dyskutowała z mężem piłkarzem, a później trenerem. Pomagała mu kształtować sportową osobowość.

Jezierski grał widowiskowo, bo był szybki, niezwykle zaradny. Kibice go lubili, bo grał sercem. Był jednym z tych, "na których się chodziło" na stadion przy al. Unii.

Jako trener miał "nosa" i "rękę". Wielu piłkarzy zawdzięcza mu karierę. Miał niezwykły dar - każdemu zawodnikowi potrafił znaleźć optymalne miejsce na boisku. Niejeden napastnik czy pomocnik skończyłby karierę, ale Jezierski dostrzegł w nim obrońcę. Tak przekwalifikował m.in. Polaka, Galanta, Grębosza i Kostrzewińskiego. Miarą wielkości trenera Jezierskiego jest i to, że potrafił dostrzec talent tam, gdzie inni go nie widzieli. To on m.in. odkrył w drużynie trampkarzy Bulzackiego, w Starogardzie wyparzył Deynę, którego - jako trener rezerw ŁKS - polecił sternikom klubu. Do Widzewa sprowadził m.in. Bońka i Burzyńskiego. To tylko niektóre przykłady.

Do Leszka Jezierskiego miałem stosunek osobisty, bo znaliśmy się ponad 40 lat. Pamiętam go z obozu w Sierakowie Wielkopolskim. Wyróżniał się, bo wszędzie go było pełno, zbywało mu energii i witalności, a prowadzenie zwykłego treningu wydawało się być jego żywiołem. Można było przechodzić z dala od boiska, a i tak było wiadomo, że "Jeziera" ma zajęcia. Takim go zapamiętam na zawsze.

Jaka będzie ta łódzka piłka bez Leszka Jezierskiego...?

* * * * *

Z Lublina do Łodzi z przystankiem w Warszawie
Leszek Jezierski (ur. 12.05.1929 w Lublinie, zm. 12.01.2008 w Sokolnikach koło Łodzi).
Karierę piłkarską rozpoczął w Lubliniance (1945-50), a następnie grał jako prawoskrzydłowy w Legii Warszawa (1950-51), ŁKS (1951-61), Starcie Łódź (1962-63), Włókniarzu Łódź (1963) i Stomilu Poznań (1964). W dwudziestoletniej prawie karierze rozegrał 692 mecze. Największe sukcesy osiągnął w ŁKS: wicemistrzostwo Polski (1954), mistrzostwo (1958) i Puchar Polski (1957). Rozegrał 6 meczów w reprezentacji Polski (debiut 8.08.1954 w Warszawie z Bułgarią 2:2, pożegnanie 25.05.1958 w Kopenhadze z Danią 2:3).
Pierwszym sukcesem w karierze trenerskiej było zdobycie mistrzostwa Polski juniorów (1966) z MKS Hala Sportowa Łódź. W latach 1969-76 prowadził Widzew od ligi okręgowej do ekstraklasy. Ponownie pracował w RTS wiosną 1993 roku. Pięciokrotnie prowadził w ŁKS (1968-69, 1976-78, 1981-84, 1987-90 oraz 1995-96).
Był także trenerem Ruchu Chorzów (mistrzostwo Polski 1979), Pogoni Szczecin (wicemistrzostwo 1987) oraz Lecha Poznań i Zawiszy Bydgoszcz. Trzykrotnie wyróżniony przez tygodnik "Piłka Nożna" tytułem Trenera Roku: 1975 (Widzew), 1976 (Widzew, ŁKS), 1987 (Pogoń, ŁKS).

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto