Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kulawy system opłat za przedszkola. Za co płacą rodzice?

wm
sxc.hu
Od 2011 roku obowiązuje nowy system opłat za przedszkola. Pewnie tylko sami urzędnicy, którzy go wymyślili, wierzą w zapewnienia, że to dla dobra dzieci i wygody rodziców. Bo rodzice przedszkolaków są przekonani, że urzędnicy pokombinowali tylko jak od rodziców wyciągnąć jeszcze więcej kasy.

Pomysł zarabiania na pracujących rodzicach wydawał się prosty i skuteczny. Skoro rodzice pracują i dzieci muszą siedzieć w przedszkolu niemal do jego zamknięcia, to wprowadzając odpłatność za popołudniowe "ponadprogramowe" godziny, będzie można zarobić ekstra kasę. No bo przecież nagle rodzice nie pozmieniają godzin pracy tak, żeby wcześniej odbierać dzieci i nie płacić...

Czytaj również: Nie będzie obniżki opłat w łódzkich przedszkolach

Tymczasem życie pokazało, że społeczeństwo jest sprytniejsze od urzędników. Drastyczny spadek wpływów z opłat za przedszkola, jaki zanotowano w Łodzi (prawie po milion złotych miesięcznie) dowiódł, że rodzice liczą każdy grosz i staną na głowie, żeby nie płacić za popołudniowe godziny. Do wcześniejszego odbierania dzieci zagoniono dziadków, ciocie a nawet starsze rodzeństwo.

Ale to co stało się w pierwszych miesiącach obowiązywania nowego systemu opłat pokazuje jeszcze coś innego. Do przedszkoli w pierwszej kolejności powinny trafiać dzieci, których oboje rodziców pracuje. Tymczasem, w niektórych przedszkolach, wczesnym popołudniem 80% dzieci jest już odebranych. Trudno uwierzyć, że aż tyle dzieci ma dziadków na "chodzie" albo starsze rodzeństwo.

Mniejsze wpływy z opłat za przedszkola to nie jedyny minus tego systemu opłat. Jest jeszcze drugi problem, o którym niewiele się mówi.

Od czasu wprowadzenia nowego systemu opłat większość przedszkolaków jest odbierana na wiele godzin przed zamknięciem przedszkola. Niemal codziennie dochodzi do takich sytuacji, że w przedszkolu pracującym np. do godz. 17, przez ostatnie półtorej godziny, czasem nawet wcześniej, zostaje trójka, czy czwórka przedszkolaków. W efekcie dzieci z różnych grup wiekowych często zbierane są w jednej, czy dwóch salach i rozpoczyna się wyczekiwanie aż pracujący rodzice odbiorą "niedobitki" z przedszkola.

Rodzi się pytanie, czy rodzice płacący za pobyt dziecka w przedszkolu do 17 płacą za to, by np. ich pociecha z najstarszej grupy wiekowej odsiadywała popołudniowe godziny w nieswojej sali, z dwoma czy trzema maluchami z najmłodszej grupy i to pod opieką "obcej" pani? Przecież w tym czasie starszak wraz z dziećmi ze swojej grupy mógłby pod okiem swojej nauczycielki np. poćwiczyć pisanie literek. A może jego rodzice płacą za popołudniowe godziny po to by, ich dziecko przygnębione patrzyło jak większość jego grupy po podwieczorku idzie do domu?

Najwyraźniej autorzy pomysłu zmieniającego system opłat w przedszkolach takich sytuacji nie przewidzieli. Uderzyli po kieszeni (bo tak trzeba oceniać ten system) rodziny, w których oboje rodzice muszą pracować, żeby związać koniec z końcem, którzy nie mogą skorzystać z pomocy dziadków, żeby wcześniej odebrać dziecko. Za to ulżyli zamożniejszym rodzinom, które mogą sobie pozwolić na to, by jeden z małżonków nie pracował. O wynajmowaniu opiekunek nie wspominając.

Można też spojrzeć na tę sytuację i tak: rodzice płacą przedszkolom za ponadprogramowe godziny pobytu dziecka np. do godz. 17, ale przedszkole nie zapewnia za te pieniądze "świadczeń" na odpowiednim poziomie, tak jak jeszcze rok temu. Każdy chyba widzi różnicę między przebywaniem przedszkolaka w swojej grupie przez cały dzień (jak rok temu), a spędzaniem kilkorga dzieci z różnych grup wiekowych do jednej sali pod opiekę dyżurnej nauczycielki. Dla zdecydowanej większości przedszkolaków są to stracone i nieprzyjemne godziny. Dlaczego więc rodzice mają płacić za taką pedagogiczną fuszerkę?

Czytaj również: Wyższe opłaty za żłobek w Łodzi

Niestety autorzy pomysłu zmiany opłat za przedszkola, jeszcze większą krzywdę wyrządzili dzieciom, które bez kolegów i koleżanek z grupy muszą czekać po 2-3 godziny, aż rodzice odbiorą je z niemal pustego przedszkola. Rok temu tłoczno i gwarnie w przedszkolach było do 17, a dzieci z ociąganiem wracały do domów. Od jesieni 2011 r. zapracowani rodzice codziennie słyszą błagalne: - Odbierz mnie wcześniej, nie chcę sam siedzieć do piątej. Chcę wracać do domu jak Paulina, Janek i Wiktor! Może twórcy tego pomysłu spróbują wytłumaczyć 6-latkowi siedzącemu do 17 w przedszkolu, że ani on ani jego rodzice nie są gorsi od tych, co to już o 13 czy 14 zabierają dzieci z przedszkola.

To są te ponadprogramowe płatne atrakcje? Za to płacą rodzice?

Ale... pójdźmy dalej! Pozamykajmy przedszkola na cztery spusty już po 5 programowych godzinach! Państwo i gminy jeszcze bardziej na tym zaoszczędzą. A zwolnieni nauczyciele pozakładają w swoich dwupokojowych mieszkaniach prywatne świetlice dla dzieci, które teraz obciążają przedszkola w ponadprogramowych godzinach, bo ich rodzice nie potrafią utrzymać rodziny z jednej pensji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto