Mieszkańcy bloków, którzy nagle zobaczą w powietrzu za oknami czarno-czerwone urządzenie o prawie dwumetrowej rozpiętości „ramion”, nie powinni wpadać w panikę. To tylko dr Robert Cichowicz z Wydziału Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Politechniki Łódzkiej bada jakość powietrza w różnych częściach stolicy naszego regionu – z wykorzystaniem swojego najnowszego drona o wartości przekraczającej pół miliona zł.
Inżynier z PŁ tłumaczy, że wyniki gromadzone przez jego dwa drony są bardziej cenne niż pochodzące ze stacji naziemnych (które dostarczają danych np. do różnych aplikacji „antysmogowych” w naszych smartfonach). Pokazują one bowiem, czym oddychają łodzianie na różnych kondygnacjach budynków mieszkalnych – także z uwzględnieniem zmieniającej się z wysokością temperatury czy nawet różnej izolacji ścian łódzkich domów.
– Drony latają nad newralgicznymi punktami miasta, najbliższe plany obejmują m.in. ronda: Solidarności oraz Inwalidów – opowiada dr Robert Cichowicz.
Regularne starty dwóch dronów zaczęły się w styczniu 2020 r. – jednak początek „smogowych” badań dr Roberta Cichowicza to jeszcze rok 2018. Był on możliwy, bo uczelnia wsparła inżyniera kwotą 140 tys. zł na pierwszego drona, ważącego z aparaturą 12 kilogramów. To urządzenie latało m.in. w Bedoniu i w Andrzejowie. Okazało się, że chwilowa jakość powietrza w tych miejscach, gdzie dominują domy jednorodzinne, wcale nie jest lepsza niż w centrum Łodzi.
Najnowszy dron dr Roberta Cichowicz i jego aparatura (łącznie ważą 20 kilogramów) oraz związane z nim badania to koszt 550 tys. zł. Inżynier zdobył tę kwotę ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Łodzi.
Projekt naukowy dr Roberta Cichowicza będzie trwał do końca bieżącego roku. Wyniki badań inżynier opublikuje w specjalistycznych czasopismach, ale liczy na zainteresowanie nimi ze strony władz Łodzi. Magistrat zyskałby cenną wiedzę m.in. o tzw. korytarzach przewietrzania miasta, których nie należy zabudowywać, jeśli urzędnicy nie chcą dopuścić do pogarszania się smogowej sytuacji w stolicy regionu.
„Antysmogowe” aplikacje najczęściej alarmują nas o przekroczeniach norm pyłu PM 10 (mieszanina cząsteczek, których średnica nie przekracza 10 mikrogramów) lub groźniejszego PM 2,5 (aerozole atmosferyczne o średnicy nie większej niż 2.5 mikrometra – tak drobne, że mogą przedostać się do krwiobiegu). Tymczasem dr Robert Cichowicz mierzy również stężenia jeszcze groźniejszego PM 1.
W ostatnich latach mamy w Łodzi smog (mierzony jako średniodobowe przekroczenia norm PM 10) przez ok. 80 dni w roku. W stolicy regionu zawdzięczamy to przede wszystkim „kopciuchom”, czyli starym kotłom na węgiel i drewno w budynkach mieszkalnych. Tuż przed końcem 2019 r. organizacja Polski Alarm Smogowy wyliczyła, że w latach 2016-2018 z ok. 100 tys. łódzkich „kopciuchów” udało się wymienić tylko 2,5 tys.
I tych szacunków można się przestraszyć bardziej niż drona za oknem, bo np. Kraków wymienił już 15 tys. ze swoich 20 tys. „kopciuchów”.
2024 Omówienie próbnej matury z matematyki z Pi-stacją
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?