Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda”: Walizka zamiast różdżki [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Warner Bros. Entertainment Inc.
Harry Potter wszelkie problemy rozwiązywał machnięciem różdżką. Newt Scamander w tym samym celu musi targać nieporęczną walizę. Może dlatego kolejne opowieści z uniwersum czarodziejów i mugoli stają się coraz cięższe oraz bardziej męczące.

Kontynuacja kontynuacji cyklu o rzeczywistości łączącej świat magii z ludźmi pozbawionymi nadprzyrodzonego pierwiastka dowodzi, iż w show-businessie pieniądze rodzą się z powtarzalności. Gdy J.K. Rowling ogłosiła, że nie zamierza już rozwijać przygód Harry’ego Pottera, parę osób z młodocianego czarodzieja żyjących zapewne zadrżało, jednak autorka postanowiła ostatecznie pozostać w magicznym uniwersum i dopuścić się tego, co w produkcji filmowej nazywamy spin-offem. Rzecz rozpoczyna się na siedemdziesiąt lat przed wydarzeniami opisanymi w pierwszym tomie serii o Harrym Potterze, a jej główną postacią jest Newt Skamander, magizoolog, autor książeczki „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”, uczeń Albusa Dumbledore’a.

Nieco neurotyczny i melancholijny, woli zwierzęta - „które nie są dziwne, tylko ludzie są nietolerancyjni” - od reprezentantów naszego gatunku i swój magiczny świat, łącznie z przejściem pomiędzy rzeczywistościami, dzierży w walizce z zatrzaskowymi zamkami. I już pierwszą częścią nowego filmowego cyklu przyniósł scenarzystce i realizatorom przedsięwzięcia walizy pieniędzy (trudno się więc dziwić, że z zapowiadanych trzech odsłon, projekt rozrósł się do pięciu planowanych filmów). „Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda” zapewne kopczyk przyjemnie powiększą - co, rzecz jasna, zbrodnią nie jest...

Niestety, nowa produkcja magicznej fabryki snów należącej do mugoli zawiera wszystkie grzechy dzieła eksploatującego do granic wytrzymałości sprawdzony temat. To jedynie odcinek na drodze do oczekiwanej konfrontacji wielkich magów, dawnych „więcej niż braci”, głównych przedstawicieli jasnej strony mocy, zakładającej kompromis z nie czarodziejami oraz ciemnej, której istotą jest panowanie nadludzi nad zwykłymi osobnikami stworzonymi do pracy. W dodatku, odcinek niczego szczególnego do opowieści nie wnoszący poza popisami specjalistów od komputerowo generowanych efektów specjalnych.

Rowling z pasją pisarki stara się, by każda z postaci miała swój „czas ekranowy” i motywacje, wdając się w liczne dygresje, a co za tym idzie - rozmiękczając energię filmowego obrazu. Pomysłu na intrygę tu niewiele, całość „sztukowana” jest więc dłużyznami i licznymi „zapychaczami”. Wrażenie może robić mroczny, zbudowany już pierwszymi scenami klimat, szybko jednak zmierza on ku łatwo narzucającym się rozwiązaniom, z nawiązującą do faszyzmu ornamentyką.

Narracja niespecjalnie wciąga, widzowie, którzy nie są potteromaniakami i specjalistami od świata wykreowanego przez brytyjską autorkę mogą się zwyczajnie nudzić. Konieczność rozbudowania scenariusza do przeszło dwóch godzin projekcji sprawiła, iż wyparowały emocje, całość nie trzyma w napięciu i nawet najbardziej, w założeniu, przejmujące sekwencje ogląda się z tym samym, co pozostałe fragmenty natężeniem.

Twórcy filmu mają ogromną wiarę w magię zatrudnionych aktorów, nawet gdy dostarczyli im skromny materiał do pracy. Najciekawiej w tym gronie wypada Jude Law jako Albus Dumbledore, pozostawiając po swoim występie największy apetyt na rozwój postaci w kolejnych częściach cyklu. Eddie Redmayne jako Newt Scamander opiera budowę swojej roli na jednym patencie, co w pierwszej odsłonie było trafione, ale im dalej w las, tym bardziej staje się irytujące i bezbarwne. Chętnie poddający się szalonym charakteryzacjom Johnny Depp zawsze wygląda intrygująco i wie, jak należy kraść show.

Nieco żal, że tak ubogo tym razem potraktowano postać Jacoba Kowalskiego w wykonaniu Dana Foglera, bo jako jedyna wnosi nieco oddechu do tej historii. Panie Katherine Waterston (Tina Goldstein), Alison Sudol (Queenie Goldstein) i Zoë Kravitz (Leta Lestrange) po prostu są na ekranie, a Ezra Miller w roli Credence’a Barebone’a być może dopiero pokaże co potrafi, jeżeli będzie mógł zagrać coś więcej niż złość na cały świat, prezentowaną spojrzeniem spode łba.

„Zbrodnie Grindelwalda” to film tego rodzaju, co to nic by się nie stało, gdyby nie powstał. Co więcej, gdyby nie pragnienia oszałamiania wizualnym rozpasaniem widzów, nie musiałby rozgrywać się w świecie czarodziejów. Ci bowiem swe umiejętności wykorzystują głównie do robienia szumu i „kuku” sobie nawzajem, obnosząc się z identycznie paskudnymi lub naiwnymi charakterami, jak „prymitywne” osoby bez magicznej mocy. Trudno jakoś przejąć się ich wersją walki dobra ze złem, gdy mamy tak dużo problemów z samymi sobą...

Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda USA/Wlk. Brytania fantasy, reż. David Yates, wyst. Eddie Redmayne

★★★☆☆☆

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda”: Walizka zamiast różdżki [RECENZJA] - Dziennik Łódzki

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto