Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Detektyw Rutkowski o swoim pobycie w więzieniu: to była szkoła przetrwania

Rozmawiał Edward Mazurkow
Detektyw Krzysztof Rutkowski, oskarżony m.in. o pranie brudnych pieniędzy i powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych w zamian za korzyści majątkowe, w poniedziałek, po prawie 10 miesiącach pobytu w areszcie, ...

Detektyw Krzysztof Rutkowski, oskarżony m.in. o pranie brudnych pieniędzy i powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych w zamian za korzyści majątkowe, w poniedziałek, po prawie 10 miesiącach pobytu w areszcie, odzyskał wolność. Rozmawiamy z nim o jego pobycie za kratkami, zatrzymaniu i planach na dalsze życie.

Jak się pan czuje po takim długim czasie spędzonym za kratkami?

- Znakomicie. Jestem w świetnej kondycji fizycznej i psychicznej. Często nawet żartuję, że na koszt podatników spędziłem wakacje w uzdrowisku Bytom.

Naprawdę było tak fajnie?

- Oczywiście, że nie. Była to szkoła przetrwania, jakiej nie przeszedłem nawet z moim przyjacielem znanym podróżnikiem Jackiem Pałkiewiczem. Nie mogłem się dać złamać i przyznać do grzechów, których nie popełniłem.

Nie jest pan jednak takim twardzielem, za jakiego chce uchodzić. Kamery telewizyjne pokazały, że zasłabł pan na sali sądowej.

- (śmiech) Po spektakularnym zatrzymaniu przez funkcjonariuszy ABW byłem bardzo osłabiony. Zostałem też odcięty od bliskich, moich pracowników i informacji. Przez dwa dni nic nie jadłem. W tej sytuacji wiele osób zareagowałoby podobnie.

Do jakiej celi pan trafił?

- VIP-owskiej, jednoosobowej z łazienką, o powierzchni około 12 metrów kwadratowych. Była świeżo wyremontowana. Miałem telewizor, radio, książki i gazety. Za więziennymi murami najważniejszą sprawą jest zabicie nudy. Dużo więc czytałem, zacząłem też pisać drugą część mojej książki "Detektyw". Sporo czasu poświęcałem również na kontemplację i ćwiczenia fizyczne. Areszt w Bytomiu mieści się w budynku poklasztornym, więc choćby tylko z tego powodu są tutaj doskonałe warunki do rozmyślań, a jeśli chodzi o ćwiczenia fizyczne, to z podręcznego sprzętu, który posiadałem w celi, zrobiłem minisiłownię. Sporo czasu spędzałem też przed telewizorem. Miałem do wyboru trzy kanały. Lubiłem oglądać np. "Plebanię" i serial "Klan"

Pisał pan listy?

- Przez minionych 10 miesięcy otrzymałem dziesiątki listów od moich bliskich, przyjaciół, znajomych oraz nieznanych osób. Ludzie pisali, że są ze mną i żebym się nie załamywał. To podtrzymywało mnie na duchu. Na każdy list odpisałem.

A jak karmili?

- Takie jedzenie, jakie jest w areszcie w Bytomiu, serwuje mało która restauracja w Warszawie. Pracuje tam były szef kuchni znanej restauracji w Bytomiu. Przygotowywał nam np. dania kuchni włoskiej i francuskiej. Jeszcze dzisiaj na ich wspomnienie ślinka mi cieknie. W areszcie miałem też możliwość uzupełniania mojego jadłospisu. W więziennej kantynie zakupy robiłem trzy razy w miesiącu.

Wychodził pan na spacerniak?

- Niestety, nie. Spowodowane to było względami mojego bezpieczeństwa. Przestępcy, którzy znali mnie z wielu zakończonych sukcesem akcji, czyhali tylko na okazję, żeby się ze mną rozprawić. Gdy np. przechodzili koło mojej celi, kopali w drzwi i krzyczeli: "Rutkowski, ty k... już nie żyjesz", albo "Jesteś już trupem". W oknie mojej celi miałem też zamontowaną kuloodporną blendę (osłonę - przyp. redakcji).

Jak spędził pan święta?

- Samotnie, patrząc na zawieszone na ścianie fotografie moich bliskich. W więzieniu doceniłem co to znaczy, gdy człowiek ma rodzinę, matkę i ojca. Magda, moja obecna partnerka życiowa, odwiedzała mnie co dwa tygodnie, a czasami częściej. Początkowo widzenia były przez szybę. Później mogliśmy już rozmawiać bezpośrednio.

Mając tyle czasu na pewno analizował pan powody swojego zatrzymania przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak pan sądzi, dlaczego do niego doszło?

- O tym, że jest ono planowane, wiedziałem wcześniej z przecieków. Nie sądziłem jednak, że ABW zdecyduje się na taki spektakl. Podstępem zwabiono mnie na stację benzynową w Katowicach, gdzie czekało na mnie 10 zamaskowanych i uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy. Zostałem powalony na ziemię i zakuty w kajdanki. Nie byłem uzbrojony gdyż pistolet, w związku ze śledztwem prowadzonym przez bytomską prokuraturę, wiosną 2006 r. zdałem w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi. W radiowozie funkcjonariusze uderzali moją głową w metalowe części zagłówka. Krzyczeli, że nareszcie nie będą musieli oglądać serialu "Detektyw", który emitowała telewizja TVN.

Ale co było tego przyczyną?

- Przed zatrzymaniem prowadziłem śledztwo w sprawie wyłudzeń dużych kwot pieniędzy z parlamentu europejskiego. Zamieszani w tę sprawę są dwaj prominentni politycy PiS i jeden z LPR. Pełną wiedzę na ten temat przekazałem Prokuraturze Apelacyjnej w Katowicach. Dodam jeszcze, że jesienią 2005 r. po wyborach parlamentarnych zatelefonowała do mnie przyjaciółka ministra Zbigniewa Ziobro. Pytała, czy nie otrzymałem zlecenia na zbieranie materiałów kompromitujących Zbyszka. Odpowiedziałem, że nie. Jednak pan Ziobro po tej rozmowie dwukrotnie spotkał się z pewnym przestępcą, doskonale znanym policji szwajcarskiej i niemieckiej, któremu odebrałem skradzionego mercedesa. Myślę, że swoją rolę mogło również odegrać podpisanie przeze mnie umowy o współpracy z firmą związaną z Gazpromem.

Jakie ma pan plany?

- Chciałbym trochę odpocząć i później włączyć się do pracy w mojej firmie detektywistycznej. Mam też interesujący pomysł na prowadzenie nowego biznesu. Będę domagał się również 2 mln złotych odszkodowania.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto