Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ciemna strona Poczty Polskiej

Magdalena Grochowalska
fot. Paweł Łacheta
Marcin Mostowski, który cztery i pół miesiąca pracował w węźle rozdzielczym Poczty Głównej przy al. Włókniarzy, twierdzi, że na własne oczy widział, jak jego koledzy podmieniają paczki i sprzedają na lewo olej napędowy ze służbowych aut.

Choć zobowiązał się do zachowania tajemnicy, uznał, że o takich sprawach należy mówić głośno.

Kierownik był jeleniem

Marcin jest studentem Politechniki Łódzkiej. Do pracy namówił go kolega.

- Na ogłoszeniach widniała informacja, że kandydat na pocztowca nie może być karany. Mój kolega był, a go przyjęli. Ani od niego, ani ode mnie nikt nie żądał świadectwa niekaralności.

Już pierwszego dnia przekonał się, w jaki sposób giną paczki.

- Pracownik węzła najpierw wysyłał paczkę sam do siebie lub na adres kogoś znajomego. W środku był kawałek drewna. Gdy jego przesyłka trafiła do sortowni, wybierał sobie cudzą paczkę o dużej wartości. Nie wiedział, co jest w środku, ale skoro nadawca zadeklarował wysoką kwotę, można było mniemać, że to coś cennego - relacjonuje Marcin. - Potem wystarczyło zerwać z obu nalepki z adresem i podmienić.

Gdy papier został uszkodzony podczas zrywania, nieuczciwy pracownik szedł do kompletnie nieświadomego kierownika mówiąc, że przesyłka została uszkodzona w transporcie. Ten stawiał stempel i podpisywał, poświadczając to swoim nazwiskiem.

Zdaniem Marcina, wśród zatrudnionych byli rekordziści, którzy takich zamian dokonywali nawet dwa razy dziennie.

Spryciarze mieli też metodę na tzw. e-paczki, które są monitorowane. Nadawca podaje numer telefonu swój lub odbiorcy i z każdego punktu, przez który przechodzi przesyłka, wychodzi komunikat, że właśnie tam dotarła. Adresat decyduje, skąd chce ją odebrać, bo e-paczek nie przynosi do domu listonosz.

- Dla oszustów ten system nie był żadną przeszkodą. Wystarczyło, że zamiast telefonu odbiorcy, wpisali numer swój lub podstawionej przez siebie osoby - wyjaśnia student.

Kasa na konto menela

Nie tylko paczki padały łupem nieuczciwych pracowników. Również pieniądze.

- Spryciarze najpierw zakładali konto w banku na nazwisko jakiegoś kloszarda, który godził się na to za parę groszy - zdradza łodzianin. - W ten sposób, w razie wpadki, sami unikali odpowiedzialności. Gdy do urzędu przychodziła paczka płatna przy odbiorze, niektórzy podmieniali blankiety i dołączali takie, na którym wpisywali numer konta "słupa".

- Zawsze robili to w łazience, żeby uniknąć sfilmowania przez zainstalowane w budynku kamery. Potem pieniądze nie trafiały do sklepu wysyłkowego czy sprzedawcy serwisu aukcyjnego tylko do nich.

Ale na tym nie koniec. Nieuczciwi pocztowcy zarabiali nawet na służbowym paliwie.

- Firma używa fiatów ducato z silnikiem Diesla - zdradza Marcin Mostowski. - Stacjonują na ul. Obywatelskiej. Wystarczyło podjechać tam, zamówić paliwo, a pracownik ściągał je z baku pompką i sprzedawał na lewo. Sam tam kupowałem. Zostawiałem pusty kanister, a za parę godzin odbierałem pełny. Opłacało się. Na stacji benzynowej za 1 litr płaciłbym prawie 5 zł, a tam 2,80. Im więcej brałem paliwa, tym cena była atrakcyjniejsza. 10 litrów kosztowało mnie tylko 32 złote.

Bartłomiej Kierzkowski, rzecznik regionalny Poczty Polskiej, poproszony o komentarz był zszokowany relacją byłego pracownika.

- Nie wierzę, by to była prawda. Przecież system kontroli u nas jest bardzo wysoki. Środki, jakimi dysponuje poczta, pozwalają w sposób istotny ograniczyć incydenty bezpieczeństwa obrotu pocztowego. Mam na myśli wdrożony kilka miesięcy temu system śledzenia przesyłek i system telewizji przemysłowej, działający w naszych sortowniach. Regularnie przeprowadzamy także kontrole, sprawdzamy pracowników ochrony, zabezpieczenia stosowane w transporcie itp.

Jak się okazuje, zabezpieczenia nie zawsze bywają skuteczne. Nie dalej jak 1 marca łódzcy policjanci zatrzymali dwóch pocztowych oszustów z sortowni przesyłek, którzy podrabiali i zamieniali blankiety przekazów bankowych.

23-latek i jego o rok starszy wspólnik wyłudzili kilkadziesiąt tysięcy złotych. Grozi im do 8 lat pozbawienia wolności. Zdaniem funkcjonariuszy, od października 2010 roku do końca lutego 2011 roku mogli w ten sposób zamienić blisko 100 blankietów.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto