Dziewięć osób twierdzi, że zostali oszukani przez biuro nieruchomości z Łodzi. Zgłaszają się kolejne osoby. Jedna z osób powierzających swoją nieruchomość biuru zmarła, a inna - gdy dowiedziała się o efektach współpracy z biurem - doznała wstrząsu i na kilka tygodni trafiła do szpitala.
Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi informuje, że dotąd nikomu nie postawiono zarzutów. Śledztwo jest w toku. Najpierw było to kilka śledztw, które zostały połączone.
Śledczy ustalili, że w 2013 roku do jednej z osób, starszej i schorowanej mieszkanki Bałut, zgłosiła się właścicielka wspomnianego biura nieruchomości i zaproponowała, że pomoże sprzedać mieszkanie i spłacić zadłużenie czynszowe, wynoszące ponad 60 tys. zł. Obiecała staruszce również inne mieszkanie.
Właścicielka podpisała stosowne upoważnienie do reprezentowania jej interesów i wkrótce 47-metrowe mieszkanie zostało sprzedane pewnej spółce za 100 tys. zł. Dotychczasowa właścicielka mieszkania została wymeldowana. Przedstawiciele biura zawieźli ją do mieszkania w prywatnej kamienicy przy ul. Piotrkowskiej. Mieszkanie było w kiepskim stanie i bez toalety. Kobieta twierdzi, że nieopatrznie podpisała podsunięty jej przez biuro dokument, z którego wynikało, że rozliczyła się z biurem. Mówi, że nie dostała od biura żadnych pieniędzy.
Po transakcji okazało się, że ze starszą panią mieszkał jej siostrzeniec, który nie zamierza wyprowadzić się z mieszkania na Bałutach. A to oznacza, że spółka, która kupiła od biura to mieszkanie, ma teraz problem.
Jeden z klientów biura, który czuje się oszukany, trafił do mieszkania bez prądu. Wcześniej pan Jerzy mieszkał w bloku na Retkini. Mieszkanie było zadłużone na ponad 50 tys. zł. Zjawił się u niego ojciec właścicielki biura obrotu nieruchomościami z propozycją sprzedania mieszkania i pokrycia zadłużenia.
Prokuratury ustaliła, że w obecności notariusza podpisano pełnomocnictwo dla przedstawiciela biura na sprzedaż mieszkania. Mieszkanie miało zostać sprzedane za 115 tys. zł, pomimo protestu pana Jerzego. Mieszkanie zostało sprzedane gdy przebywał w szpitalu. Został wymeldowany i zamieszkał u niejakiej pani Geni - jednej z klientek wspomnianego biura, które potem przeprowadziło go do prywatnej kamienicy na tzw. Starym Widzewie. Pan Jerzy twierdzi, że biuro nie rozliczyło się z nim po tym, jak pokryło długi i sprzedało jego mieszkanie.
Prokuratura bada, czy biuro nie dopuściło się oszustw - w tej i innych sprawach.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?