Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bartosz Zimny: nie jestem szeryfem reklamowym [zdjęcia]

Redakcja
Z Bartoszem Zimnym rozmawiamy o walce z reklamami i jakości przestrzeni publicznej w Łodzi.

Trzy lata temu na społecznościowym portalu Facebook powstał profil "Łódź bez reklam". Założył go łodzianin Bartosz Zimny, który pokazując przykłady różnych reklam z miasta, chce zwracać uwagę na jakość przestrzeni publicznej w Łodzi. Profil ma już ponad 1,1 tys. fanów.

Daniel Siwak: Jak powstała Łódź bez reklam?
Bartosz Zimny: Przez długi okres czasu jeździłem tramwajem aleją Kościuszki. Szczególnie niefajnie było zimą, bo na zewnątrz był szaro, buro, brudno, a do tego te kolorowe reklamy. Zastanawiałem się, jak dotrzeć do ludzi z tym problemem, bo oni tego nie rozumieją. Nie chodzi o to, aby reklamy całkowicie usuwać. Chodzi o to, żeby to jakoś ogarnąć.

Dlaczego akurat Facebook, a nie blog czy strona internetowa?

Przez Facebooka łatwiej jest dotrzeć do ludzi. Mam wrażenie, że w Łodzi jest dość spora grupa osób, które udzielają się w różnych wątkach istotnych dla miasta. Interesują się otoczeniem. Przeciętny Kowalski pewnych problemów nie widzi lub nie chce widzieć.

Na co dzień jest pan związany zawodowo z architekturą.

Architektura to nie jest tylko siedzenie przy desce kreślarskiej. Mój promotor mówił, że warto widzieć więcej. Jak się jest architektem, to gdy się patrzy na miasto, można dostrzec wiele innych zjawisk, których na pierwszy rzut oka nie widać. Jedną z takich warstw jest warstwa komercyjna, czyli sklepy, galerie handlowe i fakt, że muszą się promować.

Ale reklamy, bo do tego chyba zmierzamy, nie istnieją od dzisiaj. One były, są i zapewne będą.

Oczywiście. Tak było od zawsze i nic się nie zmieniło. Jednak można mieć w tym pewien umiar. Można robić coś mądrze, a można robić coś zupełnie bezmyślnie. Jak mamy serwis dorabiania kluczy, to u nas nie może być jeden napis "ślusarz". Musi być kilka napisów o dorabianiu kluczy, potem jeszcze kilka kolejnych o wymianie zamków i jeszcze kilkanaście o wymianie kluczy. A jak mamy dwóch obok siebie, to są tak zareklamowani, że nie widać ani jednego ani drugiego.



Trzy lata, to jednak spory okres czasu. Czy można powiedzieć, że przesiąkł już pan tymi reklamami?

Tak. Codziennie mam aparat ze sobą. Praktycznie weszło mi to w krew od razu. Choć na początku miałem dość długi start, że tak powiem. Mówiłem sobie, że najpierw jutro zacznę fotografować te reklamy. Potem, że pojutrze i tak odkładałem. Jednak któregoś dnia siedziałem z kolegami i w końcu strona powstała. Zajęło to dwie godziny i od tego czasu działam.

**W ogóle to, że jesteśmy w centrum Łodzi - przy

ulicy Piotrkowskiej

i nie mamy witryny zaklejonej reklamami, to wielkie szczęście.**

To, że teraz siedzimy przy miarę ładnym widoku na zewnątrz, to jest ewenement. Co więcej moglibyśmy siedzieć w miejscu, gdzie byśmy na zewnątrz widzieli same reklamy.

Ulica Piotrkowska to już chyba taki przykład tego dysonansu reklamowego. A jak jest w innych częściach miasta?

Mamy nowy biurowiec Green Horizon na rondzie Solidarności. Czarna bryła budynku, miejsce na reklamy przygotowane na dachu, ale na dole wprowadził się bank PKO, który jest totalnym niszczycielem przestrzeni i zakleił białymi płachtami witryny. Mamy biurowiec University Business Park przy alei Kościuszki, gdzie na parterze mieści się Tax Care. I co? Sześć czy siedem okien zaklejonych białymi plakatami. Mamy biurowiec Cross Point przy Milionowej, gdzie mamy ciekawą, szklaną bryłę i na parterze Raiffeisen Polbank zakleił swoje witryny. Tym sposobem bank pluje żółcią na sam budynek i okolicę. Zgroza. Takich przykładów jest wiele.

Jest pan w stanie wymienić taki "Top 5" najbardziej ingerujących podmiotów w łódzką przestrzeń publiczną?

Przede wszystkim stacje benzynowe. Czy muszą pojawiać się przy nich wielkie banery z hasłami "z nami dojedziesz najdalej" czy "u nas masz najlepsze paliwo"? Tym sposobem mamy kilkanaście szpecących i nikomu niepotrzebnych reklam. Kolejne na tej liście są kredyty chwilówki oraz wszelkie instytucje bankowe i parabankowe. Te ostatnie szczególnie dziesiątkują Łódź. Są w stanie w ciągu jednej nocy pokryć jakimiś reklamami całe miasto.

Zaczyna się robić tego strasznie dużo.

Niestety. Kolejnym miejscem na mojej liście jest miasto i reklamy w międzytorzu. Reklamy ciągną się tam po prostu kilometrami. Ich zadaniem jest jedynie ograniczanie widoku. Jadąc autem nie widzę miasta tylko te reklamy. Najgorsze jest to, że takie coś występuje tylko w Łodzi. To jest chyba kolejny największy szkodnik.

Kiedyś rozmawiając z Bartoszem Stępniem zapytałem czy zjadł on przysłowiowe zęby na temacie łódzkich murali, którymi się zajmuje. Okazało się, że "zjadł" dwa aparaty. A jak jest u pana?

Sprzęt dobrze służy. To jest ciekawe, bo kupiłem sobie aparat, aby się jakoś realizować też w pracy, a teraz przede wszystkim służy do fotografowania reklam. Zrobiłem już coś około trzech tysięcy zdjęć.

Były jakieś sytuacje niebezpiecznie podczas robienia zdjęć?

Niebezpiecznych nie było, ale były ciekawe. Kiedyś robiłem z zewnątrz jakąś reklamę, przyszedł właściciel i powiedział, że sobie tego nie życzy. Dziwna sytuacja, bo po co ją montuje, jak nie chce aby ją oglądać, a tym bardziej fotografować.

Coś szczególnego pana denerwuje w przestrzeni miejskiej?

Tak, to Teatr Wielki przy placu Dąbrowskiego. Jest to bardzo ładny budynek i kiedy na łączniku były wymieniane okna, widać było dekoracje stojące tam, nawet dzieciaki się zatrzymywały, aby popatrzeć na to. Teraz okupują go dwa dwa banery. Jeden to baner Dziennika Łódzkiego. Kiedy zadzwoniłem tam, nikt nie chciał mi powiedzieć, czemu na takim budynku wisi taka płachta. Drugi to baner województwa z hasłem "Łódź nabiera prędkości". To tak samo, jakby napisać, że w łódzkim jest ładna pogoda. Jest to nic nie znaczące hasło, a rozmiary baneru gigantyczne.

Jak pan ocenia działania służb konserwatorskich?

- Osobiście współczuję konserwatorowi, plastykowi i architektowi miasta, bo byliby skuteczniejsi mając pewne narzędzia. Tych narzędzi niestety nie mają, a walka z reklamą przecież nie jest ich jedynym zajęciem.

**W jednym z miast dostrzegli pana działania i powstał tam podobny profil**.

W Krakowie. To też jest ciekawe, bo krakowianie mając park kulturowy zauważyli, że są inne obszary jak Nowa Huta czy okolice dworca, na których reklama wdziera się w przestrzeń publiczną w ogromnym wymiarze.

Czuje się pan takim szeryfem reklamowym, który czasem piętnuje, a czasem rozprawia się ze szpecącymi reklamami?

Nie. Choć może i bym chciał, ale dla własnego komfortu psychicznego lepiej być obserwatorem, a nie myśliwym.

Dziękuję za rozmowę.

Zobaczcie profil "Łódź bez reklam".

Zobacz materiały o wydarzeniach w Łodzi

Mieszkanie dla żakaPopularne imionaĆwirek w parkuDupa Tuwima
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto