- Ochroniarze ustalili miejsce zamieszkania przyjaciółki biznesmena - informuje podinsp. Joanna Kącka, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - W sobotę po północy, gdy para wsiadała do taksówki, wciągnęli 28-latka do swojego samochodu i odjechali. Znajoma pokrzywdzonego zaalarmowała policję.
Policjanci ustalili, że biznesmen został przewieziony nad Stawy Jana. Tam namierzono dwa samochody, którymi poruszali się sprawcy. Przedsiębiorcę uwolniono i zatrzymano pięć z dziewięciu obecnych na miejscu osób.
Jak ustalono, biznesmen nie był w stanie wywiązać się ze zobowiązań finansowych wobec pracowników. Zamierzali więc pojechać z nim do Gdańska, by otrzymać rekompensatę w innej formie, np. samochodu.
- Pięciu mężczyzn w wieku od 26 do 31 lat zostało przesłuchanych - mówi rzeczniczka KWP. - Trzech usłyszało zarzuty stosowania przemocy w celu wymuszenia zwrotu wierzytelności, co zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat 5. Do tej pory nie byli notowani.
Do policji na razie nie wpłynęło dotąd zawiadomienie od osób pokrzywdzonych przez biznesmena.
- Szacujemy wstępnie, że poszkodowanych może być ok. 200 osób - mówi Nadia Lazam, jego była pracownica, która próbuje odzyskać zaległą wypłatę. - To roznosiciele ulotek, modelki, taksówkarze, ochroniarze, właściciele firm reklamowych, restauracji.
Przypomnijmy, że biznesmen wydzierżawił teren od łódzkiego MOSiR-u i organizował tam różne imprezy. Ponieważ zakłócały spokój okolicznym mieszkańcom i pacjentom Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki, umowę wypowiedziano. Dodatkowym argumentem były zaległości w opłatach, w efekcie czego MOSiR zdecydował się odłączyć prąd, pozbawiając go też kilkunastu właścicieli straganów i punktów gastronomicznych, którzy płacili biznesmenowi za możliwość handlu nad Stawami Jana.
Jak się okazuje, 28-latek z Gdańska był wielokrotnie notowany za oszustwa.
W niedzielę nad Stawami Jana miała się odbyć impreza plenerowa. Zamiast muzyki i punktów gastronomicznych, na wypoczywające osoby czekały... sterty śmieci.
- Wiele osób nas pyta, dlaczego nie ma gastronomii - mówią ratownicy pilnujący bezpieczeństwa nad stawami.
- Byliśmy wcześniej, można było coś zjeść i napić się, teraz nic nie ma - dziwi się małżeństwo z dzieckiem. - A do tego jeszcze ten śmietnik. Jak można coś takiego zostawić, wiedząc, że tu wypoczywają ludzie?!
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?