18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo Barbary Kaczały. Brat stanął przed sądem

Barbara Sadłowska, Agnieszka Kledzik
Janusz M., mieszkaniec Ostrówek, oskarżony o zamordowanie swojej siostry, twierdzi, że nie zabił, tylko doszło do nieszczęśliwego wypadku.

W Poznaniu ruszył proces brata oskarżonego o zamordowanie swojej siostry - Barbary Kaczały z Piły. 57-letni mieszkaniec Ostrówek pod Chodzieżą po zatrzymaniu przyznał się do winy. W sądzie jednak Janusz M. powiedział, że wcześniej kłamał i ze zniknięciem Barbary Kaczały. nie ma nic wspólnego.

Prokurator Łukasz Biela z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu oskarżył Janusza M. o to, że 11 maja 2011 roku popchnął 53-letnią Barbarę K. na schody, a potem udusił ranną w głowę kobietę. Zwłoki spalił, a prochy wrzucił do rzeki. Jego żonie Danucie M. zarzucił... umycie zakrwawionej podłogi, co w tym przypadku było zatarciem śladów zbrodni oraz utrudnianie postępowania karnego w sprawie zaginięcia Barbary K. Początkowo bowiem policja przez blisko rok poszukiwała siostry oskarżonego, który zgłosił jej zaginięcie w czerwcu 2011 roku.

Barbara Kaczała niemal całe życie mieszkała w Pile. Wychowywała się w adopcyjnej rodzinie. Po śmierci przybranych rodziców, sprzedała dom i przeniosła się do małego mieszkania na Jadwiżynie. Wówczas też zacieśniła kontakty z biologiczną matką oraz bratem i siostrą. Gdy przeszła na emeryturę brat namówił ją do sprzedania mieszkania i przeniesienia się do niego na wieś pod Chodzieżą.

Po zatrzymaniu Janusz M. częściowo przyznał się do winy - twierdził, że nie udusił siostry, która zmarła po upadku na schody. Mówił wówczas, że Barbara K. zamieszkała w ich domu w Ostrówkach w 2009 roku.

- Płakała, mówiła, że czuje się samotna - wyjaśniał Janusz M. Podobno chciał, żeby Barbara K. zapisała swoje mieszkanie w Pile jego córce, ale siostra wolała je sprzedać - za 90 tysięcy. Ustalili, że przekaże bratu 15 tysięcy na budowę dodatkowego pokoju i naprawę dachu. Janusz M. otrzymał też 55 tysięcy, które miał ulokować w banku. Zrobił to. Lokata była na jego nazwisko.

Według jego wyjaśnień, 25 maja rano, gdy wychodził do pracy, siostra wszczęła awanturę. Odgrażała się, że go zniszczy i zabierze mu dom.

- Wtedy zdarzył się wypadek... Zaczęła mnie szarpać, odruchowo uderzyłem i przewróciliśmy się. Gdy ją podnosiłem, wyślizgnęła mi się z rąk, upadła i znowu uderzyła się w głowę. Wpadłem w panikę. Nie wiedziałem, co robić, gdy sprawdziłem, że nie ma tętna i nie oddycha. Stanęło mi przed oczami całe życie: żona, dzieciaki, kredyty. Pomyślałem, że jak mnie przymkną, żona sama nie da sobie rady - mówił wówczas. Jego dom był obciążony przeszło 100-tysięczną hipoteką. Miesięczna rata kredytu wynosiła tysiąc złotych. On sam zarabiał 3 tysiące, żona - połowę mniej.

>>> Zobacz też: Zaginiona Barbara Kaczała jednak nie żyje

Wyniósł więc ciało do garażu, ukrył pod deskami. Umył podłogę. Spalił torebkę i torbę siostry. Przez dwie noce jeździł w okolice Białośliwia nad Noteć. Z paliwem, drewnem opałowym. Potem zabrał zwłoki i beczkę. Umieścił w niej ciało - nogi wystawały i palił tak długo. Dla lepszego "cugu" porobił dziury w beczce, a gdy na jej dnie zostało może z 20 centymetrów popiołu, wrzucił prochy do rzeki.

Barbara Kaczała do dziś nie ma swojego grobu. W sytuacji, gdy nie ma szczątków ofiary, możliwy jest jedynie pogrzeb symboliczny, ale jej biologiczna rodzina jak dotąd nie wystąpiła o jego organizację.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pila.naszemiasto.pl Nasze Miasto