Za rok nauki na kierunku lekarsko-dentystycznym w trybie wieczorowym na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi trzeba zapłacić 32 tys. zł. To o 8 tys. więcej niż rok temu. Na kierunku lekarskim, na Wydziale Medycznym i Wojskowo-Lekarskim czesne wynosi 24 tys. rocznie. To o 4 tysiące więcej niż w poprzednim roku akademickim. Niewiele taniej jest na farmacji, gdzie studenci płacą 16 tys. zł rocznie. To najwyższe opłaty w Polsce. Za naukę na kierunku lekarsko--dentystycznym na warszawskim Uniwersytecie Medycznym studenci płacą 30 tysięcy, mimo zdecydowanie wyższych zarobków w stolicy.
- Za studia płaci się tyle, ile one rzeczywiście kosztują. Rząd nie dotuje nam studiów niestacjonarnych, a koszty są znaczące. Uczymy w małych grupach, bo nad pacjentem nie może stać 12 osób. Studenci zużywają materiały, wiertła, pracują w laboratoriach - to wszystko kosztuje. Ale opłaty nigdy nie wzrastają w trakcie nauki - mówi Michał Sobczak, kierownik działu rekrutacji UM.
Jedna czwarta studentów w Łódzkiem kształci się na uczelniach publicznych, ale w trybie niestacjonarnym. Wiele uczelni skorzystało z furtki, jaką zostawiło im Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Ustawa z 2005 roku otworzyła przed nimi możliwość stworzenia studiów stacjonarnych, finansowanych przez państwo i niestacjonarnych, prowadzonych umownie w trybie wieczorowym, za które student musi zapłacić sam. Ministerstwo nie kontroluje studiów niestacjonarnych i nie ma wpływu na ustalane czesne.
- To są w pełni autonomiczne decyzje uczelni. My nie koordynujemy liczby miejsc ani opłat, jakie muszą ponosić studenci studiów niestacjonarnych. Dla uczelni to dodatkowe źródło dochodów - mówi Bartosz Loba, rzecznik prasowy MNiSW. - Są jednak prawne ograniczenia. Uczelnia nie może stworzyć większej liczby miejsc na studiach niestacjonarnych niż stacjonarnych.
Studia z elitarnych stały się już masowymi. - Pozostaje kwestia jakości kształcenia i poziomu studiów, a co za tym idzie przyszłych absolwentów. Uczelnie stoją przed dużym wyzwaniem, a na skutki musimy poczekać parę lat - mówi dr Bartłomiej Gorlewski, ekonomista z Głównej Szkoły Handlowej i autor raportu "(Bez)płatne studia". - Na 1,93 mln polskich studentów, 640 tys. to studenci uczelni niepublicznych, a 440 tys. niestacjonarni studenci uczelni publicznych i ta liczba będzie wzrastać - zauważa dr Gorlewski.
- Do tej pory nie przeprowadzono badań dotyczących sytuacji materialnej studentów dziennych, ale jak wiadomo, większość studentów medycyny w czasie nauki w liceum uczęszczało na specjalistyczne kursy i wydawało dużo pieniędzy na indywidualne korepetycje. I to oni dostali się na studia dzienne. Kolejną grupą, która może sobie pozwolić na studia w umownym trybie wieczorowym, są ci jeszcze bardziej zamożni, bo studia są drogie. Bardziej zdolni, ale biedni, nie mają szans - ocenia dr Gorlewski.
To może doprowadzić do spadku jakości kształcenia - alarmują eksperci. - Zauważamy to zjawisko, dlatego wprowadzamy nowelizacje ustawy, które mają przyczynić się do poprawy jakości kształcenia, choćby przez dodatkowe dotacje - mówi Bartosz Loba.
Studia niestacjonarne odbywają się w trybie wieczorowym, żeby student mógł też pracować. - Ale na studiach medycznych to niemożliwe. Zajęcia odbywają się przez cały dzień, bo w programie mamy ponad dwa razy więcej godzin niż na studiach ekonomicznych - przyznaje Michał Sobczak.
Wśród najdroższych kierunków na studiach niestacjonarnych są jeszcze: architektura wnętrz, wokalistyka, wzornictwo, archeologia i grafika.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?