Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wielka Płyta. Zobacz jak budowano osiedla w Łodzi w czasach PRL

Anna Gronczewska
Grzegorz Gałasiński
Niedawno specjaliści sprawdzali wytrzymałość bloków zbudowanych z tzw. wielkiej płyty w czasach PRL. Niebezpieczeństwa nie ma. Postoją jeszcze wiele lat. To jednak dobra okazja, żeby przypomnieć historię łódzkich osiedli.

Przed wojną większość łodzian mieszkała w kamieniach. W mniejszych lub większych, znajdujących się w centrum miasta lub na jego obrzeżach. Po wojnie ich marzeniem stało się mieszkanie w blokach. 80-letnia Lucyna Wasilewska, która wiele lat pracowała w „Unionteksie”, mieszkała w kamienicy przy ul. Targowej. Wprowadziła się tam z rodzicami tuż po wojnie. Mieszkali na trzecim piętrze. Z klatki schodowej wchodziło się do przedpokoju. Z niego do kuchni i dwóch pokoi w amfiladzie.

- Przed wojną musiała to być część większego mieszkania- mówi pani Lucyna. - Ten mniejszy pokój pewnie był służbówką. Było w nim zamurowane wejście. Na początku byliśmy szczęśliwi, że dostaliśmy to mieszkanie. Ale z czasem zaczęło nam doskwierać. Trzeba było palić w piecu, nosić węgiel na trzecie piętro. Zrobiliśmy sobie ubikacje, ale na wannę nie było miejsca. Z czasem zrobiło się ciasno. Wyszłam za mąż, urodziła się dwójka dzieci.

Pani Lucyna marzyła o mieszkaniu w blokach. Z łazienką, centralnym ogrzewaniem. Łódzkie budownictwo mieszkaniowe ruszyło po wojnie. Na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku bloki budowano jeszcze z cegły. Jak choćby te na Dołach lub przy ul. Pojezierskiej. Teofilów i Dąbrowa to już Łódzka Sekcja Mieszkaniowa, Łęczycka - Przędzalniana - W 70, Zgierska - Stefana - WK - 70, a Retkinia to tzw. „Szczecin”.

Większość bloków w minionej epoce budowano z tzw. wielkiej płyty. Pierwszy powstał w Warszawie, na osiedlu Jelonki w 1957 roku. Początkowo nowa technologia wzbudzała zachwyt. Z czasem był jednak coraz mniejszy. Pojawiały się głosy, że takie bloki buduje się na co najwyżej 30 lat. Po tym czasie będą się rozpadać. Lata mijały, a bloki stały. Koniec „wielkiej płyty” obwieszczano w końcu lat 90. XX wieku. Wtedy w Rzeszowie, na osiedlu Nowe Miasto urwała się płyta elewacyjna wieżowca i uszkodziła kilka balkonów. Ostatnio Instytut Techniki Budowlanej zbadał 400 bloków z wielkiej płyty w województwach łódzkim, mazowieckim, śląskim i dolnośląskim. Okazało się, że bloki z wielkiej płyty są bardzo trwałe, a stan tych łódzkich nie różni się pod tym względem od stołecznych czy śląskich.

Grzegorz Michalak wiele lat przepracował na różnych budowach. Stawiał także bloki w Łodzi. Zapewnia, że nie ma obaw, że kiedyś się rozpadną. Mieszka przy ul. Ejsmonda, na osiedlu Widzew-Wschód w bloku, który zbudowano z „wielkiej płyty”.

- Oczywiście te z cegły są lepsze, bo ściana oddycha, pracuje - wyjaśnia fachowo pan Grzegorz. - Przy wielkiej płycie jest z tym gorzej. Zwłaszcza, że niekiedy do ocieplania ścian używano gaszonej szlaki... Ale te bloki jeszcze z 50 lat wytrzymają. A może i dłużej.

Dąbrowa

Robotnicza Łódź miała wielkie zasługi w rozwoju budownictwa z wielkiej płyty. Jednym z najsłynniejszych w Polsce systemów w jakich budowano bloki była Łódzka Sekcją Mieszkaniową. System ten polegał m. in. na tym, żeby budować dużo i tanio. Choć jedna z jego dyrektyw zaznaczała, że mieszkania mają być... ludzkie. ŁSM decydował o rozkładzie mieszkań wielu bloków, które w latach 60. wybudowano na Dąbrowie. I na tym osiedlu, przy ul. Gojawiczyńskiej, swoje wymarzone „M” dostała Lucyna Wasilewska. Mieszka tam do dziś. Tak jak w wielu mieszkaniach na Dąbrowie jej M-3 ma około 37 mkw. Składa się z dwóch pokoi, małej łazienki i kuchni. Pani Lucyna kiedyś była zachwycona tym mieszkaniem, zwłaszcza gdy z mężem i dziećmi przeprowadziła się z ul. Targowej. Teraz ma inne zdanie.

- Nie wiem kto projektował te mieszkania - mówi kobieta. - Łazienka jest tak mała, że nie mogę ustawić w niej pralki. Stoi w kuchni... Duży pokój jest bardzo nieustawny. Wchodzi się do niego do małego pokoju, kuchni i oczywiście przedpokoju. Przedpokój jest tak wąski, że dwie grubsze osoby z trudem się w nim zmieszczą. Ale mąż umarł, dzieci poszły na swoje, więc takie mieszkanie mi wystarczy.

Pani Lucyna i inni mieszkańcy Dąbrowy, ale też Teofilowa, powinni się cieszyć, że nie zafundowano im takich mieszkań jak na osiedlu Szuwary w Szczecinie. Tam zbudowano bloki, gdzie lokatorzy jednego piętra mieli wspólną toaletę. W Łodzi też chciano tak budować, ale zaprotestowała przeciw temu Michalina Tatarkówna-Majkowska, która była wtedy I sekretarzem Komitetu Łódzkiego PZPR. Nie udało się jednak uniknąć w Łodzi budowy mieszkań z tzw. ślepą kuchnią. Są m.in. na Dąbrowie, w bloku stojącym na rogu ul. Felińskiego i Kadłubka. Okno w kuchni wychodzi do ubikacji. Blok ten charakteryzuje się też wyjątkowo małymi oknami.

Dąbrowa to jedno z najstarszych łódzkich osiedli mieszkaniowych. Według jego projektantów zamieszkać miało tu 50 tysięcy łodzian. Pierwsze bloki zaczęto tu budować na początku lat 60. Projektowali je architekci z Krakowa. To ich dziełem są ślepe kuchnie i małe metraże, z których przez lata słynęło to osiedle.

- Ja na tych 37 metrach mieszkałam z mężem i dwójką dzieci. Nie narzekaliśmy. Byliśmy szczęśliwi, że dostaliśmy takie mieszkanie. Wcześniej gnieździliśmy się w jednym pokoju w kamienicy przy ul. Świerczewskiego, dziś Radwańskiej. Nie było żadnych wygód. To mieszkanie na Dąbrowie było dla nas jak gwiazdka z nieba. Dziś młodzi oczekują czegoś wygodniejszego, szukają lepszego mieszkania. Jak umrę to pewnie moja wnuczka pomieszka tu kilka lat i także poszuka czegoś większego- mówi Janina Kobierska, jedna z mieszkanek bloku na Dąbrowie.

Teofilów

Teofilów to również osiedle budowane w Łódzkiej Sekcji Mieszkaniowej. Tam jednak wiele mieszkań ma lepszy rozkład niż te na Dąbrowie. Choć do budowy części z bloków użyto... pyłów pochodzących z elektrociepłowni. Janina Nowak mieszka na Teofilowie od lat 60. i nie narzeka. Nie wyprowadziłaby się stąd na żadne inne osiedle.

- Mam M-4, 45 metrów kwadratowych, dwa pokoje z kuchnią - mówi. - Dla mnie to duże mieszkanie. Nawet jak mąż żył to też nam ciasno nie było. Najważniejsze, że nie trzeba palić w piecach. Mieszkaliśmy kiedyś przy ul. Wojska Polskiego. Ile my się tego węgla na drugie piętro nanosiliśmy? A ubikacje mieliśmy w podwórku. Dlatego zgrzeszyłabym, gdym powiedziała złe słowo na to mieszkanie na łódzkim Teofilowie.

Pan Stanisław, były pracownik „Skogaru” na Teofilów, do bloku przy ul. Lnianej wprowadził się z rodziną blisko pół wieku temu. Nie zapomni jak się cieszył, gdy dowiedział się, że dostali z żoną to swoje wymarzone „M” w blokach.

- Pamiętam, że żona przyszła do mnie do pracy i powiedziała, że dostaliśmy mieszkanie - wspomina. - Mieszkanie miało tylko mały minus. Było na parterze. Poszedłem więc do spółdzielni i zapytałem czy jest szansa, żeby zamienić je na piętro. Powiedzieli, że tak, tylko muszę poczekać przynajmniej rok. Zbliżała się zima, mieszkaliśmy w starym budownictwie przy ul. Limanowskiego, trzeba by było znów palić w piecach. Zdecydowaliśmy się na ten parter.

Blok przy ul. Lnianej jest dosyć nietypowy. Ma tylko trzy piętra. Podobno dlatego, że postawiono go obok gospodarstwa ogrodniczego. Gdyby był o piętro wyższy to zasłaniałby światło docierające do szklarni... Inny blok przy ul. Lnianej zbudowano jako eksperymentalny. Gdy wprowadzali się do niego lokatorzy to od razu mieli w przedpokojach szafy. Oczywiście musieli za to zapłacić... Pan Stanisław, gdy patrzy na ceramiczne płytki ułożone w przedpokoju z rozrzewnieniem wspomina płytki PCV, które zastał, gdy wprowadzał się do mieszkania. Były wtedy nowością. Płytki PCV były większe od płyt chodnikowych...

Osiedle Teofilów powstało m.in. na terenie dawnej wsi Grabieniec, która została włączona do Łodzi w 1946 r. Wtedy nikt pewnie nie przypuszczał, że w tym miejscu powstaną bloki i wielkie zakłady przemysłowe. W połowie lat 60. jedna z ogólnopolskich gazet pisała, że na dawnych polach Grabieńca stoi już 12 bloków.

- Ta największa dzielnica Łodzi ma liczyć 50 tys. mieszkańców i sięgnie aż po Żabieniec, gdzie stoi dziś w osamotnieniu, z dala od miasta jedno z najwspanialszych dzieł architektury przemysłowej fabryka „Elta” - tak pisał przed ponad 40 laty łódzki korespondent warszawskiej gazety.

Dopóki nie wybudowano Retkini i Widzewa-Wschodu Teofilów był rzeczywiście największym łódzkim osiedlem mieszkaniowym, bo miana dzielnicy się nie doczekał. Łodzianka Zofia Kowalczyk, skończyła 80 lat i może się pochwalić, że na Teofilowie mieszka niemal od początku, czyli od 1965 roku. Może dziś jej „M” nie należy do najpiękniejszych, ale jak na tamte czasy było nowoczesne.

- Najważniejsze, że mieszkanie jest rozkładowe - mówi z dumą pani Zofia. - Mam 45 metrów, dwa pokoje - jeden większy, drugi mniejszy, przedpokój i niewielką kuchnię.

Teofilów był projektowany pod uważnym nadzorem władz miasta. Janina Urbankiewicz, łódzka urbanistka, opowiadała nam, że kiedyś projektantów Teofilowa odwiedził sekretarz z łódzkiego komitetu PZPR, odpowiedzialny za budownictwo. Zobaczył makietę osiedla i stwierdził, że trzeba przesunąć jeden z wieżowców. Podniósł go i ustawił w innym miejscu.

- Ale panie pierwszy sekretarzu w tym miejscu jest staw - stwierdził jeden z architektów. Delikatnie zaznaczył, że na tak grząskim terenie trudno budować dom, a co dopiero wieżowiec.

Pani Janina zaprojektowała na Teofilowie pierwsze w Łodzi korty tenisowe. Wywołało to oburzenie Jerzego Lorenca, ówczesnego prezydenta miasta. Na zebraniu ogłosił publicznie, że pani Urbankiewicz buduje w robotniczej Łodzi korty, jakby nie można było propagować powszechnych sportów ludu pracującego jak siatkówka czy koszykówka... Korty więc nie powstały.

Teofilów dzieli się na cztery części. Po drugiej stronie ul. Aleksandrowskiej znajduje się Teofilów Przemysłowy. Rozciąga się on między torami PKP a ul. Szczecińską. Swoją nazwę zawdzięcza temu, że wybudowano tam wiele zakładów przemysłowych. Jak choćby nieistniejące już Łódzkie Zakłady Przemysłu Skórzanego „Skogar”. Dalej istnieją zakłady „Elta”, jedna z największych teofilowskich fabryk. Tyle, że nie nazywa się już „Elta”, a należy do koncernu ABB. Pozostały też zakłady tekstylno-konfekcyjne „Teofilów”. Po drugiej stronie ul. Aleksandrowskiej jest Teofilów Mieszkaniowy. Podzielony został na trzy tzw. podosiedla. Najstarszy to Teofilów A. Obejmuje on osiedle W. Reymonta i rozciąga się od stacji PKP Łódź Żabieniec do ul. Traktorowej. Teofilów B to osiedle S. Żeromskiego. Zajmuje teren od ul. Traktorowej do ul. Kaczeńcowej. Natomiast Teofilów C to osiedle M. Konopnickiej i tzw. osiedle Rogatka oraz domy jednorodzinne. Jego granice wyznaczają ul. Kaczeńcowa i ul. Szczecińska.

Janusz Nowicki był jednym z pierwszym lokatorów Teofilowa. W 1964 roku wprowadził się do bloków przy ul. Aleksandrowskiej, na Teofilowie A.

- Pierwsze bloki na osiedlu wybudowały zakłady Elta- wspomina pan Janusz. - Też znajdowały się przy ul. Aleksandrowskiej. Dopiero później powstały bloki spółdzielcze. W miejscu, gdzie stoi dziś „Teofil” rosło zboże...

Łódzka architekt Stefania Stanisławska projektowała m.in. bloki na Teofilowie. Opowiadała nam, że było to pierwsze spółdzielcze osiedle w Łodzi. Budowała go spółdzielnia „Lokator”. Projektowała m.in. bloki przy ul. Aleksandrowskiej, które charakteryzowały się falistymi balkonami z eternitu.

- Nikt nie wiedział, że eternit jest szkodliwy, zdarto go i teraz na tych balkonach są same pręty - mówiła nam Stefania Stanisławska.

Teofilów też budowano w systemie znanym w całej Polsce jako Łódzka Sekcja Mieszkaniowa. Janina Urbankiewicz planowała zieleń na Teofilowie. Wspominała, że największą zmorą były czyny społeczne. A z wielką pasją organizował je lokalny działacz. Czyn społeczny wyglądał zwykle tak, że przywożono na osiedle rośliny. Mieszkańcy brali je i sadzili tam gdzie chcieli. Nie liczyły się przygotowane wcześniej projekty.

- Zgodnie z nimi przy śmietnikach miały rosnąć wierzby płaczące, tak by przez trzy czwarte roku zakryte były te śmieci - mówiła nam Janina Urbankiewicz. - Natomiast przed domami miały rosnąć przepiękne krzewy. A kończyło się tak, że mieszkańcy brali wierzby i sadzili je przed blokami, a przy śmietnikach te piękne krzewy. Tylko zieleń na Teofilowie C została posadzona zgodnie z moim projektem.

Retkinia

To obecnie jedno z największych łódzkich osiedli mieszkaniowych, jeśli nie największe. Mieszka tam ponad 70 tysięcy łodzian. Jego główną projektantką była nieżyjąca już Krystyna Krygier. W 1966 roku zespół, którym kierowała wygrał konkurs na zaprojektowanie osiedla, które z czasem stało się wielką sypialnią Łodzi. Retkinię budowano według tzw. systemu Szczecin, z wielkiej płyty. Betonowe bloki były jednocześnie ścianami działowymi i konstrukcją. Blokowy układ sprawiał, że mieszkania na całym osiedlu mają niemal ten sam rozkład. Różnią się tylko liczbą pokoi.

- Możliwości były ograniczone - mówiła nam przed laty Krystyna Krygier.

Ale w tamtych czasach wiele osób marzyło, by zamieszkać na Retkini. Jak na lata 70. bowiem mieszkania były duże, rozkładowe. Nikomu nie przeszkadzało, że wszystkie były takie same. M-3 miały 43 m kw, a M-4 - 53 m kw. Był duży przedpokój, z którego wchodziło się do największego pokoju, mającego 16 m kw. Naprzeciw był mniejszy pokój, obok niezbyt duża kuchnia. Z przedpokoju wchodziło się do łazienki i ubikacji.

- Tak wygląda układ w mieszkaniu typu M 3 - wyjaśnia Paweł Rosiński, 54-letni inżynier od dziecka mieszkający na Retkini. - Bo tego typu M-4 mają jeszcze jeden pokój. Nazywany był przez mieszkańców Retkini „tramwajem”. Nazwę te zawdzięcza temu, że jest długi, wąski i przez to bardzo nieustawny.

Na Retkini, zresztą jak na większości łódzkich osiedli, mieszkania były takie same. Gdy do tego doda się jeszcze podobne meble, którymi były urządzone, wyglądały często bardzo podobnie. Nic więc dziwnego, że dochodziło do pomyłek.

- Jako dziewczynka mieszkałam z rodzicami w bloku przy ulicy Popiełuszki, wtedy jeszcze nazywającej się Salvadore’a Allende - wspomina Joanna Cegielska, nauczycielka. - Były to czasy, gdy w klatkach nie było domofonów. Mieliśmy wtedy co jakiś czas gościa. Ten pan mieszkał w klatce obok. I gdy wracał do domu po jednym głębszym, często mylił się i przychodził do nas. Najpierw próbował otworzyć drzwi kluczem, jak się nie udawało to naciskał na klamkę i wchodził do środka. Raz wszedł, usiadł na wersalce i... zasnął.

Krystyna Krygier opowiadała nam, że chciała stworzyć na Retkni tzw. mieszkania wielopokoleniowe. W jednym pomieszczeniu były dwa oddzielne mieszkania. Wchodziło się do wspólnego przedpokoju, a z niego do dwóch oddzielnych M.

- W jednym mieszkaliby dziadkowie, a w drugim ich dzieci - tłumaczyła Krystyna Krygier. - Nie udało się jednak zrealizować tego projektu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto