Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Łodzi urzędnicy i straż miejska ponieśli kolejną porażkę w walce z pudlarzami

Tomasz Jabłoński
Na skwerze doszło do dantejskich scen: kobiety własnym ciałem broniły dostępu do towaru.
Na skwerze doszło do dantejskich scen: kobiety własnym ciałem broniły dostępu do towaru. fot. Paweł Łacheta
Do dantejskich scen doszło we wtorek na skwerze u zbiegu ulic Tatrzańskiej i Dąbrowskiego, gdzie urzędnicy w eskorcie strażników miejskich próbowali usunąć tzw. pudełkowych handlarzy.

Było mnóstwo emocji, przepychanki i pyskówki. Kilka kobiet własnym ciałem zasłaniało towar, który miał być zabrany do magazynu. Udało im się. Strażnicy (wykonywali polecenia urzędników) odeszli. Pożegnały ich gwizdy i niecenzuralne okrzyki. Kobiety usłyszały natomiast gromkie oklaski od tłumu gapiów.

Wtorkowe wydarzenia to kolejna odsłona nieudolnej walki władz Łodzi z "pudlarzami". Urzędnicy mówią o nich nielegalni handlarze, ale jednocześnie miejscy inkasenci codziennie pobierają od nich opłatę targową.

- Od lat płacimy do miejskiej kasy za handel, na co każdy ma stosowne paragony, wiele osób prowadzi zarejestrowaną działalność gospodarczą - mówi Monika Lenczewska, która rzuciła się we wtorek na towar i własnym ciałem broniła, by go nie zarekwirowano. - Więc kto tu jest nie w porządku? Gdzie mamy sprzedawać, skoro na miejskich targowiskach nie ma wolnych miejsc? Każdy chce żyć.

Pojawienie się strażników i urzędników z zarządu dróg oraz delegatur UMŁ (ubrani w odblaskowe kamizelki) wywołało nerwowe reakcje nawet wśród osób postronnych.

- Najpierw stwórzcie ludziom miejsca pracy, dajcie jakąś alternatywę. Najłatwiej kogoś wyrzucić, powiedzieć, że jest zakaz handlu - oburza się Kazimierz Młynarski, mieszkający w okolicy. - Kraść mają?

Niewiele było głosów przeciw samym "pudlarzom". Jeśli padały krytyczne zdania, to dotyczyły nieudolnej interwencji.

- Jeśli mają to zlikwidować, to trzeba być stanowczym - mówi Mariola Stańczyk, która przyglądała się zamieszaniu.

Zdenerwowania nie kryli sami strażnicy miejscy.

- To nie może być tak beznadziejnie organizowane - mówili. - Urzędnicy boją się własnego cienia, nie potrafią na miejscu podejmować decyzji, tylko co chwila gdzieś wydzwaniają, a my musimy wysłuchiwać epitetów od zdenerwowanych kupców. Żenada.

* * * * *

Szumnie zapowiadana akcja okazała się totalną porażką urzędników. I nie zmienia tego fakt, że kilku handlarzy zdecydowało się spakować towar i zabrać pudła. Powiedzieli, że i tak pojawią w tych samych miejscach i będą sprzedawać. W przeszłości podobne akcje kończyły się dokładnie tak samo. We wtorek byliśmy więc tylko świadkami kolejnej odsłony zabawy w kotka i myszkę.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto