Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Łodzi jest miejsce na rowery! - rozmowa z Wojtkiem Makowskim z Fundacji Fenomen

Emilia Białecka *Emkanabe*
Emilia Białecka *Emkanabe*
Walczą z absurdami, proponują magistratowi konkretne rozwiązania i mimo przeciwności nie poddają się - Fundacja Fenomen wie, jak z Łodzi zrobić miasto przyjazne rowerzystom.

Zapraszam do wywiadu z Wojtkiem Makowskim z Fundacji Fenomen.
Emilia Białecka:**
Fundacja Fenomen walczy o miejsce dla rowerzystów w Łodzi - począwszy od przycisków zmieniających światło dla rowerzystów, przez ścieżki, aż po kompleksowe potraktowanie sprawy, czyli Kartę Brukselską. Co już udało się osiągnąć Fundacji i z czego jesteś najbardziej zadowolony? **

Wojtek Makowski: Przede wszystkim udało się stworzyć w Łodzi środowisko działające na rzecz rowerów. W Masie Krytycznej jeździ po 400 osób, fora internetowe są bardzo żywe. Jeszcze dwa-trzy lata temu tego tematu w ogóle nie było. Namacalne sukcesy, to zmiana oznakowania na skrzyżowaniu Piotrkowskiej z Mickiewicza, a także na Zielonej i Kilińskiego - rowerzyści mogą jechać tam na wprost, gdy samochody muszą skręcać. Są także pierwsze dobre stojaki na Piotrkowskiej. Mniej namacalne, ale może nawet ważniejsze, są standardy infrastruktury rowerowej, które prezydent podpisał w zeszłym roku. Jest tam napisane, jak projektować trasy rowerowe, jakie powinny być stojaki itp. Na poziomie krajowym nie ma takich regulacji, więc w miastach, gdzie rowerzyści ich sobie nie wywalczą, trudno czegoś wymagać. My możemy - i wymagamy.

Czy macie gotową strategię, by wywiązać się ze zobowiązań, jakie niesie za sobą Karta Brukselska? Jakie pomysły przedstawicie władzom miasta?

Gotowej strategii nie mamy i nie napiszemy jej od zera społecznie, bo już za dużo pomysłów opracowaliśmy społecznie i nie zostały wdrożone. Jak się tak pisze poza urzędem, to potem w urzędzie nie ma nikogo, kto by to głęboko rozumiał i rzeczywiście chciał realizować - a pozarządowo dróg rowerowych budować się nie da. Ale jeżeli w mieście zacznie się ją pisać, to aktywnie się włączymy.

Generalnie, początkiem pisania takiej strategii powinien być wybór: czy mamy więcej pieniędzy na budowanie tras dla rowerów od zera, czy też woli politycznej, żeby zabrać część przestrzeni samochodom? Od tego, czego ile mamy, zależeć będzie kształt strategii. Jeżeli mamy dużo pieniędzy, to możemy zainwestować w zbudowanie wydzielonych dróg rowerowych do centrum z każdego większego osiedla, tam, gdzie mamy akurat wolny teren, nie zabierając nikomu miejsca. W centrum liczymy, że rowerzysta sobie jakoś poradzi bez ścieżek. Takie coś widziałem niedawno w Helsinkach.

Z kolei, jeżeli mamy dużo woli politycznej, to po prostu bierzemy farbę i malujemy pasy dla rowerów na drogach, jakie mamy, w kolorze swojej partii.

Stawiamy masę fotoradarów i nie przejmujemy się, że samochody stoją w korku - niech się przesiądą! Tak zrobił w tym roku Boris Johnson, nowy konserwatywny mer Londynu - drogi stały się pełne niebieskich pasów (za poprzedniego mera malowali czerwone). Możemy też wprowadzać ruch rowerowy bez wydzielenia ścieżek i pasów na wspólną drogę z samochodami, jeżeli zmniejszymy prędkość do 30 km/h. Kontrowersyjne, prawda? Ale na przykład w Berlinie jest tak na 70 procentach ulic.

Bardzo efektywnie wzbudza też ruch rowerowy system**roweru miejskiego. Oczywiście, mówimy tu o systemie, gdzie jest kilkaset stacji, a nie 12, jak w Krakowie. I nie chodzi tu o to, żeby wszyscy jeździli tymi rowerami miejskimi, ale żeby potem kupili swoje. Tak zrowerował się Paryż - ludzie najpierw sobie pojeździli na Velibach, a potem kupili dwa miliony rowerów na własność. I jeżdżą, choć infrastruktura bywa naprawdę słaba. Łódź** się nad tym zastanawiała dwa lata temu, wtedy było sporo krytyki, że po co rower miejski, skoro nie ma gdzie jeździć, ale czy to aby nie działa w drugą stronę? Kiedy pojawia się dużo rowerzystów, jest też duża presja na poprawę infrastruktury i uzasadnienie wydatków na nią. Warszawa zamówiła kosztorys, ile by kosztowało 2000 rowerów w 200 stacjach i wyszło im kilkanaście milionów. Mają to zrobić w przyszłym roku. Trzeba się bacznie przyglądać, jak im pójdzie.

Czy Łódź ma szansę stać się miastem rowerowym do 2020 roku, tak jak zakłada Karta Brukselska?

Tak, mamy wszystko, czego do tego potrzeba! Jesteśmy europejskim miastem, czyli centrum jest bardzo zwarte i wybór, jaki w nim mamy, to albo tramwaje, albo rowery, albo wielka czarna dziura, bo samochody to co najwyżej wszystko rozjadą, ale tego nie obsłużą. Zdecydowana większość podróży jest na dystansie poniżej 7 km, czyli dobrym na rower. Jest też bardzo płasko - więc czego chcieć więcej? Finansowo też to jest do udźwignięcia, w przeciwieństwie do rozwijania infrastruktury dla samochodów, gdzie jedna Trasa Górna kosztuje 420 milionów. Szacuję, że za połowę tej sumy można by zbudować wszystkie potrzebne w Łodzi trasy rowerowe i jeszcze kupić parę tysięcy rowerów miejskich.

Czy sądzisz, że po podpisaniu Karty Brukselskiej przez prezydenta nastąpią zmiany?

Oczywiście, żadne zmiany nie nastąpią po samym podpisaniu. Radni bez sensu uchwałę o Karcie oddzielili od bliźniaczej uchwały w sprawie powołania tzw. oficera rowerowego, który miał być urzędnikiem chodzącym wokół wypełnienia wskaźników Karty. Mam nadzieję, że przyszły prezydent, ktokolwiek nim będzie, wróci do pomysłu, bo w tej chwili nie ma w Urzędzie Miasta nikogo, kto pilnuje spraw rowerowych i może być źródłem wiedzy dla innych urzędników.

Jednym z założeń Karty Brukselskiej jest spowodowanie, że do 2020 roku codziennie z rowerów korzystać będzie więcej łodzian, czy zastanawialiście się nad tym jak ich do tego przekonać?

No cóż, odpowiedź jest jednocześnie prosta i skomplikowana. Jak pokazują badania z Kopenhagi, ludzie jeżdżą rowerami, bo jest to szybkie i łatwe (56 procent). Niezwykle odkrywcze, prawda? Po prostu trzeba sprawić, żeby w Łodzi to też było szybkie i łatwe. Wtedy nie będzie trzeba nikogo przekonywać, ludzie sami wybiorą rowery. Patrząc dalej na badania z Kopenhagi, spora grupa tam mówi, że jeżdżą rowerami, żeby zażyć ruchu, czyli ze względu na troskę o zdrowie (19 procent).

Warto by zrobić kampanię społeczną, ile takie pół godziny rowerem każdego dnia daje, jeśli chodzi o zapobieganie chorobom, długość życia, życie seksualne itp.

W polskich badaniach widać też grupę, która nie jeździ, bo uważa to za niebezpieczne. Żeby ich przekonać do roweru, warto zaoferować szkolenia z jeżdżenia rowerem po mieście z praktykami w rzeczywistym ruchu miejskim. Nawet ludzie świeżo po egzaminie na prawo jazdy, którzy znają przepisy, potrzebują tego, żeby nabrać właściwych odruchów i pewności siebie.

Jaka jest największa bariera w walce o miejsce dla rowerów w Łodzi?

Największym problemem jest przenoszenie przez zarządzających transportem w Łodzi własnych upodobań transportowych na wszystkich mieszkańców. Oni uważają, że poruszanie się samochodem jest naprawdę aspiracją każdego. Są w głębokim błędzie, bo wiele ludzi nie może jeździć samochodem, bo go nie ma, bo ma za mało albo za dużo lat, a niektórzy nie chcą, bo widzą negatywne skutki nadmiernej motoryzacji dla siebie i dla świata.

Tak więc cały czas jesteśmy traktowani jak mała grupa dziwaków, której można zrobić ścieżkę z kostki, jeżeli akurat jest trochę miejsca. Tymczasem my jesteśmy normalnymi obywatelami, którzy po prostu już zdecydowali się jeździć rowerami i działają na rzecz tysięcy innych, którzy też by chcieli, ale nie mogą, bo nie mają jak i gdzie.

Drugi kluczowy problem to brak strategii transportowej w ogóle. Dysputy, które prowadzimy w Zarządzie Dróg i Transportu, mają często charakter bardzo ogólny, wręcz ideologiczny, bo w Łodzi wciąż nie ma dokumentu, który by pokazywał rolę poszczególnych środków transportu. Miała być do końca 2008 roku, ale radni jakoś przestali pytać, kiedy będzie.

Czy przeciwności w dążeniu do celów zniechęcają czy mobilizują?

Sądząc z tego, że jest nas coraz więcej, to chyba jednak mobilizują. Mnie osobiście najbardziej napędza, kiedy urzędnicy, uzasadniając swoje antyrowerowe decyzje, dojdą do jakiegoś szczególnie wyrazistego absurdu.

Aktualnie moim ulubionym jest wywód podpisany przez dyrektora ZDiT, że przyciski na skrzyżowaniach dróg rowerowych w istocie swojej nie są przyciskami, ale detektorami automatycznymi, tylko na tabliczkach "Sygnalizacja uruchamiana przyciskiem" musieli tak napisać, bo "Sygnalizacji uruchamianej detektorem automatycznym" lud by nie zrozumiał.

No właśnie, czy Wasze działania można nazwać walką, czy póki co staraniami?

Bez takich militarnych słów proszę... Rzecznictwo – to jest właściwe słowo.

Jakie Fundacja Fenomen ma nadzieje na przyszłość - te bardziej realne do spełnienia i te mniej realne?

Realny jest piętnastoprocentowy udział rowerów w transporcie miejskim za 10 lat. Nierealne nadzieje - że wszyscy będą jeździć tym czym chcą, a najczęściej samochodem, do każdego miejsca w centrum, a jednocześnie nie będzie korków, tramwaje będą punktualne, Śródmieście pełne życia, a parkowanie nadal będzie kosztowało 2 złote za godzinę.

Czytaj także:
- Manufaktura w weekend 8,9 i 10 października
-
Górka Retkińska częściowo zagospodarowana

Opublikuj materiał i wygraj nawet 500 zł!


Zobacz też na MM Łódź

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto