Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Spacerował wokół bloku, wszyscy wyszli na balkony, wyglądali przez okna". Gospodarskie wizyty Edwarda Gierka w Łodzi i naszym regionie

Anna Gronczewska
Niemal 40 lat temu Edward Gierek przyjechał na dożynki do Piotrkowa Trybunalskiego. Nie była to jedyna wizyta pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w regionie. Towarzysz Gierek często bywał również w Łodzi.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
Niemal 40 lat temu Edward Gierek przyjechał na dożynki do Piotrkowa Trybunalskiego. Nie była to jedyna wizyta pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w regionie. Towarzysz Gierek często bywał również w Łodzi. CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE archiwum Dziennika Łódzkiego
Niemal 40 lat temu Edward Gierek przyjechał na dożynki do Piotrkowa Trybunalskiego. Nie była to jedyna wizyta pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w regionie. Towarzysz Gierek często bywał również w Łodzi.

Zachowało się zdjęcie z 1973 roku, które zrobiono w miejscowości Kalinko, koło Rzgowa, gdzie znajduje się zakład uzdatniania wod pitnej płynącej do Łodzi z Zalewu Sulejowskiego. Pierwszy sekretarz PZPR razem z Piotrem Jaroszewiczem, ówczesnym premierem, trzymają w ręku szklanki i testują smak wody, która dotrze do łódzkich mieszkań. To nie była jednak pierwsza wizyta Gierka w naszym regionie.

Józef Niewiadomski, były prezydent Łodzi i I sekretarz Komitetu Łódzkiego PZPR, zapamiętał spotkanie z Gierkiem w 1971 roku, w Komitecie Łódzkim. Wtedy Edward Gierek zapowiedział budowę zbiornika w Sulejowie i drugiej nitki rurociągu doprowadzającego wodę do Łodzi.

- Brakowało jednak rur o dużym przekroju, którymi miała płynąć woda i to przez 50 km - opowiadał nam Niewia-domski. - Wtedy Gierek obiecał, że załatwi takie rury w zakładach, o ile dobrze pamiętam, w Górce Węglowej, na Śląsku.

Łódzkie miało „gierkówkę”

Gierka mogli też zobaczyć mieszkańcy największego łódzkiego osiedla Retknia. Przyjechał tam, gdy do pierwszego oddanego do użytku bloku, pod nr 2, wprowadzali się lokatorzy. Był rok 1972.

- Do mieszkań nie wchodził, ale spacerował wokół bloku, wszyscy wyszli na balkony, wyglądali przez okna - tak wspomina dziś wizytę pierwszego sekretarza pan Janusz, jeden z mieszkańców osiedla. Wtedy, w 1972 roku, Gierek zaczynał dopiero swe urzędowanie jako I sekretarz PZPR. Ale już sporo obiecywał. Nic więc dziwnego, że wiele polskich dzieci biegających po podwórkach mówiło: Chcesz cukierka, idź do Gierka!

Później Gierek przyjechał do Łodzi, w połowie lat 70., gdy łódzkie włókniarki i włókniarze domagali się podwyżek płac. Odwiedził zakład na Teofilowie.

- Do zamknięcia budżetu brakowało 20-40 mld zł - wspominał Niewiadomski. - Przemysł lekki zobowiązał się do dodatkowej produkcji, żeby uzupełnić dziurę w budżecie. A włókniarki miały dostać podwyżkę

Edward Gierek odwiedził kilka łódzkich zakładów, m.in. Fabrykę Dywanów „Dywilan”. Zachowały się też pamiątkowe zdjęcia Gierka z wizyty na trasie W-Z w Łodzi.

Niewiadomski wie, że niektórzy ze zdziwieniem przyjmą jego słowa, ale czasy Gierka były najlepszymi latami dla Łodzi. W 1971 roku, kiedy w mieście zaczęły się strajki włókniarek, do miasta przyjechało niemal całe biuro polityczne PZPR, ale bez Gierka.

- Wtedy to uchwalono program dla Łodzi, powołano partyjno-rządowy zespół, który miał się tym zająć - mówił nam Józef Niewiadomski. - Na jego czele stanął Eugeniusz Szyr.

Efektem tego programu było wybudowanie w Łodzi 54 nowych zakładów pracy i modernizacja 140.

- Zaczęło się od wybudowania przy ul. Wróblewskiego fabryki produkującej urządzenia do klimatyzacji i wentylacji - dodaje Niewiadomski. - Za czasów Gierka wybudowano 100 tys. mieszkań w Łodzi. Krytykuje się, że są z wielkiej płyty, na radzieckiej licencji. Ale tę technologię Rosjanie ściągnęli z zachodu. Myśmy w Łodzi wybudowali duńską fabrykę domów.

Wiele osób podkreśla, że gierkowski dobrobyt wynika z życia na kredyt. Dopiero niedawno spłacono zaciągnięty w czasach Edwarda Gierka dług sięgający 206 mln dolarów.

- Tak, tylko my później ratowaliśmy gospodarkę sprzedając i prywatyzując to, co wybudowano za czasów Gierka - uważa Niewiadomski.

Z naszym regionem Gierka łączy słynna „gierkówka”, dwupasmowa droga łącząca Warszawę z Katowicami, a przebiegająca przez województwo łódzkie (teraz w jej śladzie trwa budowa autostrady A1). Pierwszy sekretarz jeździł nią do swej rezydencji w Konewce koło Spały. Rezydencję w Konewce zbudowano między 1972 i 1973 r. Stanęła w 120 hektarowym lesie, który otoczono drutem kolczastym. Na rezydencję składało się kilka budynków zbudowanych, jak mówią dziś niektórzy, w stylu określanym jako pseudozakopiański. Ustawione były tak, że na ich podwórzu urządzono ogród, a w nim trawniki, krzewy, sadzawkę z fontanną. W pobliżu był sad oraz staw z wyspą. Ta rezydencja Gierka była jedną z najbardziej tajemniczych budowli w okolicy. Plotkowano, że pod nią są bunkry i tunele prowadzące do stacjonującej w pobliżu jednostki wojskowej. A na ścianach sypialni Gierka miały wisieć obrazy Kossaka. W 1981 roku kancelaria rządu przekazał ją w użytkowanie Polskim Liniom Lotniczym LOT. Urządzono tam ośrodek wczasowo-kolonijny. Ale LOT nie przedłużył umowy dzierżawnej gruntu z Lasami Państwowymi, zalegał z płatnościami za gaz i wodę. Dawną rezydencję przejęło Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Przez pewien czas ochraniano ją. Później odcięto wodę i prąd. Budynki zdewastowano. Ruiny danej willi Gierka rozebrano i posadzono tam las.

Wielkie dożynki na stadionie

W 1979 roku Edward Gierek przyjechał do Piotrkowa Trybunalskiego. Na tamtejszym stadionie zorganizowano dożynki. Starościną była na nich Barbara Rytych, znana działaczka ludowa. Pani Barbara mieszka we wsi Porszenie, w gminie Wolbórz. Teraz gospodarstwo prowadzi jej córka z zięciem. Mają, razem z dzierżawą, ponad 100 hektarów ziemi, oborę mleczną, 150 tuczników.

Pani Barbara nadal jest wierna ruchowi ludowemu. Już jednak coraz mniej ludzi pamięta, że to ona była starościną dożynek z 1979 r. Na starostę wybrano Stanisława Szmalca z Woli Rokszyckiej, w gminie Wola Krzyszto-porska. Pan Stanisław nie żyje. Zmarł w 1994 r.

- Wiejskie społeczeństwo ma Gierkowi wiele do zawdzięczenia - mówiła nam Barbara Rytych. - Państwo się wtedy zadłużało, ale rolnikom za Gierka żyło się dobrze. To dzięki Gierkowi rolnicy mają emerytury, które do dziś są prawdziwym zbawieniem dla wsi i bezpłatną opiekę lekarską.

Kiedy przed 40 laty wybierano starostów dożynek, zasady były proste. Starosta miał być z PZPR, a starościna ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.

- Pokonałam wtedy dużą konkurencję - wspominała Barbara Rytych. - Było 16 kandydatek, bo każda gmina chciała mieć swoją starościnę.

Opowiada, że rywalkę miała nawet w swojej gminie. Kobieta zapisała się specjalnie do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, by zostać starościną. Kiedy jej się nie udało, rzuciła ze złości legitymację partyjną.

Barbara Rytych starościną nie została przypadkowo. Nie była człowiekiem znikąd. Znano ją jako wiceprezesa w Komitecie Wojewódzkim ZSL, była szefową Koła Gospodyń Wiejskich.

- Lubiłam działać - mówiła nam pani Barbara. - Tą społecznikowską żyłkę mam chyba po ojcu. On też był wielkim społecznikiem w mojej rodzinnej Żarnowicy. Kiedy przyjechałam do męża na wieś, to było tu tylko światło. Położyliśmy asfalt, wybudowaliśmy remizę i wodociągi.

Starosta Stanisław Szmalec w 1979 roku prowadził w Woli Rokszyckiej duże gospodarstwo, najnowocześniejsze w okolicy. Hodował świnie. Długo szukano odpowiedniego kandydata na starostę. Musiał być nie karany i być dobrym gospodarzem. Szmalec spełniał te wszystkie kryteria, no i jeszcze należał do PZPR, był radnym. O tym, że został starostą dowiedział się w sierpniu. Nie pasowało mu to za bardzo, bo był akurat po operacji woreczka żółciowego. Jednak nie wypadało odmówić. Na dodatek Edward Gierek miał odwiedzić jego gospodarstwo...

Żniwa w 1979 roku były bardzo trudne. Przez całe lato strasznie padało. Zbiór zboża kończono we wrześniu. Rolnicy wspominają, że wszystkich bardzo gonili, żeby zbierali zboże. Najbardziej tych, którzy mieli pola przy trasie Warszawa-Katowice.

- Zboże było mokre, a już kosić kazali - wspomina jeden z rolników w gminie Wolbórz. - Było tak mokro, że maszyny na pole wjechać nie mogły.

Barbara Rytych opowiadała, że gdy z kółka rolniczego wypożyczano maszyny, to w pierwszej kolejności tym, którzy mieli pola przy „gierkówce”. Całe województwo przygotowywało się do wizyty I sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Gminni sekretarze partii jeździli po okolicy i wypatrywali, czy gdzieś nie ma jeszcze słomianych strzech. Gdy taką zauważyli, gospodarza czekała poważna rozmowa. Musiał wymieniać dach. Dostawali nawet od ręki przydział eternitu, który był wtedy towarem deficytowym. Gdy zaś blisko „gierkówki” stała nie reprezentacyjna chałupa, to ustawiano przed nią zasłonę z eternitu. Tak by towarzysz Gierek z samochodu nie zauważył walącego się domu...

Tydzień przed i tydzień po dożynkach Rytychowie oraz Szmalcowie musieli przyjąć pod swój dach niecodziennych gości. Mieszkali u nich funkcjonariusze SB. Mieli pilnować starostów i ich gospodarstw. U Szmalców kontrola była szczególna, bo to ich gospodarstwo miała odwiedzić towarzysz Gierek.

- Wiadomo było, że do nas nie przyjedzie, ale SB też siedziało - opowiadała Barbara Rytych. - Pilnowali, by coś złego nie stało się mnie lub gospodarstwu. A przecież nie było takiej potrzeby.

Do Szmalców Gierek przyjechał w czwartek, przed dożynkami. Wydano wystawny obiad. Gierkowi towarzyszyła żona Stanisława. Barbara Rytych wspomina, że przyjechała prosto z lotniska, bo właśnie przyleciała z zagranicy. Gierka zapamiętała jako otwartego i życzliwego człowieka.

- Był to taki tata - dodaje. - Stachna też była miła.

Gierek pytał ją o dzieci, dziwił się że wszystkie chcą zostać na wsi. Obiad przygotował kucharz z motelu w Polichnie. Jednak Gierek jadł tylko biały ser i chleb ze smalcem. Pił wódkę z miodem, którą zrobiła Halina Szmalec, żona Stanisława. Wokół Gierka próbowano wytworzyć sztuczną atmosferę. Jeden z kolegów starosty chciał, by przekazał Gierkowi list. Pisał w nim, że pierwszy sekretarz jest oszukiwany, że nie mówi się mu prawdy. Ale nie pozwolono dać tego listu.

Barbara Rytych była dumna, że kilka godzin siedziała z Gierkiem przy jednym stole. Zwiedzali razem kopalnie w Bełchatowie, latali helikopterem. - Mówili, że Gierkowa do Francji latała, by zrobić sobie fryzurę - przypominała Rytych. - Nie wiem czy tak było. Ale to była mądra kobieta. Jak przed dożynkami odwiedziła dom starosty, to mówiła, żeby ziemi nie dawać spółdzielniom, tylko rolnikom, bo tylko oni się nią odpowiednio zajmą.

W Woli Rokszyckiej na pamiątkę dożynek pozostał kawałek asfaltowej drogi, która wiedzie z ,,gierkówki’’ do wsi... Rok po ich zakończeniu Szmalcom spaliła się chlewnia, ta którą odwiedził Gierek. Ludzie we wsi zaczęli szeptać, że może ktoś ich podpalił ze złości. Jednak to nie było podpalenie, tylko zwarcie instalacji elektrycznej. Po pożarze odbudowali chlewnie i dokupili świń.

Barbara Rytych rozmawiała potem ze starościnami z poprzednich lat. Pytały ją co dostała od Gierkowej. Bo jedna chwaliła się paterą, druga arrasem. - Ja nic nie dostałam - zapewniała.

Już po tym jak pierwszego sekretarza usunęli z urzędu, miała jeszcze okazję spotkać się z Gierkiem i jego żoną. Razem z mężem pojechali do sanatorium w Ustroniu Śląskim. Ludzie opowiadali, że koło dworca Gierek ma swoją wille. Poszli tam na spacer. Zobaczyli dom. Obok była willa generała Jerzego Ziętka, byłego wojewody śląskiego.

- Obaj się bardzo przyjaźnili, nawet ich balkony były połączone takim mostkiem, by mogli się odwiedzać - mówiła pani Barbara. Stanęła z mężem przed willą Gierka. Patrzy jakaś kobieta otwiera wnękę w betonowej bramie i kładzie tam mleko.

- Okazało się, że ta pani pomaga państwu Gierkom - opowiada Rytych. - Powiedziałam, że jestem z powiatu piotrkowskiego, kiedyś poznałam pana Gierka i bardzo chciałabym jeszcze raz uścisnąć mu rękę. Ta pani stwierdziła, że mi pomoże. Powiedziała też, że Gierkowie to bardzo dobrzy ludzie. Miała się ich spytać czy chcą się ze mną spotkać. Na drugi dzień, o umówionej godzinie, znów mieliśmy przyjść z mężem przed dom. Okazało się, że Gierek spotka się z nami. Razem z żoną zaprosił nas do ogrodu. Usiedliśmy przy stoliku, gosposia przyniosła czajnik z herbatą. Był bardzo rozżalony tym jak postąpili z nim koledzy - wspominała spotkanie z Edwardem Gierkiem pani Barbara. - Opuścili go, zniszczyli. Największe pretensje miał do Kani i Kiszczaka. Widać było żal na jego twarzy.

Po dożynkach Barbara Rytych została posłanką. Z ramienia ZSL. Była nią od 1980 do 1986 roku, bo trafiła na przedłużoną kadencję.

Różne oceny epoki Gierka

Paweł Spodenkiewicz, łódzki działacz opozycyjny mówi, że trudno jednoznacznie ocenić epokę Gierka.

- Strajki z lutego 1971 roku bardzo zaniepokoiły władze partyjne - wyjaśnia Spodenkiewicz. - Dzięki temu Łódź doczekała się potężnego programu modernizacyjnego w przemyśle lekkim. Wcześniej był on tylko mocno eksploatowany, a doktrynalnie rozwijano przemysł ciężki. Łódź dostała więcej pieniędzy. To dzięki temu powstały takie zakłady jak „Vera” i „Bistona”, sporo fabryk zmodernizowano, np. zbudowano nowy gmach „Próchnika”.

Jednak część inwestycji Gierka nie była trafiona, także w Łodzi. W systemie komunistycznym nie było mechanizmu rynkowego jako wskaźnika opłacalności. Produkowano wiele bubli.

- Jedynym właścicielem dużych fabryk było państwo, a nadzór państwa jako tego jedynego właściciela nie był właściwy - mówi Spodenkiewicz. - Nasze towary nie mogły konkurować z zachodnimi pod względem jakości. Na przykład ilość usterek w sprzęcie elektronicznym była zastraszająca, oceniały to same władze partyjne.

Paweł Spodenkiewicz przyznaje jednak, że pierwsza połowa epoki Gierka to była nowa jakość, jakiej do tej pory nie znało komunistyczne państwo. Nastąpiło otwarcie na Zachód, zmniejszono rolę MSW, które nie opiniowało już osób na kierownicze stanowiska. Do polskich sklepów trafiły luksusowe towary, o których wcześniej można było tylko pomarzyć.

- Można było kupić czekoladę Cadbury i Toblerone, czy hiszpańskie wino z wyższej półki - dodaje Spodenkiewicz. - Zaczęły się spełniać marzenia Polaków o własnym samochodzie lub mieszkaniu. W porównaniu z okresem Gomułki był to niesamowity skok. Właśnie dlatego wiele osób z sentymentem wspomina epokę I sekretarza KC PZPR pochodzącego z Sosnowca. Gierkowski boom skończył się jednak, gdy w połowie lat 70. wzrosły ceny ropy naftowej i na Zachodzie rozpoczął się kryzys gospodarczy. Przestano kupować polskie towary. Zaczynało brakować komponentów, niezbędnych do produkcji, które za dewizy sprowadzano z Zachodu. Brakowało też żywności. Przed sklepami ustawiały się kolejki. Narastało niezadowolenie. Brutalnie stłumiono protesty robotnicze w Radomiu i Ursusie, po których pojawiły się pierwsze od lat 50. kartki żywnościowe. Ożywiła się opozycja antykomunistyczna. To wszystko doprowadziło do wydarzeń sierpniowych, usunięcia Gierka ze stanowiska i powstania „Solidarności”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Spacerował wokół bloku, wszyscy wyszli na balkony, wyglądali przez okna". Gospodarskie wizyty Edwarda Gierka w Łodzi i naszym regionie - Dziennik Łódzki

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto