Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa MM. Holly Blue: ich płytą zachwycał się Jurek Owsiak

redakcja
redakcja
Sonia Kopeć i Emil Blant z Mysłowic tworzą zespół Holly Blue.
Sonia Kopeć i Emil Blant z Mysłowic tworzą zespół Holly Blue. mat. prasowe
Sonia Kopeć i Emil Blant z Mysłowic tworzą zespół Holly Blue.
"Hiszpanka" opanowała Pałac Poznańskich

Holly Blue to 18-letnia wokalistka i pianistka Sonia Kopeć oraz muzyk i producent Emil Blant, znany m.in. z grup Marians i Gutierez. Holly Blue powstali dwa lata temu w Mysłowicach, w listopadzie wydali swoją debiutancką płytę pt. First Flight.
Piotr Kalsztyn: Jak się właściwie nazywacie Holly Blue, Holly Blue & Soundpetersburg? W sieci można znaleźć różne wersje.

Emil: Dawno temu szukaliśmy nazwy zespołu, padła wtedy nazwa Soundpetersburg. Zlepek słów dobrze brzmiał, był oryginalny. Jednocześnie chcieliśmy też bardziej kobiecą nazwę Holly Blue dla Sonii. Zostaliśmy jako Holly Blue & Soundpetersburg.

Sonia: Niestety, większość osób nie potrafiła powtórzyć tej nazwy.

Emil: Graliśmy kiedyś koncert w Warszawie i nawet konferansjer tego nie ogarniał. Skróciliśmy nazwę do Holly Blue.

Po polsku Holly Blue też by sprawiało problemy, bo jeśli ktoś chciałby przetłumaczyć, to występowalibyście jako Modraszek Wieszczek.

Sonia: Takie Modraszki jesteśmy, ostatnio ktoś przytoczył tę nazwę po łacinie, z tym to dopiero byłby problem (śmiech). Holly Blue to motyl, przez co nazwę można powiązać z fajnym logo w jakiś sposób też łączy się z naszą muzyką.

Rozmowa MM. Kuba Badach z Poluzjantów: 99 proc. informacji o mnie to bzdury wyssane z palca

Jaka jest historia Holly Blue, skąd się wzięliście?

Sonia: Zaśpiewałam chórki na pierwszej płycie The Marians, zespołu Emila. To było ponad 4 lata temu, miałam chyba 13 lat. Wkrótce potem kupiłam sobie mikrofon i kartę muzyczną, zaczęłam wysyłać próbki Emilowi.

Emil: A ja stwierdziłem, że może coś z tego będzie. Stopniowo zacieśniała się współpraca i dwa lata temu powstało Holly Blue. Sonia śpiewa i pisze piosenki, a ja się zajmuję aranżami i produkcją.

Co właściwie gracie? To jest pop?

Emil: Czy to jest pop, czy jeszcze nie? Też nie wiem. Nie kategoryzuję, mamy naprawdę różne piosenki i na następnej płycie może być zupełnie inny klimat. To jest fajne z tym zespołem, że możemy nagrać płytę trip-hopową typu Morcheeba, a możemy pójść w zupełnie innych kierunkach.

Dlaczego piosenki są tylko po angielsku?

Sonia: Łatwiej mi się śpiewa po angielsku taką muzykę, bardziej naturalnie mi to przychodzi.

Emil: Śpiewając po angielsku łatwiej się przebić poza Polską, Emiliana Torrini jest z Islandii, Regina Spektor jest Rosjanką, może kiedyś nam się to uda.


Swoją pierwszą płytę już nagraliście, jaka ona jest?

Sonia: Zarąbista (śmiech).

A gatunkowo?

Emil: Kiedyś miałem kolegę w zespole, który zawsze mówił, że musimy się spotkać i pogadać. Pytaliśmy się go, o czym będziemy gadać? O tym co będziemy grać – odpowiadał. Nic z tego nie wynikało. Dużo lepiej po prostu zacząć grać bez kategoryzowania, bez zbędnego rozmawiania o tym. Jest to coś na granicy popu, rocka, elektroniki.

Rozmowa MM. Mela Koteluk: Nie mam ambicji zmieniania świata

Ostatnio zachwycał się nią Jurek Owsiak.

Emil: To było na Europejskich Targach Muzycznych w Warszawie. Całkowity przypadek. Targi polegają na tym, że jest mnóstwo stanowisk, gdzieś śpiewa Beata Kozidrak z dziećmi, obok ktoś wystawia się z płytami, każdy z nas coś gra, próbuje się pokazać, a po targach buja się Jurek Owsiak albo Tomasz Kamel. Staliśmy akurat obok pianina i Sonia postanowiła coś zagrać, raczej dla siebie. Nagle okazało się, że tłum ludzi jej słucha, chwyciłem gitarę i też zacząłem grać. Przyszedł Jurek i mówi – dajcie mi ich płytę. Na drugi dzień przyszedł bardzo sympatyczny mail od niego, obiecał że puści nas w swojej audycji.

Owsiak porównał Wasz kawałek do Dido, a jakie są Wasze muzyczne inspiracje?

Sonia: Na tej płycie Regina Spektor, Emiliana Torrini, może poniekąd Nora Jones i Tori Amos.

Na razie znani jesteście głównie w internecie. Wasze klipy mają kilkadziesiąt tysięcy odsłon na youtubie. Robi to na Was wrażenie?

Emil: Grupy hip-hopowe po tygodniu mają bańkę więc nie jest to jakiś wielki sukces. Fajnie, że ludzie to oglądają, liczby to liczby i jak są większe to tylko się cieszyć.

Internet ma to do siebie, że nie tylko oglądają, ale też komentują, czytacie co piszą o Was internauci?

Sonia: Czytałam na początku. W jednym z teledysków jest scena, w której przechodzę bosymi stopami po pianinie. Później przeczytałam, że jest to „spoliczkowanie widza” i wtedy powiedziałam, że już dziękuję, więcej czytać nie będę.


Ostatnio zaczęło być o Was głośniej, jak to się robi, bez nazwiska, bez pleców?

Emil: Nie mam pojęcia, teraz będąc przez 5 dni w Warszawie udało mi się zdziałać więcej niż przez 10 lat z dwoma poprzednimi zespołami. Nie ma recepty.

Można pójść do talent show.

Emil: To nie jest recepta. Bardzo dużo osób w to wierzy, ale to jest zwodnicze. Nie próbowaliśmy i na pewno nie spróbujemy. Gdy szukaliśmy wydawcy, jeden pan chciał się nami zaopiekować jeśli pójdziemy do Must be The Music. Mieliśmy dostać zaproszenie na casting, żeby nie stać w tych długich kolejkach, ale nie zdecydowaliśmy się. To jest obłuda na której tak naprawdę zyskuje tylko telewizja.

Sonia: Promują głównie swoich jurorów. To nie jest dla nas, jeśli ktoś chce występować to ich sprawa, nie potępiam, ale mnie tam nikt nigdy nie zobaczy.

Więc jak odnieść sukces? Pracą u podstaw.

Emil: Właśnie tak! To jest najważniejsze, żeby mieć świadomość, co się chce zrobić. Gdy słyszę, że dla kogoś jest największym muzycznym sukcesem, że dostał się do finału programu telewizyjnego, to chyba nie o to chodzi.

Sonia: Przede wszystkim trzeba koncertować. W Polsce muzyk tylko na tym zarabia. Jeśli chcemy wydać płytę, to musimy na nią zarobić, właśnie na koncertach. Druga sprawa, że nie ma sensu siedzieć pięć lat w studiu żeby wydać idealny kawałek, to na scenie artysta jest w swoim żywiole.

Rozmowa MM. Nergal: wszędzie są idioci

Na koncertach pojawiacie się tylko we dwójkę?

Sonia: Nie, mamy dwa koncertowe składy. W mniejszych klubach gramy tylko we dwójkę, czasem dochodzi bas. Mamy też duży plenerowy skład z sekcją rytmiczną. Potrzeba wtedy więcej energii.

To jak będziecie grać w grudniu, spotkało Was wyróżnienie i jesteście supportem Salah Sue.

Emil: W składzie trzyosobowym. Nie chcemy wokalistce zajmować miejsca na scenie. Jeżdżenie w mniejszym składzie jest dużo wygodniejsze.

Zawsze zastanawiało mnie, jak czuje się człowiek występujący przed gwiazdą?

Emil: Na pewno jest to łatwiejsze niż być headlinerem. Wobec supportu nigdy nie ma aż takich oczekiwań. Nie jest to pierwszy tego typu występ w mojej karierze, grałem z zespołem Gutierez przed Pearl Jam na Stadionie Śląskim więc stresu raczej nie będzie.

Sonia: Na pewno publiczności, która przyjdzie na Salah Sue, jest bliższa nasza muzyka niż rockowych zespołów. Dla nas to świetna okazja pokazania się. Na tych koncertach pewnie będzie po 1000 osób, sami takiej widowni byśmy nie zgromadzili.

Czytaj także o

kulturze

w Łodzi:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto