Na sesję przyszli pracownicy miejskich przychodni. Zgromadzili się na balkonie z transparentami: "Pacjent czy pieniądze?", "Żądamy ujawnienia kontraktów!", "Łódzki NFZ = śmierć...!", "Zagłada miejskiej służby zdrowia", "Kto kręci lody?". Żywiołowo (buczeniem, oklaskami i tupaniem) reagowali na pytania radnych i odpowiedzi urzędników.
- Gdzie jest Hanka?! Ma nas gdzieś! - krzyczeli z balkonu, gdy radni dopytywali się, dlaczego na sesji nie ma prezydent Hanny Zdanowskiej (a gdy zjawiła się około południa, z balkonu rzucili ulotki, w których porównywali sytuację z kontraktami NFZ do serialu Stanisława Barei "Alternatywy 4").
Na sesję nie przyszedł Jan Wojciech Bieńkiewicz, dyrektor łódzkiego NFZ (ze względu na liczne obowiązki).
- Jeżeli ma się odwagę spowodować taką sytuację w służbie zdrowia, to trzeba być mężczyzną, mieć jaja i zmierzyć się z problemem - tak radny Maciej Rakowski skomentował jego nieobecność. - Dla mnie to jest hańba, że nie ma nikogo z NFZ. Jeżeli nie chcą odpowiadać na pytania radnych, to będą odpowiadać na pytania prokuratora.
Informacji radnym udzielał Maciej Prochowski, dyrektor Wydziału Zdrowia Urzędu Miasta Łodzi. Według niego, w wyniku konkursów miejskie przychodnie zarobią o ok. 15 mln zł mniej i może zajść konieczność likwidacji niektórych placówek (szczególnie zagrożeni są technicy-rehabilitanci). Miasto, aby przeciwdziałać skutkom mniejszych kontraktów, rozważa powołanie Miejskich Centrów Zdrowotnych w każdej dzielnicy.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?