Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pogrzeb Krzysztofa Tronczyńskiego. Odszedł człowiek renesansu [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Był lubiany nie tylko przez przyjaciół. Zostanie zapamiętany jako życzliwy, szanujący ludzi człowiek, który zawsze śpieszył z pomocą. W piątek, 17 lutego, pożegnaliśmy go na zawsze.

Krzysztof Tronczyński był łodzianinem. Urodził się w naszym mieście 8 maja 1952 roku. Pochodził z rodziny lekarskiej. Jego mama Jadwiga jest lekarzem, laryngologiem, foniatrą i polonistką. Nieżyjący ojciec Mieczysław był zaś lekarzem pediatrą. Krzysztof zdał maturę w IV LO im. Emilii Sczanieckiej w Łodzi. A po niej rozpoczął studia na łódzkiej Akademii Medycznej. Wybrał specjalizację z psychiatrii.

- Ale tata zawsze był blisko ludzi kultury, sztuki - mówi jego syn Jacek.

Przypomina, że jeszcze na studiach jego tata związał się ze studenckim teatrem „Cytryna”. Występował w jego wielu spektaklach.

- Tata miał też bardzo dobry głos, lubił śpiewać - dodaje jego syn.

Krzysztof Tronczyński zaangażował się w politykę, ale swoją działalność traktował jako społeczną nie polityczną. Kilka razy miał propozycję, by zostać ministrem zdrowia, ale odmawiał. Zgodził się dopiero, by zaproponował mu współpracę premier Jerzy Buzek, który stał na czele rządu Akcji Wyborczej Solidarność.

- Tata nie był łasy na stanowiska! - zapewnia Jacek Tronczyński.

Do przyjaciół Krzysztofa Tronczyńskiego należał Ireneusz Kowalewski, prezes łódzkiego Stowarzyszenia Jazzowego „Melomani”. Połączyły ich jazz i polityka. Z czasem Krzysztof Tronczyński został wiceprezesem „Melomanów”. Do końca żył sprawami stowarzyszenia.

Ireneusz Kowalewski opowiada, że Krzysztofa poznał jeszcze w latach osiemdziesiątych. Wtedy w Klubie Plastyków przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi organizował „Czwartki jazzowe”. Koncerty transmitowało Radio Łódź. Doktor Tronczyński był ich stałym bywalcem. Potem ich drogi zeszły się na początku lat osiemdziesiątych. Bliżej poznali się podczas wyborów.

- Krzysiu był pełnomocnikiem sztabu wyborczego Grzegorza Palki, a ja działałem w sztabie wyborczym Andrzeja Terleckiego - wyjaśnia Ireneusz Kowalewski.

To, że Krzysztof Tronczyński przychodził „Czwartki jazzowe” nie było przypadkiem. Zawsze interesował się bowiem muzyką, jazzem.

- Zresztą jego zainteresowanie szeroko pojmowaną kulturą było bardzo mocne - twierdzi Ireneusz Kowalewski. - Ale był też związany z opozycją demokratyczną, „Solidarnością”.

Piotr Żak, były poseł AWS, rzecznik prasowy NSZZ „Solidarność”, poznał Krzysztofa Tronczyńskiego 28 lat temu. Na Walnym Zgromadzeniu tego związku. Był rok 1989.

- Krzysztof był delegatem na to zgromadzenie, mnie wybrano jego przewodniczącym- wspomina Krzysztof Żak.- Bardzo mi pomagał, zgłaszając rozsądne wnioski proceduralne.

Tak zaczęła się ich przyjaźń. Półtora roku później razem z Krzysztofem Tronczyńskim negocjował pakt o przedsiębiorstwie państwowym. Negocjowali również restrukturyzację regionu łódzkiego. Autorem tego programu był znany polski ekonomista Bogusław Grabowski, który pełnił wtedy funkcję wicewojewody łódzkiego.

- Krzysiu szkolił nas w technikach negocjacyjnych - opowiada Piotr Żak. - W tych wszystkich trudnych dla zwykłego zjadacza chleba sposobach zachowywania się przy stole negocjacyjnym. Często więc spotykaliśmy się na niwie związkowej. Nasza przyjaźń się rozwijała. Z czasem przeniosła się na prywatny grunt.

Piotr Żak organizował dla grupy przyjaciół rodzinne wyjazdy do Bukowiny Tatrzańskiej. Zatrzymywali się u zaprzyjaźnionych górali. Odpoczywali, ale rozmawiali o sprawach dotyczących życia publicznego, polityki. Z czasem zaczął tam wyjeżdżać też Krzysztof Tronczyński.

- Nazywaliśmy go „Greta Garbo” - śmieje się pan Piotr.- A ma to związek z pewnym wydarzeniem, które miało miejsce podczas wypoczynku w Bukowinie Tatrzańskiej.

Grupa przyjaciół zameldowała się w domu zaprzyjaźnionych górali i odbyła się powitalna kolacja. Rozluźnieni goście zaczęli śpiewać piosenkę „A Chahary żyją”. Każda zwrotka zaczyna się od kolejnej litery alfabetu. Biesiadnicy doszli do litery G...

- Zapadła dwuminutowa cisza - mówi Piotr Żak. - Nikt nie mógł sobie przypomnieć jak zaczyna się ta zwrotka. Wtedy Krzysiu powiedział: Greta Garbo! I od tego czasu tak go nazywaliśmy.

Przyjaciele nazywali go jednak najczęściej „Trąsem”.

- Jak chcieliśmy mu dokuczyć to mówiliśmy do niego: Panie ministrze! - śmieje się Ireneusz Kowalewski. - Denerwował się wtedy, ale wiedział że żartujemy. Nie lubił tego tytułu.

We wspomnieniach przyjaciół pojawia się obraz ciepłego, życzliwie nastawionego do ludzi człowieka.

- Zawsze pomagał innym- dodaje Piotr Żak. - Był przecież lekarzem psychiatrą. Ludzie z problemami, depresjami mogli liczyć na jego pomoc. Był też dobrym kompanem.

Znajomi i przyjaciele zapewniają, że był ciepłym człowiekiem. Szanował ludzi.

- Lubił pomagać, bezinteresownie, nie dla kasy - dodaje Ireneusz Kowalewski. - Zawsze można było na niego liczyć.

Jego pasją był sport, a zwłaszcza piłka nożna. Ireneusz Kowalewski często spotykał się z nim na meczach łódzkiego Widzewa. Piotr Żak nie zapomni, gdy w 2006 roku pojechali do Niemiec, na Mistrzostwa Świata.

- Zasiedliśmy na trybunach stadionu w Gelsenkirchen- przypomina. - Polska grała na tych mistrzostwach swój pierwszy mecz z Ekwadorem.

Nie zmieniały go pełnione funkcje. Piotr Żak mówi, że jako wiceminister zdrowia w rządzie Jerzego Buzka porządkował polski rynek farmaceutyczny. Był bowiem wysokim specjalistą w tej dziedzinie.

- Gdy był wiceministrem zdrowia, powstawały Kasy Chorych, wchodziło w życie ubezpieczenie zdrowotne - przypomina Piotr Żak. - Tyle, że plan był zupełnie inny. Powstała karykatura tego, co miało być.

Za czasów prezydentury Grzegorza Palki został lekarzem miasta. Był też prezesem Polfy Warszawa. Ale przede wszystkim lekarzem psychiatrą.

- I człowiekiem renesansu! - zapewnia Piotr Żak. - Interesował się sportem, sztuką, niemal każdym segmentem życia!

Jacek Tronczyński przyznaje, że taty często nie było w domu. Ale wiązało się to nie tylko z działalnością polityczną, społeczną, ale przede wszystkim zawodową. Krzysztof Tronczyński był znanym i cenionym w Łodzi psychiatrą, psychoterapeutą.

- Często wyjeżdżał, między innymi za granicę, na różne szkolenia - wyjaśnia jego syn.- On wprowadzał w Polsce psychoterapię. Z czasem sam prowadził szkolenia dla psychiatrów, psychologów. W Łodzi tworzył ośrodek leczenia nerwic. Współtworzył Polski Instytut Ericksonowski.

Jacek Tronczyński mówi, że dla jego taty leczenie nie było rutyną.

- Nie traktował swoich pacjentów instrumentalnie - wyjaśnia. - Ten aspekt ludzki, osobisty miał dla niego wielkie znaczenie.

Zapamiętano go też jako otwartego, inteligentnego człowieka, który lubił muzykę, dobrą literaturę.

Półtora roku temu zdiagnozowano u niego nowotwór jelita grubego. Dzielnie walczył z chorobą. Uważał jednak, że w Polsce nie leczy się w nowoczesny sposób tej choroby.

- Jest kiepsko - mówił dwa lata temu. - Obecny sposób leczenia raka grubego jest nie tylko szkodliwy dla pacjentów, ale również dla całego systemu. Gdybyśmy zastosowali nowoczesne leczenie w pierwszym stadium choroby, to pacjent mógłby żyć o cztery lata dłużej. We wszystkich krajach Unii Europejskiej, z wyjątkiem Polski, chorzy na zaawansowanego raka jelita grubego otrzymują terapię, która może wydłużyć ich życie do 40 miesięcy.

Piotr Żak wraz z innymi przyjaciółmi spotkali się ponad rok temu z Krzysztofem Tronczyńskim w jego domu po Łodzią. Kilka godzin rozmawiali, wypili po kieliszku wina.

- Krzysztof był pełen zapału - wspomina. - Miał wiele planów na przyszłość. A teraz nie ma go już z nami... Od kilku dni bez przerwy o nim myślę...

Ireneusz Kowalewski pamięta, że rozmawiał z nim w październiku ubiegłego roku. Opowiadał Krzysztofowi o przygotowaniach do jubileuszowej, dwudziestej piątej gali, na której Stowarzyszenie Muzyczne „Melomanii” wręcza swoje „Oskary Jazzowe”.

- Był już bardzo chory, ale żył tym wydarzeniem - opowiada Ireneusz Kowalewski.- Mówił, że trzeba zrobić wszystko, by ta jubileuszowa gala była wyjątkowa, by wszyscy padli na kolana.

Krzysztof Tronczyński miał żonę Ewę i troje dzieci - Jacka, Krzysztofa i Aleksandrę. Na wniosek zarządu Regionu Ziemi Łódzkiej NZSS „Solidarność” został pochowany w Alei Zasłużonych łódzkiego cmentarza na Dołach. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w piątek, o godzinie 12. Pożegnali go rodzina, przyjaciele i ci, którym udało mu się pomóc.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto