Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Plus Camerimage - tydzień w Łodzi świecący gwiazdami

Dariusz Pawłowski, Katarzyna Zawadzka
Bill Murray (z prawej) liczy co mu Andrzej Żuławski powiedział?
Bill Murray (z prawej) liczy co mu Andrzej Żuławski powiedział? Paweł Nowak
Najdłużej utrzymywany w tajemnicy był przyjazd Billa Murraya. Plan był taki, żeby aktor ot tak, niespodziewanie dla widowni, wyszedł na scenę Teatru Wielkiego w Łodzi podczas gali otwarcia 17. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage i zapowiedział prezentację jury Konkursu Etiud Studenckich. I wyszedł.

Festiwalową publiczność Murray kupił od razu. Powitany owacją na stojąco wyczekał, aż stwierdził: - Specjalnie przedłużam państwa owację, byście mogli wyprostować nogi podczas tej przydługiej ceremonii.

Dowcipkował później jeszcze nie raz (rzucał np. do tłumaczącego jego słowa na język polski Michała Lonstara: "to nie było precyzyjne, ale ok"), zachowując jednak klasę, pozwalając sobie na luz w pełni kontrolowany. To zresztą cechowało właściwie wszystkich gości ze Stanów Zjednoczonych. Wyraźne obycie i dystans do rzeczywistości. Bardzo to kontrastowało ze sztywnością (a nawet nadęciem) nie tylko Polaków, ale i Europejczyków. Może to się zmieni, gdy sami więcej po świecie pokrążymy, a i świat częściej przyjedzie do nas?

Zresztą też świat traktuje nas, w Europie, jeszcze jako jedną "dziurę". Aktor wspomniał na scenie Laszlo Kovacsa - węgierskiego operatora, zmarłego w lipcu 2007 roku, który jest patronem studenckiego konkursu na Plus Camerimage. Stwierdził, iż wie, że Kovacs nie był Polakiem, ale pochodził z tej części Europy, Węgry to przecież blisko, by nie powiedzieć to samo.

- Świetnie znamy w Stanach polskie filmy. Ale tylko te dobre, bo inne do nas nie docierają. Znam Polańskiego. Jan A.P. Kaczmarek napisał muzykę do "Aż po grób". No i znakomity operator Michael Ballhaus jest Niemcem, a to blisko Polski. No dla was może trochę za blisko - skomentował.

Pochwalił się też słowami (wypowiedzianymi czystą polszczyzną), których nauczył się od Kovacsa, gdy powiedział mu, że będzie w Polsce:

- On mówi do mnie: tam są piękne kobiety, ale musisz znać dwa podstawowe zwroty."Kocham Ciebie" i "chciałbym pożyczyć pieniądze".

Murray dzielił się swoim urokiem i podczas konferencji prasowej dotyczącej filmu "Get Low" (polski tytuł: "Aż po grób"), w którym zagrał jedną z głównych ról, i który otwierał festiwal. Dużo opowiadał o samej gali, w której uczestniczył:

- Bardzo mi się podobało, bo pierwszy raz byłem na siedmiogodzinnej uroczystości - powiedział. - Miałem też u boku tłumacza (obok aktora na widowni siedział reżyser Andrzej Żuławski - dop. red.), który doskonale mi wyjaśniał, kto z wychodzących na scenę jest fajnym, a kto jest dupkiem.

Równie nie do końca poważnie znakomity aktor mówił o swojej pracy.

- Występuję tak mało, bo jestem leniwy- podkreślił. - Nie wychodzę z domu, kiedy nie muszę.

Podczas konferencji dowiedzieliśmy się też dlaczego w filmie zabrakło Tomasza Karolaka, mimo że wciąż widnieje w napisach końcowych filmu.

- Cały trzeci akt filmu został wycięty. Nie tylko rola Tomka, ale także kilku innych aktorów. To było dobre dla filmu - powiedział reżyser obrazu, Aaron Schneider. Okazało się zarazem, że Amerykanie pozwolili polskiemu dystrybutorowi prezentować na polskim rynku wersję z Karolakiem, ale ostatecznie uznano, że wersja skrócona rzeczywiście jest lepsza.

- Wersja z Tomkiem ukaże się na DVD. To niezły aktor, pracowało się z nim przyjemnie. Niczego nie rozlewał - dodał Murray.

Nie rozlewa i sam Murray. Dzień przed galą aktor uprawiał wieczorem w Łodzi jogging, ale następnego dnia świetnie się bawił na bankiecie z okazji otwarcia festiwalu, nie uciekał od drinków, nawet zatańczył. Do pokoju hotelowego udał się nad ranem. Na drugi dzień znalazł siły, by pojechać do Warszawy, gdzie uczestniczył m.in. w pokazie mody Teresy Rosati, siedząc obok Weroniki Rosati (też była na otwarciu Plus Camerimage).

Drugą dużą aktorską gwiazdą łódzkiego festiwalu jeszcze jest Rutger Hauer. Artysta przyjechał bez rozgłosu, jego pierwsze chwile na festiwalu przyćmiła prezentacja projektu Centrum Festiwalowo-Kongresowego, autorstwa Franka Gehry'ego. Gdy na prezentacji w Teatrze Wielkim i wokół modeli Centrum kłębił się tłum, aktor spokojnie usiadł w teatralnej kawiarni. Zareagował tylko raz, gdy fotoreporterzy chcieli robić mu zdjęcia. Odłożył papierosa, którego właśnie palił i powiedział: teraz róbcie...

W piątek Rutger Hauer spotkał się ze studentami Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Najpierw kazał na siebie długo czekać. W tym czasie przebywał w palarni, a studentom puścił trwający blisko pół godziny dokument opowiadający o przygotowywanym przez niego przedsięwzięciu. Aktor założył bowiem w Rotterdamie własną szkołę filmowców-amatorów. Pod jego okiem podopieczni kręcą filmy i występują przed kamerą. Hauer podpowiada im, jak mają grać i na co winni zwrócić uwagę. A od kogo jak od kogo, ale od niego uwagi chce się przyjmować. Rutger Hauer niezmiennie osiąga mistrzostwo, które sprawia, że kreowane przez niego postaci wyróżniają się i dają się zapamiętać. A i odnosi sukcesy jako producent filmów dokumentalnych.

Podczas spotkania przedstawiał osiągnięcia wychowanków, którymi były krótkometrażowe filmy o bardzo różnorodnej tematyce. Zaprezentował też kamerę, którą były wykonywane zdjęcia. Wszyscy wypatrywali "wielkiego sprzętu", a kamera okazała się być wielkości dłoni aktora.

- Jest niezwykle prosta w obsłudze, każdy może przy jej użyciu zrobić film. Później wystarczy tylko podłączyć kamerę do komputera i przekazać obraz do internetu - zachwalał maleńki wynalazek techniki Rutger Hauer. I dodał: - Ma szybką transmisję danych, 10 megabitów na sekundę. To naprawdę niesamowite, jaka rewolucja w filmie się dokonała.

O dziwo, pytań studentów nie było zbyt wiele. Zaskoczony okazał się też być sam aktor. Jeden z uczestników zapytał tylko o to, jak układała się współpraca z Harrisonem Fordem na planie "Łowcy androidów" ("Blade Runner"). Aktor z lekkim uśmiechem rzucił tylko: Było ok.

O wiele bardziej rozmowny był jeden z najbardziej niezwykłych gości tegorocznego festiwalu, reżyser Terry Gilliam. W imprezę, a konkretnie na scenę Teatru Wielkiego, wszedł tanecznym krokiem, kołysząc się przy przeboju "Always Look On The Bright Side Of Life" grupy Monty Pythona, której był współtwórcą. Porwał do kilku obrotów współprowadzącą galę otwarcia Hannę Lis, a potem odebrał Nagrodę Specjalną dla Reżysera ze Szczególną Wrażliwością Wizualną.

- Z tą wrażliwością to trudna sprawa - skomentował wyróżnienie. - Moja praca przypomina bowiem bardziej pracę rzeźnika.

Giliam dał się poznać nie tylko jako wielki miłośnik robienia filmów, ale także jako uśmiechnięty, życzliwy i wyluzowany człowiek. Nie unikał rozmów, chętnie rozdawał autografy, paradował w barwnym stroju. Pytany przez wielu dziennikarzy odpowiadał w montypythonowskim stylu.

- Za bardzo nie miałem okazji, by po waszym mieście pospacerować i je bliżej poznać, ale chyba nie żyje wam się tu najłatwiej, co? - podkreślał. - Na ulicach jest dość ponuro, pełno kominów, kamienice wyglądają tak, jakby się miały za chwilę rozpaść, a budynek telewizji, to chyba najbrzydszy budynek, jaki w życiu widziałem.

Mówił to oczywiście z szerokim uśmiechem na twarzy. Szkoda, że dla nas to nie jest Monty Python, tylko szara rzeczywistość...

Terry Gilliam był chyba najbardziej kipiącym energią gościem festiwalu. Aż trudno było uwierzyć, że 22 listopada skończył 69 lat. Udzielał wywiadów, spotkał się na specjalnych warsztatach ze studentami, odpowiadał na pytania dziennikarzy na konferencji prasowej. Towarzyszyła mu córka, Amy Gilliam, producentka jego najnowszego filmu, pokazanego na Plus Camerimage, "The Imaginarium Of Doctor Parnassus". W tej rozbuchanej wizualnie reżyserskiej wizji swoją ostatnią rolę zagrał Heath Ledger, który zmarł podczas zdjęć. Od pewnego czasu nawet mówi się o "pechu" Gilliama.

- Przy okazji tej produkcji zmagaliśmy się na początku z brakiem funduszy i kręciliśmy film praktycznie bez pieniędzy, później odszedł Heath Ledger, natomiast w czasie postprodukcji zmarł kanadyjski koproducent filmu - wyjaśniła Amy Gilliam.

Terry Gilliam dodał zaś, że paradoksalnie śmierć Ledgera wzbogacila film.

- Czuliśmy, że Heath czuwa nad naszym filmem i postanowiliśmy wtedy nie poddawać się i koniecznie ukończyć dzieło - opowiadał reżyser. - Musieliśmy znowu kombinować, choć nie musieliśmy w zasadzie za bardzo zmieniać scenariusza. Wystarczyło znaleźć aktorów, którzy będą kontynuowali jego rolę i w jakiś sposób uzasadnić, dlaczego wygląd bohatera się zmienia. Poruszaliśmy się w świecie wyobraźni i mieliśmy magiczne lustro, więc to było proste. Dzięki temu rolę Heatha mogło przejąć aż trzech aktorów: Johny Deep, Jude Law i Collin Farrel, którzy w dodatku zrobili to zupełnie za darmo - tylko dlatego, że chcieli coś zrobić dla Heatha.

Operator filmu, Nicola Pecorini, zdradzał zaś tajniki techniczne filmu.

- W tym filmie efekty specjalne przeplatają się z efektami komputerowymi. Najtrudniejsza była scena, w której widzimy odbicia tańczącej pary w lustrach. Lustra są komputerowe. Natomiast odbicia musieliśmy nakręcić, w tym celu użyliśmy aż dwudziestu pięciu kamer- tłumaczył. Jak się później okazało, oprócz filmuPecorini najbardziej lubi piłkę nożną.

Terry Gilliam zapowiedział też w Łodzi, że jego następnym filmem będzie opowieść o Don Kichocie. Główną rolę miałby zagrać Robert Duvall.

Na przeciwnym biegunie stylu bycia, niż Gilliam, przebywa Frank Gehry, wielki amerykański architekt (choć nieduży wzrostem), który przywiózł do Łodzi swój wstępny projekt Centrum Festiwalowo-Konferencyjnego, które miałoby stanąć na terenie nowego centrum miasta, w EC1. Spokojny, zrównoważony, raczej małomówny, zdecydowany w ruchach, choć zarazem nieco refleksyjny. Przyjechał w konkretnym celu, z konkretnym przedsięwzięciem i w zasadzie nie oczekiwał innych atrakcji. Przespacerował się nieco po Łodzi, zwiedził pałac Poznańskiego i... się wzruszył. Uświadomił sobie bowiem, swoje łódzkie korzenie.

- Gdy byłem w pałacu i chodziłem po jego pomieszczeniach dotarło do mnie, że mój dziadek musiał znać Poznańskiego, bowiem żył w tamtych czasach i mieszkał w Łodzi. Ta myśl sprawiła, że się rozpłakałem - przyznał.

Już nie płacz, ale entuzjazm wywołała wizja Centrum, którą zaprezentował w Łodzi Gehry. Czy wizja przerodzi się w rzeczywistość? Na to potrzeba 40 mln zł na projekt oraz 150 mln dolarów na budynek. To dużo. Ale obecni na prezentacji wiceprezydent Łodzi Włodzimierz Tomaszewski i marszałek województwa łódzkiego Włodzimierz Fisiak zdawali się szczerze mówić, że warto te pieniądze znaleźć...

Festiwalowe imprezy - pokazy filmów, spotkania, seminaria, warsztaty, konferencje prasowe - szczelnie wypełniają program od rana do późnej nocy. Wydarzeń jest tak wiele, że trudno we wszystkich uczestniczyć. Trudno też się spotkać ze wszystkimi gwiazdami, które udało się na festiwal zaprosić. A przecież już trwają prace nad kolejną edycją.

Nieoficjalnie wiadomo, że jedną z aktorskich gwiazd, o których intensywnie myśli Marek Żydowicz, szef Plus Camerimage, jest Brad Pitt. Tenże Pitt jest architektem-amatorem, zna się z Frankiem Gehry. Gehry ma pracować dla Łodzi. Zatem może?...

Dla Plus Camerimage nic nie jest niemożliwe, o czym już kilkakrotnie mogliśmy się przekonać. Warto podkreślić, że w tym roku uczestniczymy w jubileuszowej, dziesiątej edycji festiwalu w Łodzi. Żydowicz podkreśla, że impreza osiągnęła stabilizację, co roku jest lepsza od poprzedniej, w ubiegłym roku podpisał z miastem umowę na organizację Plus Camerimage przez kolejnych 19 lat (za cztery lata już w nowym centrum). Trudno też już mieć wątpliwości co do promocyjnej roli festiwalu dla miasta, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Dzięki studentom łódzkiej szkoły filmowej i gościom zza granicy, sam festiwal jest też ze wszech miar międzynarodowy, a nazwa "Łódź" odmieniana jest przez dziesiątki języków. Jeśli się to odpowiednio wykorzysta, Plus Camerimage może przynieść więcej korzyści niż niejeden Dell.

W sobotę po raz ostatni w tym roku zabrzmi muzyczny temat Trevora Jonesa i Randy Edelmana, który wielu już pewnie bardziej kojarzy z Plus Camerimage niż filmem "Ostatni mohikanin". A następny festiwal już za rok!

Jeśli do Polski przyjeżdżają gwiazdy, to na Plus Camerimage do Łodzi. W tym roku wpadli tu m.in. Bill Murray, Rutger Hauer i Terry Gilliam. Spotykali się, bawili, rozmawiali. Wrócą do siebie z nazwą "Łódź" w pamięci.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Plus Camerimage - tydzień w Łodzi świecący gwiazdami - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto