Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niekulturalny rok w łódzkiej kulturze

Anna Pawłowska, Łukasz Kaczyński, Dariusz Pawłowski
Kłótnia z Markiem Żydowiczem o Camerimage i centrum festiwalowo-kongresowe przyniosła nam wstyd na cały kraj
Kłótnia z Markiem Żydowiczem o Camerimage i centrum festiwalowo-kongresowe przyniosła nam wstyd na cały kraj archiwum
Wypuszczenie z rąk festiwalu Camerimage i awantura wokół Camerimage Łódź Center, likwidacja Festiwalu Dialogu Czterech Kultur i uruchomienie w jego miejsce festiwalu Łódź Czterech Kultur, pogrom na finiszu starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.

Wygląda na to, że rok 2010 w łódzkiej kulturze zostanie zapamiętany głównie jako czas niekulturalnych wydarzeń.

Wiele nadziei wiązaliśmy z Atlas Areną. Hala potwierdziła swe możliwości znakomitymi, światowymi koncertami Depeche Mode oraz Rammstein (dla innej publiczności grało jeszcze Tokio Hotel) i dla muzyki zamilkła (występy Budki Suflera czy Perfectu winny być dla takiego miejsca codziennością). Przeżyliśmy jeszcze humorystyczne odwoływanie łódzkiego koncertu Stinga, z którego żenującą promocją w prowincjonalnym stylu wyrwał się magistrat. W sumie więc promyki wielkiej radości w całorocznej porażce obiektu, który powinien żyć, grzmieć, organizować, wymyślać i zarabiać. A jedynie stoi.

Był to rok, w którym dużo się mówiło o festiwalach. Łódź uparcie lansowała się jako miasto festiwalowe, tymczasem w skandalicznych okolicznościach z okupacją sali obrad Rady Miejskiej na czele straciła Camerimage (miejmy nadzieję, że jednak nie bezpowrotnie) - niepotrzebnie na następcę forując Forum Kina Europejskiego "Cinergia", bo choć to impreza ważna i cenna, to akurat temu zadaniu nie podołała i takie postawienie sprawy tylko jej zaszkodziło. Efekt jest taki, iż rok 2010 dowiódł, że zrobienie dużego festiwalu wcale nie jest takie proste, jak się niektórym w mieście wydawało...

Potem miasto, również niesmacznie, zamknęło kartę pod tytułem Festiwal Dialogu Czterech Kultur na rzecz Łodzi Czterech Kultur. Zaskakujące, że w krótkim czasie i przy żałosnym budżecie udało się zrobić przyzwoitą imprezę. W takiej formie nie ma ona jednak szans stać się znaczącą, ogólnopolską imprezą. Potrzeba więcej pieniędzy i rozmachu, niestety. Ostatecznie też chyba umiera Vena Music Festival, na który jego kolejni organizatorzy nie mogą znaleźć pomysłu (tegoroczny, zbliżający się do telewizyjnego Opola bis, także nie ma sensu).

Bogactwo festiwali

Bardzo dobrym imprezą była natomiast tegoroczna edycja oryginalnego Targowa Film Street Festiwalu z udziałem m.in. Juliette Lewis, Chucka Mangione i Haydamaky. Urozmaicony repertuar, żywiołowość artystycznych doznań i jedno z najbardziej łódzkich miejsc, jakim jest "filmówka" - to jego duże atuty. Mocny repertuar ma Soundedit, ale jakoś nie może on przekonać do siebie szerszej publiczności. Ciekawym pomysłem, choć kompletnie pogrążonym organizacyjnie okazał się Nordland Art Festival.

Warto odnotować pojawienie się festiwalu animacji organizowanego przez Se-ma-for, swoją wierną publiczność mają Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, Festiwal Kultury Chrześcijańskiej, Festiwal Muzyki Filmowej, Festiwal Szkół Teatralnych, jazzowa gala Melomanów, znakomity punkowy cykl Wunder Wave i kilka innych imprez.

Armaty na szczęście pojawiły się pod koniec roku. To dwa fenomenalne festiwale: Tansman i Nowa Klasyka Europy. Pieczołowicie przygotowane od strony repertuarowej, złożone z wybitnych elementów. Obie imprezy były wielkimi wydarzeniami i to takie przedsięwzięcia miasto powinno mocno i sumiennie promować.

Teatr Jaracza wiódł prym

Było to o tyle łatwiejsze, iż personalny knock-out z 2009 roku (usunięcie dyrektora artystycznego Zbigniewa Brzozy) w tym roku pchnął Teatr Nowy im. Dejmka na artystyczną mieliznę.

"Jaracz" proponował spektakle wysmakowane ("Przypadek Iwana Iljicza" ze wspaniałą kreacją Bronisława Wrocławskiego, "Przed odejściem w stan spoczynku"), w których ujawniła się siła i klasa zespołu aktorskiego ("Dybuk", "Pamięć wody"). W efekcie "Jaracz" z sukcesem kontynuuje linię repertuarową, dając spektakle niełatwe, lecz ważne i mądre. Tym samym jest jedną z lepiej rozpoznawalnych scen w kraju. I jedną z ważniejszych. Może jedynie przydałoby się "wpuścić" na jego deski nieco optymizmu pomiędzy dość depresyjne spektakle.

Teatr Nowy przez ostatni rok grywał, ale mało i głównie "pewniaki" ("Mayday", "Krzesiwo") oraz dopracowywał spektakle, z których coś dało się wycisnąć ("Transfer"). Więcej jednak tytułów zdejmował z afisza (niesławną ramotę "Biedermann i podpalacze" i arcynudne "Na dnie"). Ostatecznie w niebyt przeszły także spektakle trudne, ale wartościowe, powstałe za dyrekcji Brzozy: "Król duch" i nagradzana "Brygada szlifierza Karhana". Sezon 2010/2011 rozpoczął "Nowy" od "Diabli mnie biorą", komedii "pod publikę", po której wiele sobie obiecywano. Grać miały nazwiska: Olafa Lubaszenko i Krzysztofa Kiersznowskiego, a tymczasem dobrze zaprezentowali się zdolni łódzcy aktorzy Monika Buchowiec i Bartosz Turzyński.

Od października "Nowy" ma nowego dyrektora, Zdzisława Jaskułę. Czy teraz da odpór "Jaraczowej" ofensywie? Zaproponowany przez Jaskułę program wróży teatr ciekawy i solidny, ale w zbliżającym się roku chyba jeszcze bez fajerwerków. Na razie "Nowy" uspokaja nerwy, otwiera się na młody polski teatr i nowe inicjatywy (kawiarnia Mała Literacka). Jeśli dzięki temu podniesie się z kolan i przyciągnie inteligentnego widza, będzie to sukces.

Cichnie trwający rok galimatias wokół Teatru Lalek "Arlekin", a i tak wydaje się, że spór między aktorami a dyrektorem Wolańskim delikatnie obszedł się z poziomem przedstawień, z których zwłaszcza "Złodziej czasu" wydaje się godny uwagi. Koniec roku przyniósł też mało radosną informację o stanie budynku, w jakim działa najbardziej zasłużona scena lalkowa w Łodzi. O wiele lepiej ma się Teatr Lalki i Aktora "Pinokio", który wzbogacił się o Małą Scenę. Budowę wyczekiwanej Małej Sceny rozpoczął też Teatr Powszechny. Po spektaklach zaskakujących pod względem formalnym ("39 stopni", "Kolacja dla głupca", "Kochanowo i okolice"), scena wraca do przedstawień tradycyjnych, przez co bardziej oczywistych i nie zapadających w pamięć ("Komedia romantyczna"), a których dobrego poziomu nie gwarantuje nawet zatrudnienie w roli autora Janusza Machulskiego ("Matka brata mojego syna"). Interesujące rzeczy za to działy się w Teatrze Studyjnym, charakteryzującym się starannością w doborze realizatorów i znakomitym przygotowaniem absolwentów PWSFTviT.

Zbliża się w końcu do końca remont Teatru Muzycznego. Za to pod koniec przyszłego roku zamknie się Teatr Wielki. Wydarzeniem na tej scenie był występ Kiri Te Kanawy, ale poza tym opera za wiele eksperymentuje, a zdecydowanie za mało gra.

Scena prywatna

Odnotować wypada aktywność Teatru Małego, pierwszej prywatnej sceny w Łodzi, który w budowaniu repertuaru nie pomija tekstów ważnych i trudnych ("Emigranci" Mrożka, "Lekcja" Ionesco). Ponadto przygotował i przeprowadził pierwszą edycję Festiwalu Monodramu "Mono w Manu". Wielki znak zapytania pozostawił po sobie rozłam w środowisku związanym z Łódzkimi Spotkaniami Teatralnymi, najcenniejszą w kraju imprezą teatrów alternatywnych. Nie mogąc znaleźć płaszczyzny porozumienia, obie strony przygotowywały własne festiwale - obok ŁST w nowej formule, goszczących interesujące zespoły z Europy, pojawiły się Spotkania Teatralne 2010, wierne ideom sprzed lat.

Nagłośnioną przez Urząd Miasta inicjatywą mającą przyciągnąć do Łodzi filmowców był... projekt obniżenia opłat za zajęcie pasa drogowego na potrzeby produkcji do około 30 gr za m kw. A jednak Łódź nie stała się w tym roku zagłębiem filmowym i każdy bardziej znany filmowiec witany jest tu jako zwiastun lepszych czasów.

Coś się jednak kręci

4 stycznia w kinie Silver Screen obędzie się ogólnopolska prapremiera filmu "Weekend", w którym w roli reżysera debiutuje Cezary Pazura. Filmu, do którego plenery i sceny spektakularnych pościgów kręcone były w ciągu 40 dni właśnie w Łodzi. Na premierze odliczą się reżyser i odtwórcy głównych ról: Paweł Małaszyński, Michał Lewandowski i Małgorzata Socha. W hali Opus Film zdjęcia do swej najnowszej komedii "Baby są jakieś inne" kręcił Marek Koterski. Filmowcy spędzili w naszym mieście 20 dni. Jednakże najambitniejszą produkcją powstającą w tym roku Łodzi byli "Ukryci" Agnieszki Holland. Polsko-niemiecko-kanadyjska koprodukcja opowiada o losach Żydów i ukrywających ich Polaków. Głównym etapem łódzkich planów były zdjęcia w kanałach. Zdjęcia realizowano także w rejonie ulic: Wojska Polskiego, Włókienniczej, Nowomiejskiej, jak i na terenie Starego Miasta w Piotrkowie Trybunalskim.

Niestety, również w filmie dużo emocji budziły przepychanki i niesnaski. Gdy dyrektorem Wydziału Kultury UMŁ została szefowa Łódzkiej Komisji Filmowej Monika Głowacka, na jej miejsce powołano Jarosława Olbrychowskiego. Jego małe doświadczenie wywołało falę niezadowolenia wśród filmowców, którzy wyrazili obawę, iż o filmie będzie decydował ktoś bez pozycji w środowisku.

Dwa łódzkie muzea obchodziły w tym roku jubileusze - Muzeum Miasta Łodzi świętowało 35-lecie, a Centralne Muzeum Włókiennictwa 50-lecie istnienia. MMŁ zorganizowało z tej okazji światowy zjazd potomków Izraela Poznańskiego i otworzyło Galerię Mistrzów Polskich, z kolekcji obrazów polskiego kolekcjonera, Krzysztofa Musiała. Muzeum włókiennictwa przypomniało postać swojej założycielki i pierwszej dyrektor.

Pochwała za operatywność należy się Ryszardowi Czubaczyńskiemu, dyrektorowi MMŁ. Wyczytawszy w wywiadzie z mieszkającym w Hiszpanii polskim biznesmanem i kolekcjonerem dzieł sztuki, Krzysztofem Musiałem, że tenże chciałby udostępnić swoją kolekcję zwiedzającym w którymś z dużych polskich miast, chwycił za telefon i złożył kolekcjonerowi propozycję: skrzydło pałacu Poznańskiego odzyskane po wydziale komunikacji. Latem w pełnej tajemnicy i pod strażą zwieziono obrazy. Jesienią otwarto Galerię Mistrzów, która pokazując polskie malarstwo przełomu XIX i XX wieku, stanowi doskonałe uzupełnienie awangardowej kolekcji Muzeum Sztuki.

Samo MS kończy rok pierwszą po 17 latach monograficzną wystawą prac Władysława Strzemińskiego, ikony łódzkiej i polskiej awangardy lat 30. A wystawa Roberta Morrisa "Uwagi o rzeźbie" została wymieniona na pierwszym miejscu wśród wydarzeń muzealnych roku 2010 w rankingu tygodnika "Polityka". Ciągle jednak brakuje wydarzenia, które ściągało by tłumy zwiedzających z innych miast.

Pożegnania i ekscesy?

W roku, w którym żegnaliśmy się z wielkimi projektami Camerimage Łódź Center i Specjalnej Strefy Sztuki, inwestowały uczelnie artystyczne. Szkoła filmowa w dawnej fabryce termometrów tworzy centrum nowych technologii. Akademia Muzyczna buduje salę widowisko-koncertową, a Akademia Sztuk Pięknych wmurowała kamień węgielny pod centrum mody.

Mieliśmy w mieście jeszcze jedną zmianę personalną. Dyrektorem Śródmiejskiego Forum Kultury, po alkoholowo-wyjazdowych ekscesach swojego poprzednika - Zbigniewa Pacury, został Andrzej Strąk, literat, szef łódzkiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Natychmiast przystąpił do profilowania ośrodka pod kątem działań literackich i dodał do nazwy drugi człon - Dom Literatury. Tamże odbyła się spora część udanego festiwalu Puls Literatury, który w tym roku zyskał na długości i obecności w regionie. Ale w łódzkim światku literackim największe emocje wzbudził Tomasz Piątek, pisarz, warszawiak, przez jakiś czas mieszkający w Łodzi. Piątek na łamach "Krytyki Politycznej" opisał Łódź jako miasto psich kup na chodnikach. Można by się tym nie przejmować, gorzej jednak, że miasto zrobiło w tym roku wiele, by słowa te potwierdzić...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto