Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łódzkie festiwale bez dialogu kultur

Anna Pawłowska
O Festiwalu Dialogu Czterech Kultur mówiono, że jest sztandarową imprezą Łodzi - Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Wkrótce zostaną tylko sztandary...
O Festiwalu Dialogu Czterech Kultur mówiono, że jest sztandarową imprezą Łodzi - Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Wkrótce zostaną tylko sztandary... fot. Grzegorz Gałasiński
Łódź na początku drugiego milenium dopracowała się dwóch znaczących festiwali kulturalnych.

Jednym z nich był przejęty z Torunia Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage, który znakomicie wpisywał się w tradycje miasta filmowego. Drugi, Festiwal Dialogu Czterech Kultur, był tworem rodzimym i festiwalem, który mógł powstać właściwie tylko tu. Wymyślonym przez łodzianina - Witolda Knychalskiego i opartym na unikalnej historii miasta, jako kulturowego tygla, wielonarodowej Ziemi Obiecanej.

Na tych dwóch filarach można było zbudować kulturalną wizytówkę miasta (i to na długie lata), wcześniej kojarzonego w Polsce głównie z upadłym przemysłem włókienniczym. Te dwa filary mogły wystarczyć do wypromowania Łodzi jako Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. W pewnym momencie coś zaczęło się psuć. Warto zadać sobie pytanie dlaczego?

Gang Camerimage

Transfer festiwalu Camerimage z Torunia do Łodzi był korzystny dla organizatorów imprezy i miasta. Łódź przejęła festiwal o ustalonej renomie, który swoją potęgę zbudował na sprytnym patencie - zamiast reżyserów czy aktorów postanowił uhonorować operatorów filmowych. Oczywiście, pojawiły się żarty, że za chwilę powstanie festiwal wózkarzy filmowych, co nie przeszkadzało jednak, by festiwal święcił triumfy. Przy okazji zwrócenia uwagi na pracę operatorów filmowych, pokazywano w łódzkim Teatrze Wielkim najnowsze produkcje filmowe, zapraszano, oprócz światowych operatorów, także reżyserów, z którymi twórcy zdjęć współpracowali i aktorów, którzy występowali w ich filmach.

Camerimage zaś zyskał przestrzeń cztery razy większego miasta od Torunia, leżącego w samym centrum Polski, i co być może najważniejsze - miasta o filmowych korzeniach, z legendą stolicy polskiej kinematografii i znakomitą szkołę filmową, a więc naturalnym zapleczem środowiskowym. Łódź to bowiem ciągle miasto ludzi, którym sztuka filmowa nie jest obojętna. Entuzjazm przyćmił prawdopodobnie niepokoje, niepozamykane i niewyjaśnione do końca sprawy. Marek Żydowicz miał i ma opinię człowieka trudnego we współpracy, wybuchowego i kontrowersyjnego. Fundacja Tumult w Toruniu, na potrzeby festiwalu Camerimage, otrzymała budynek zabytkowego zboru ewangelickiego na Rynku Nowomiejskim. Festiwal się wyprowadził, zbór pozostał własnością fundacji. Od lat stoi pusty. Teraz miasto zamierza go odzyskać.

Przez kilka lat funkcjonowania Camerimage w Łodzi okazało się, że Teatr Wielki, w którym odbywały się festiwalowe gale, projekcje i spotkania, nie spełnia wszystkich wymagań, jest zbyt mały, aby pomieścić festiwalową publiczność i gości. Marek Żydowicz z Davidem Lynchem, amerykańskim reżyserem filmowym, który za sprawą Camerimage zainteresował się Łodzią oraz Andrzejem Walczakiem, współwłaścicielem Grupy Atlas, założyli Fundację Sztuki Świata, snującą śmiałe plany stworzenia nowego kulturalnego centrum miasta na terenie zabytkowej elektrociepłowni EC1, w okolicach dworca Łódź Fabryczna. Miało się tam znaleźć centrum festiwalowo-kongresowe Camerimage Łódź Center według projektu światowej sławy architekta, Franka Gehrego, studio filmowe Davida Lyncha i Specjalna Strefa Sztuki - nowoczesna przestrzeń wystawiennicza, oczko w głowie Andrzeja Walczaka, właściciela prywatnej galerii Atlas Sztuki. Poprzednie władze miejskie - prezydent Jerzy Kropiwnicki i Włodzimierz Tomaszewski - z entuzjazmem przyjęły projekt. Secesyjną elektrownię sprzedano Fundacji Sztuki Świata za 1% wartości, czyli niecałe 4 tys. zł. W niej właśnie miało znaleźć się studio filmowe Davida Lyncha, który w Łodzi bywał od czasu do czasu i podkreślał, że studio w jego imieniu prowadziłby "Camerimage Gang", czyli ludzie związani z filmowym festiwalem.

Wszystko było w porządku, kiedy inwestycje pozostawały w sferze planów. Problemy zaczęły się w momencie, gdy zaczęto szukać realnych środków na ich realizację. Kiedy radni PO i SLD zablokowali sfinalizowanie projektu Camerimage Łódź Center u Franka Gehrego, Marek Żydowicz oświadczył, że w takim razie festiwal Camerimage w tym roku w Łodzi się nie odbędzie. W międzyczasie zmieniła się władza. Odwołanego w referendum prezydenta Kropiwnickiego zastąpił komisarz Tomasz Sadzyński, kulturą zajęła się Wiesława Zewald. Radni i władze miejskie, tnąc budżetowe wydatki, wykreślili z Wieloletniego Planu Inwestycyjnego centrum festiwalowo-kongresowe. Żydowicz odpowiedział, że wyprowadzi festiwal do innego miasta. Jak twierdzi, ma cztery propozycje: oprócz polskich miast, festiwalem zainteresowane ma być również niemieckie Monachium. Szef festiwalu wkrótce ma wybrać jedną z propozycji.

Dwadzieścia lat minęło

W umowie o powstaniu spółki Camerimage Łodź Center, która miała zająć się budową centrum festiwalowo-kongresowego, Żydowicz gwarantował, że festiwal będzie odbywał się w Łodzi przez najbliższe blisko dwadzieścia lat. Twierdzi, że skoro, nie będzie CŁC, umowa jest nieaktualna. Władze miejskie odbijają piłeczkę uważając, że nie można umowy w ten sposób zerwać, ani wypowiedzieć, i oczekują, że do końca maja Żydowicz przedstawi program tegorocznego Camerimage.

A jeśli festiwal się nie odbędzie, trzeba będzie w jego miejsce zorganizować inny. Zasmuca niefrasobliwość wiceprezydenta Łodzi, Łukasza Magina, który twierdzi, że w miejsce jednego festiwalu, wyrosną dwa następne. Marki Camerimage nie da się przecież łatwo zastąpić inną, wynalezioną naprędce. Przez jakiś czas w miejsce Camerimage próbowano lansować odbywające się w tym samym czasie Forum Kina Europejskiego, organizowane przez łódzkie kino Charlie. Nieprzystająca proporcjami idea chyba jednak wycofała się po cichu. Magistrat mówi o innym festiwalu filmowym. Coś podobnego do Camerimage, a jednak nie Camerimage...

Rodzinny dialog

Podobnie wygląda sprawa z Festiwalem Dialogu Czterech Kultur. W jego przypadku miasto także planuje zastąpienie go nowym festiwalem wielokultuowym, będącym jednak kontynuacją Festiwalu Dialogu Czterech Kultur, ale pod inną nazwą. Prawo do nazwy, organizacji i logotypu, posiadają bowiem - jak zgodnie twierdzą - spadkobierczynie nieżyjącego pomysłodawcy festiwalu, Witolda Knychalskiego, czyli Fundacja Dialogu Czterech Kultur, prowadzona przez Barbarę Knychalską, wdowę po twórcy idei imprezy oraz jego córka, Katarzyna.

Najbardziej udana, w powszechnej opinii, była pierwsza edycja Festiwalu Dialogu Czterech Kultur, która, niestety, również przyniosła poważne, milionowe długi. Impreza, według jej pomysłodawcy, miała mieć szeroki odbiór społeczny, czyli powszechny, ludyczny rozrywkowy charakter. Kolejne edycje, którym dyrektorował Ryszard Maciej Okuński, nie miały już tak entuzjastycznych recenzji, ale utrzymywały swój powszechny, łatwo dostępny charakter. Kiedy kontrolę nad festiwalem przejęły Barbara Knychalska oraz Katarzyna Knychalska, która została dyrektorem powołanej na mocy umowy z miastem miejskiej instytucji Miasto Dialogu (organizującej festiwal), programowi, nad którego artystyczną stroną czuwali "zaciągnięci" z Krakowa Agata Siwiak i Grzegorz Niziołek, zarzucano zbytnią elitarność, "pójście" w stronę sztuki wysokiej.

Miejsko-fundacyjna instytucja nie wytrzymała próby czasu. Poszło o naruszenie dyscypliny finansów publicznych, choć długi, czy zobowiązania Fundacji i Festiwalu Dialogu Czterech Kultur, nie sięgnęły poziomu porównywalnego z zadłużeniem pierwszej edycji przedsięwzięcia.

Zeszłoroczny Festiwal Dialogu Czterech Kultur zakończył się deficytem rzędu 350 tys. zł. Zobowiązania te pokryto z tegorocznego budżetu festiwalu. Zdaniem Katarzyny Knychalskiej, zadłużenie zostało spowodowane wycofaniem się z imprezy jednego ze sponsorów. Do tego doszła kwestia 50 tys. zł od sponsora, które zamiast na konto Miasta Dialogu, trafiło na konto Fundacji Dialog Czterech Kultur i zostało przeznaczone na zaspokojenie roszczeń sądowych poprzedniego dyrektora festiwalu - Ryszarda Macieja Okuńskiego, z którym rozwiązano umowę o pracę. Tragiczny moment nastąpił kiedy komornik sądowy, z braku środków finansowych, które mógłby zająć, zajął prawa do nazwy, logotypu i organizacji festiwalu. Krytyczną sytuację udało się zażegnać, choć proces jeszcze trwa.

Sprawy nie ułatwiały powiązania rodzinne. Katarzyna Knychalska, jako dyrektor Miasta Dialogu, została zmuszona do wystąpienia do prezes Fundacji Dialogu Czterech Kultur, Barbary Knychalskiej, o zwrot 50 tys. zł od sponsora. Córka wystosowała, zgodnie z zaleceniem Urzędu Miasta Łodzi, list do matki, nie potrafiła jednak wyegzekwować pieniędzy.

I wszyscy się kłócą

Umowa między fundacją a miastem zakładała, że dyrektora miejskiej instytucji Miast Dialogu powołuje prezydent miasta spośród osób wskazanych przez prezesa fundacji. Barbara Knychalska nie widziała innego kandydata na to stanowisko niż jej córka Katarzyna. Wiceprezydent Łodzi, Wiesława Zewald, podjęła decyzję rozwiązaniu Miasta Dialogu. Wypowiedziała umowę o pracę Katarzynie Knychalskiej. Obie Knychalskie orzekły, że zabraniają w takim razie używania nazwy Festiwal Dialogu Czterch Kultur, domagały się także zmiany nazwy ulicy im. Witolda Knychalskiego i zdjęcia pamiątkowej tablicy, upamiętniającej inicjatora festiwalu.

Instytucja Miasto Dialogu jest w stanie likwidacji. Festiwal ma się odbyć, tyle że pod inną nazwą. Jaką? Jeszcze nie wiadomo. Odbędzie się, ponieważ w jego tegoroczną edycję zaangażowano poważne środki z kasy miejskiej, poza tym prace poczynione przez Miasto Dialogu są w sporym stopniu zaawansowania. Obowiązki dyrektora miejskiej instytucji organizującej wielokulturowy festiwal wiceprezydent powierzyła Bogdanowi Toszy, reżyserowi teatralnemu z Krakowa. Nominacja ta pojawiła się nagle i bez głębszego uzasadnienia. Tosza nie zajmował się organizowaniem takich festiwali. Kiedyś bez powodzenia starał się o fotel dyrektora Teatru Nowego w Łodzi, obecnie reżyseruje sztukę w Teatrze im. Jaracza. Włodarze miejscy tłumaczą, że nie było czasu na konkurs, że potrzebna była osoba, która doprowadzi tegoroczną edycję festiwalu do skutku i zamknie Miasto Dialogu.

Nie wiemy, jaki będzie nowy festiwal. Wiemy, że dysponuje bardzo okrojonym budżetem. Władze miasta ciągle mają nadzieję na dialog z fundacją, która mogłaby użyczyć festiwalowi nazwy, pod którą był znany. Fundacja nie wyklucza rozważenia propozycji odsprzedania czy użyczenia praw do festiwalu, jednak twierdzi, że taka propozycja do tej pory się nie pojawiła. Paradoksalnie w przypadku Festiwalu Dialogu Czterech Kultur najtrudniejszy jest dialog pomiędzy fundacją a miastem.

Jest w tym pewien paradoks, że jakiś czas po tym, jak Łódź zgłosiła swoje aspiracje do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku, zaczęła mieć problemy wizerunkowe. Początkowo ogłaszano nasze miasto liderem wyścigu o prestiżowy tytuł. Teraz coraz częściej mówi się o kolosie na glinianych nogach. Władze zamiast festiwalu Camerimage i Festiwalu Dialogu Czterech Kultur przygotowują naprędce towary zastępcze. Ale trzeba obiektywnie przyznać, że nie znajdują się w komfortowej sytuacji. Miasto nie stworzyło żadnej festiwalowej marki własnej. Z jednej strony trudno się dziwić, że podchodzi do wszystkiego ostrożnie, żąda gwarancji, próbuje się zabezpieczyć na wypadek utraty festiwali. Z drugiej strony musi być jakiś sposób, na przywiązanie do Łodzi ważnych wydarzeń. Przykłady innych miast pokazują, że można.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto